POROZMAWIAJMY O PANU JEZUSIE CHRYSTUSIE!

chrzescijanie.info zaprasza: POROZMAWIAJMY O PANU JEZUSIE CHRYSTUSIE!

Daily Archives: 16 stycznia, 2008

Artur W Pink: Zgubiony i znaleziony

Artur W Pink

ZGUBIONY

Jakże wielkie tłumy ludzi nie zastanawiają się, a właściwie nie mają świadomości swego nieszczęsnego zgubnego położenia. Zauważają, że nie są doskonali, a jednocześnie nie zdają sobie sprawy z tego, że są w katastrofalnie tragicznym stanie. Są szanowanymi ludźmi, przestrzegają prawa i nic „szczególnego” nie mają na sumieniu. Uważają że z pewnością nie są gorsi od innych religijnych ludzi. I mimo, iż rzadko kiedy czytają Biblię, lub chodzą na zgromadzenia chrześcijańskie aby posłuchać Słowa Bożego, oczekują że pójdą po swojej śmierci do nieba. Niektórzy z nich przyznają że są grzesznikami, ale wyobrażają sobie, że liczba ich „dobrych uczynków” przewyższa liczbę tych złych. Niektórzy z nich jako niemowlęta, zostali pokropieni wodą, jeszcze mniejsza ich liczba jako dzieci uczęszczała na lekcje Biblijne i odmawiała każdego wieczora modlitwy. Niektórzy z nich nawet chodzili regularnie na nabożeństwa, a jednak nigdy nie zdali sobie sprawy z tego że są nieprzyjaciółmi Boga i odrazą w Jego pełnych świętości oczach, a piekło jest ich sprawiedliwym przeznaczeniem. Jak ta smutna rzeczywistość może być wytłumaczona? 2 List do Koryntian, 4 rozdział uczy nas o tym.

„Jeśli tedy zakryta jest Ewangelia nasza, zakryta jest przed tymi, którzy giną. W których bóg świata tego oślepił zmysły, to jest w niewiernych.” (wiersz 3 i 4a). Zamysłem apostoła było ukazanie tutaj tego, że powodem dla którego ludzie nie przyjmują ratunku (zbawienia) przed należną im karą piekła wiecznego, mimo że słuchają Ewangelii, nie jest jej zawiłość, ale buntowniczy wpływ szatana. Ludzie nie widzą chwały i cudowności Ewangelii, nie dostrzegają jej użyteczności dla ich życia, dlatego pogardzają i odrzucają ją. Przez to, że za ich pełnym przyzwoleniem szatan rządzi w ich życiu i sercach (Efezjan 2:2). Dobrowolnie podporządkowują się jego woli i są mu posłuszni. Jego dominacja nad nimi trwa przez trzymanie ich umysłów w ciemności, zwodzenie, oszukiwanie, zaślepianie ich przez dumę, uprzedzenia i dzieła ich zepsucia. Ale winę za to ponoszą tylko i wyłącznie ludzie, bo zdecydowali aby podążać własną drogą, bez względu na koszty zagłuszają gorliwe błagania i poważne ostrzeżenia, a także lekceważą wyrzuty własnego sumienia.

Nigdzie indziej poza Pismem Świętym nie możemy się dowiedzieć o faktycznym stanie niezbawionego człowieka. W Biblii jego przypadek jest zdiagnozowany z nieomylną precyzją przez Świętego Lekarza. Jest w Piśmie wiele terminów użytych przez Ducha Świętego, które pokazują poważny i straszny stan do jakiego upadek w grzech zredukował każdego potomka Adama. A między tymi wszystkimi terminami, chyba żaden nie jest tak trafny i niesamowity jak termin: „ZGUBIONY”. Jakże złowieszcze jest jego brzmienie! Jak wiele treści jest zawarte w tym jednym słowie! Oznacza to, że z natury każdy człowiek jest w grzesznym, nędznym, nieszczęsnym stanie. Odszedł od Boga i porzucił Jego Królestwo. Świadomie i swawolnie porzucił ścieżkę powinności. Zgubiony podróżnik od czasu do wieczności, podążający drogą która prowadzi na wieczną i pewną zgubę. Stworzenie, które straciło aprobatę i przychylność Swego Stwórcy i jest obecnie w oddaleniu od Niego. Ktoś kto zaprzepaścił swoją istotę poprzez buntownicze życie i jest obecnie duchowym bankrutem i nędzarzem, żyje z dala od drogi pokoju i błogosławieństwa. Zupełnie niezdolny by odnaleźć do nich drogę.

Pismo Święte dalekie jest od opisu upadłego człowieka jako tylko częściowo zrujnowanego. Dalekie jest również od przedstawiania jego upadku jako tylko „trochę zmienionego” tak, że przez dokładne starania i wytrwałe wysiłki może przywrócić swoją pierwotną chwałę. „Odłączyli się bezbożnicy zaraz od narodzenia; pobłądzili zaraz po wyjściu z łona matki swojej, mówiąc kłamstwo”. (Psalm 58:4). I każdy grzech, który popełniają przybliża ich do wiecznych płomieni. Żyją w tym świecie „bez Boga” i dlatego są obcy dla Niego jako „nie mający nadziei”. (Efezjan 2:12). I nie ma tu żadnych wyjątków. Słowo Tego, Który nie może kłamać oznajmia: „wszyscy odstąpili, jednako się nieużytecznymi stali; niema, kto by czynił dobrze, niema nawet jednego”. (Psalm 14:4). „Ale człowiek we czci nie zostaje, podobnym będąc bydlętom, które giną”. (Psalm 49:13). „Lud ten błądzi sercem, a nie poznali dróg Moich”; (Psalm 95:10). Mój drogi przyjacielu, możesz mieć rodziców, którzy są chrześcijanami i wychowali Cię w pobożnym duchu, ale jeśli jesteś poza Chrystusem, nie ważne jak bardzo poważany przez tych którzy Cię otaczają, i nie ważne jak bardzo oddany religii – jesteś ZGUBIONY, i to tak bardzo, że jedyne co na dziś jest Ci potrzebne – to ratunek.

Istnieje dość powszechnie przyjmowane kłamstwo, które bałamuci tak wielu ludzi wyznających je. Głosi ono, że życie człowieka jest próbą. I jeśli nie będzie on wykonywał określonych czynności i jeśli nie będzie wiódł określonego rodzaju życia, będzie ostatecznie zgubiony. Idea ta w jaskrawy sposób stoi w sprzeczności z prostym nauczaniem Pisma Świętego. W 2 Liście do Koryntian w 4 rozdziale i 3 wierszu, jest mowa o „tych którzy giną”, nie o tych którzy „zginą”. Jeśli, drogi przyjacielu, jeszcze nie poddałeś się pod pełne panowanie Panu Jezusowi Chrystusowi, i jeśli jeszcze nie złożyłeś swojej ufności w Jego oczyszczającej krwi, jesteś zgubiony już teraz, w tym momencie. Grozi Ci wieczne cierpienie w piekle na które sprawiedliwie i słusznie zasłużyłeś. Jesteś podobny do człowieka biegnącego z zamkniętymi oczami na krawędzi przepaści. Pełna grozy niemożliwa do opisania jest sytuacja upadłego człowieka. Sytuacja upadłego człowieka jest tak beznadziejna jak sytuacja osoby umierającej na nieuleczalną chorobę. Zgubiona owca, lub zgubione dziecko jest żałosnym widokiem, ale czyj umysł potrafi pojąć i opisać tragedię ZGUBIONEJ DUSZY? Zgubionej teraz i na wieki, dopóki Suwerenny Bóg nie zainterweniuje i dopóki nie dokona cudu miłosierdzia, by była ocalona.

Nie tylko zgubieni teraz, ale już wtedy, gdy przyszliśmy na ten świat. Tak, zanim zaczęła się nasza egzystencja. Dlatego Pan Jezus Chrystus Powiedział: „Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby zbawił to, co było zginęło”. (Mateusza 18:11). Zginęło, zgubione zostało w Adamie, gdyż kiedy głowa przymierza odpadła wszyscy, których reprezentował upadli w nim i umarli duchowo. Dlatego człowiek jest zgubiony, na straconej pozycji, bo już nie jest tym, kim był na początku – w stanie prawości, społeczności ze Swoim Stwórcą, zdolny by wykonywać Jego wolę. Wszystko to zostało utracone kiedy zgrzeszył w osobie swego pierwszego rodzica. Zgubiony w sposób realny, obecnie człowiek jest tym, czym nie powinien być, a mianowicie: skalanym stworzeniem, winnym przestępcą Bożego Prawa, dzieckiem nieposłuszeństwa. Jest zgubiony z mocy prawa, pod przekleństwem przekroczonego Bożego Prawa, skazany na wieczna śmierć, „już osądzony” (Jana 3:18), „gniew Boży ciąży nad nim” (Jana 3:36). Zgubiony zasługując na to, bo jego postępki zasługują na wieczną śmierć, która jest zapłatą za grzech. Zgubiony doświadczając tego stanu, gdyż nie ma w nim mocy, ani możliwości by sobie pomóc, „nie poddaje się prawu Bożemu, bo też nie może” (Rzymian 8:7), w upadłym stworzeniu nie ma żadnej pomocy bo jest za słabe (por. Rzymian 5:6). Moralna niedoskonałość człowieka jest taka, że nie jest on w stanie dokonać jakiejkolwiek duchowej rzeczy: „Czy może murzyn odmienić skórę swoją, albo lampart pstrociny swoje? także i wy, czy będziecie mogli dobrze czynić, nauczywszy się źle czynić?” (Jeremiasza 13:23).

Jak widzimy, człowiek jest zgubiony. Jest zgubiony na każdy możliwy sposób. Poprzez przyznanie mu winy reprezentującego go przodka, a także przez odziedziczenie zepsutej natury od swoich rodziców, jak również przez swoje złe postępowanie, tak że w końcu prowadzi to do bezbożnych nawyków i w końcu „nieprawości własne pojmają bezbożnika, a w powrozach grzechu swego zaplącze się”. (Przypowieści 5:22). Jest zgubiony dla Boga, Który nie otrzymuje od takiego człowieka należnej Mu miłości, nie odbiera należnej Mu chwały, człowiek taki jest bezużyteczny dla Boga – jest tylko „drzewem” które „próżno ziemię zajmuje” (Łukasza 13:7), ponieważ Bóg nie otrzymuje służby od takiego człowieka. W taki sposób Bóg jest pozbawiony czci od tych których Stworzył.

Człowiek również zatracił samego siebie: poprawne koncepcje i postrzeganie, racjonalne pobudki, możliwość rozważania o Bogu we właściwy sposób, i o tym jak Bóg patrzy na ludzi. Człowiek stracił poczucie realności odnośnie swojego prawdziwego okropnego położenia w oczach Świętego. Człowiek jest tak zgubiony, że „znajduje upodobanie w nieprawości”. (2 Tesaloniczan 2:12). Zgubiony dla pobożności i prawdziwego szczęścia. Znajduje się poza drogą świętości, pokoju i bezpieczeństwa. Zgubiony w grzechu, braku poznania i błędzie. Beznadziejnie zgubiony, tak jak owca, która odchodzi od stada i oddala się póki nie zginie. Człowiek kompletnie nie posiada zdolności by znaleźć drogę powrotu do Boga, gdyż znajduje się w zupełnej ciemności, jest ginącym wędrowcem błąkającym się po bezdrożach pustyni.

To co czyni położenie człowieka jeszcze bardziej beznadziejnym jest to, że nie ma on żadnego pragnienia by być uratowanym. Ustanowił siebie swoim własnym mistrzem i uparcie dąży do tego, by sprawiać przyjemność wyłącznie sobie i kształtować swoje własne powodzenie. Zamiast zwrócić się do Boga, nieodrodzony, zgubiony, zasługujący tylko na gniew Boży potępieniec, wybiera raczej drogę która wiedzie jak najdalej od Niego. Oburza się na Boże uwagi i sprzeciwia się zabiegom Jego Świętego Ducha. Jeśli nawet nie uczynkami, to sercem: „mawiają Bogu: Odejdź od nas; bo dróg Twoich znać nie chcemy”. (Hioba 21:14). Woleliby raczej być straconymi niż spotkać Boga twarzą w twarz i zdać sprawę za samego siebie (Rzymian 14:12). Nienawidzą Jego Świętości i drżą przed Jego sprawiedliwością, poniżając Jego Dobroć i uwłaczając Jego zmiłowaniu. Jedyne „życie” jakie znają skupia się na rzeczach tego świata i ma swoją uciechę w zaspokajaniu pożądliwości ciała. Nikt nie pozna zupełnej zguby człowieka dopóki nie doświadczy Bożego gniewu w piekle, albo jeśli nie ujrzy Jego chwały w niebie. Wtedy będzie mógł zmierzyć niebezpieczny dystans na jaki człowiek oddalił się od Boga.

Drogi przyjacielu, jeśli jesteś bez Chrystusa, to wtedy to co przed chwilą przeczytałeś opisuje Twój pełen grozy przypadek. Jest to bezbłędna diagnoza wystawiona przez Samego Boga. Jesteś w tym momencie zgubioną duszą. To nie jest po prostu jakaś opinia, ale poważny wyrok Twojego Sędziego. On Chce, żebyś Ty mógł w ten sposób widzieć siebie samego. Nie, żeby to było warunkiem zbawienia czy Twojego przyjęcia oferty Ewangelii, bo zbawienie jest darem i skutkiem dzieła Chrystusa dla grzeszników. Ale nie wszyscy odczuwają potrzebę pójścia do lekarza, lecz tylko ci, którzy zdają sobie sprawę, że są chorzy. I dopóki cudowna łaska nie zostanie „zlana” na człowieka, nie ma takiej duszy, która mogłaby sobie zdać sprawę ze swego zgubnego położenia. Bo do tego czasu, każdy człowiek jest głuchy na Boże wołania i nie odczuwa Bożego smutku wynikającego z poznania swego grzechu. A może powiesz: „Ale, ja jestem zbawiony!” wtedy powiem Ci: „upewnij się, że masz Biblijny dowód tego w swoim życiu i w swoim sercu”.

ZNALEZIONY

„Bo przyszedł Syn Człowieczy, aby szukał i zbawił, co było zginęło”. (Łukasza 19:10). Nasze spoufalenie z tymi słowami jest w stanie ograbić je z ich głębokiego znaczenia i spowodować, że utracimy zadziwienie nad nimi. Po pierwsze, mówiąc o Tym, który szuka, mówimy o Umiłowanym Wiecznym Synu Bożym, równym Ojcu, który okazał się Synem Człowieczym. Aby spełnić to zadanie, było koniecznym, by będąc Bogiem Opuścił niebo i zszedł na ziemię. Nawet więcej: konieczne było wcielenie i przyjęcie na siebie natury nie anielskiej, lecz bycie uczynionym „na podobieństwo grzesznego ciała”. (Rzymian 8:1-3). Ale i to nie wystarczyło: Musiał przyjść tam gdzie byli ci których Poszukiwał, a to wymagało tego aby Był uczyniony grzechem, aby poddał się przekleństwu złamanego prawa, aby z tego powodu został opuszczony przez Boga. To wszystko było konieczne jeśli ktoś z potomków Adama miał być uratowany, bo w nich samych nie ma takiej zdolności, bo wszyscy bez wyjątku są nieodwracalnie i bezpowrotnie zrujnowani. Ale Wieczny Syn Boży stał się Synem Człowieczym aby przynieść nadzieję dla tych którzy są w beznadziejnym położeniu, aby dać życie umarłym i uzdrowienie nieuleczalnie chorym na grzech, by nie tylko oferować, ale rzeczywiście szukać i uratować (zbawić) tych którzy są zgubieni.

Nie mogło być żadnej możliwości niepowodzenia w związku z ta misją, bo nieskończone źródła Boże zagwarantowały jej całkowity i pełen sukces. Dlatego zostało zapowiedziane przez Boga o Panu Jezusie: „A urodzi syna, i nazwiesz imię Jego Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich”. (Mateusza 1:21). Nie tylko to, że On ze swojej strony będzie Chciał zbawić, ale że pomimo ludzkiej wrodzonej niechęci i wszystkich innych oporów i buntów zbawi ich. Ale zauważ kim są ci błogosławieni faworyci: nie chodzi o cały rodzaj ludzki, ale o: „Jego lud” – ci którzy są Mu dani przez Ojca przed założeniem świata (Jana 12:2, Efezjan 1:4 i wiele innych). Nie chodziło o „psy” (Mateusza 7:6), ani o „wilki” (Mateusza 10:16), ani o „kozły” (Mateusza 25:32), ani o „świnie” (Mateusza 7:6; 2 Piotra 2:22), ale tylko i wyłącznie o „owce” których Jezus Chrystus Przyszedł szukać i zbawić (Jana 10:16) i za które Oddał swoje nieskończenie cenne życie (Jana 10:11). I nie ma tu możliwości przypadku, ani żadnych niejasności, ale mowa jest o niezawodnym zapewnieniu, że On „ujrzy potomstwo … za mękę swojej duszy ujrzy światło i jego poznaniem się nasyci”. (Izajasza 53:10-11). Tak jak Pan Jezus Chrystus wyraźnie nauczał: „idzie za zgubioną aż ją odnajdzie” (Łukasza 15:4), bo skoro zgubiona owca nigdy nie szuka swego właściciela, Pasterz musi szukać swojej owcy. I On to czyni w Swej cudownej łasce z każdym wybranym Bożym. Dlatego Mówi o każdym z nich: „Dałem się znaleźć tym, którzy mnie nie szukali” (Izajasza 65:1). Z Listu do Rzymian 10 rozdziału i 20 wiersza wynika, że w swym ogólnym kontekście ten wiersz był przepowiednią Bożego zwrócenia się do pogan po odrzuceniu Bożego świadectwa o Panu Jezusie przez Żydów. Pogańskie narody ani nie szukały Boga, ani wzywały jego Imienia, ale głoszący Ewangelię zostali do nich posłani bez żadnej prośby z ich strony. Ale jak zauważył Jan Kalwin, „ich przypadek był typem uniwersalnej zasady”. I tak rzeczywiście jest, jak to Stary i Nowy Testament w obfitości przypadków ukazują. Zbawienie jakiegokolwiek grzesznika odbywa się wyłącznie dzięki cudownej i suwerennej łasce Bożej, a nie dzięki jakimś staraniom czy usiłowaniom. Bo Boże zbawienie jest nie tylko nie do kupienia, ale i nie do sprzedania.

Weźmy przykład Abrahama. Jest on „ojcem (lub ‘prototypem’) wszystkich wierzących” (Rzymian 4:11). Księga Jozuego 24 rozdział 2 i 14 wiersz objawia nam coś o warunkach w jakich Abraham żył zanim i w czasie, gdy Bóg go „znalazł”. Abraham pochodził z bałwochwalczego rodu, który służył fałszywym bogom. Kiedy Pan chciał uniżyć dumne serce Izraela, Przypomniał mu o jego niskim pochodzeniu i Nakłaniał: „Spójrzcie na skałę, z której jesteście wycięci, i na głębokość dołu, z którego jesteście wykopani. Spójrzcie na Abrahama, ojca waszego”. (Izajasza 51:1-2). Dzieje Apostolskie 7 rozdział 2 wiersz informują nas, że „Bóg Chwały ukazał się ojcu naszemu Abrahamowi, gdy był w Mezopotamii”. To był akt szczególnej przychylności, gdyż nie ukazał się innym współczesnym Abrahamowi ludziom. Jak mówi księga Izajasza 51:2 „Jego jednego powołałem, lecz pobłogosławiłem go i rozmnożyłem” i księga Jozuego 24:3 „Zabrałem ojca waszego Abrahama … i prowadziłem po całej ziemi kanaanejskiej”. I tak w tym przypadku, Bóg dał się znaleźć temu który Go nie szukał.

Weźmy przykład Jakuba. Jeśli był kiedykolwiek człowiek, który mógłby udowodnić przykładem własnej osoby, że Bóg wybrał „to co jest niskiego rodu u świata” (1 Koryntian 1:28), to byłby to właśnie on. Według ciała nie było w nim nic przyciągającego albo szczególnego. Samolubny, oszukujący, niegodny zaufania, był najbardziej nieprzyjemnym charakterem. Nie było w nim nic, co by mogło przyciągnąć miłość Bożą, a jednak pamiętnej nocy w Betelu, Bóg dał się znaleźć emu, który Go nie szukał. W oddaleniu od ojcowskiego domu, uciekający przed gniewem brata, prawdopodobnie nie myślał w ogóle o Bogu. Położył się na ziemi, by zasnąć na kamieniu służącym mu za poduszkę. I właśnie wtedy  Bóg łaski ukazał mu się i Objawił się jako Dający Bóg (1 Mojżesza 28:13) i powiedział: „Nie opuszczę cię dopóki nie uczynię ci tego co ci przyrzekłem” (wiersz 15). Bóg znalazł Jakuba wtedy gdy ten nic nie posiadał, nie zasługiwał na nic, jak tylko na gniew, Dał mu wszystko i Obiecał chronić go dokądkolwiek pójdzie.

Mojżesz (2 Mojżesza 3:1-2), Hebrajczycy w niewoli egipskiej, Samuel, Dawid są następnymi przykładami. Ale rozważmy przykład kobiety przy studni (Jana 4 rozdział), która nieprzypadkowo znalazła Pana, mimo że Go nie szukała. Pogardzana Samarytanka, cudzołożnica, unikana przez innych, przyszła nabrać wody w południe przypuszczając że okolica będzie pusta. Nie była zaznajomiona z Panem Jezusem i nie spodziewała się Go spotkać, ani nie miała myśli o nawróceniu się właśnie tego dnia. Nędzna wyjałowiona dusza! Ale Chrystus Był przy studni. Był tam pierwszy, bo On jest Alfą zbawienia i jego Omegą. Był tam czekając na nią. Znał jej palącą potrzebę i Był gotowy zadość uczynić tej potrzebie. Poszedł tam, by rozjaśnić jej mroczne zrozumienie, pokonać jej uprzedzenia, podporządkować Sobie jej zbuntowaną wolę, by wejść i zamieszkać w jej sercu. I tak się stało, a ona „pozostawiła swój dzban” i pobiegła swoją drogą uradowana świadcząc o Jego łasce.

Weźmy też, przykład Saula z Tarsu. Był to samosprawiedliwy Faryzeusz. Kiedy taki przychodził przed oblicze Pańskie, to nie po to aby szukać zmiłowania w Jego rękach, ale dziękować, że nie jest taki jak inni ludzie i chełpić się swoimi dobrymi uczynkami. Należał do stronnictwa, które zamiast przywitać wspaniałą służbę Chrystusa, oburzało się, że jest Przyjacielem grzeszników i celników. Ale gorzej, Saul był przepełniony wrogością w stosunku do Pana Jezusa Chrystusa i przewodniczył prześladowaniom i więzieniu Jego ludu. Nie tylko zgadzał się ze śmiercią Szczepana, ale też tępił zbór chrześcijan, wchodząc do domów chrześcijan, wywlekał kobiety i mężczyzn i wtrącał do więzienia. (Dzieje 8:3). Uzyskawszy jeszcze większe pełnomocnictwa od arcykapłana „dysząc jeszcze groźbą i chęcią mordu przeciwko uczniom Pańskim” został znaleziony przez Chrystusa. Tak daleki od szukania Go, sprzeciwiał się z całej siły, bo tak wynika z jego słów w Dziejach 26:14, że Duch mocował się z nim, ale zamiast „poddać” się przekonaniu, „wierzgał przeciwko ościeniowi”.

Być może, drogi przyjacielu, twierdzisz że się nawróciłeś, i że u Ciebie wyglądało to zupełnie inaczej. Być może chcesz powiedzieć: „mój przypadek był inny od opisanych wcześniej, bardziej podobny do Nikodema, Bartymeusza, czy umierającego łotra. Byłem rzeczywiście wielkim grzesznikiem, ale zdałem sobie sprawę z mojego zgubnego położenia i szczerze szukałem Pana”. Jeśli nawet tak było, to robiłeś to, co Bóg nakazał wszystkim czynić (Izajasza 55:6). Tak że nic mądrego nie kłóci się z tym co zostało przed chwilą ze Słowa Bożego pokazane. Również i w Twoim przypadku Bóg Był wcześniej i nie tylko Wybrał Cię zanim ty wybrałeś Jego (Jana 15:16) i Ukochał Cię zanim ty Go pokochałeś (1 Jana 4:19), ale Działał w twoim życiu zanim ty zwróciłeś się do Niego. Musiał Wypowiedzieć ożywcze słowo, zanim mogłeś wyjść ze swego duchowego grobu (Jana 11:43) i Otworzyć twoje niewidzące oczy, nim byłeś w stanie zobaczyć swoje zgubne położenie. Musiał Zmienić twoje serce zanim ty skłoniłeś się ku szukaniu Jego i Przyciągnąć cię (Jana 6:44) zanim przyszedłeś do Niego. Dlatego nie ma tu miejsca na chlubienie się. Nie ma niczego za co mógłbyś zebrać jakieś punkty. Cała chwała za twoje zbawienie należy się jedynie Panu Jezusowi Chrystusowi.

„Idzie za zgubioną, aż ją odnajdzie. A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się” (Łukasza 15:4-5). Jakże rzadko zajmujemy się dzisiaj tym aspektem naszego zbawienia, czy to po stronie kazalnicy, czy to po stronie słuchających. Jesteśmy tak skoncentrowani na sobie, zajęci tym co odkupienie nam niesie, że niewiele myślimy o tym co to znaczy dla Samego Odkupiciela. Ach! Jaką wielką i świętą radość odczuwa Pan Jezus za każdym razem gdy skończy się udręka jakiejś duszy która została uratowana. Jakże uradowane jest Jego serce, gdy daje wieczne bezpieczeństwo kolejnej duszy danej Mu przez Ojca. To w oczekiwaniu na to, Przecierpiał krzyż (Hebrajczyków 12:2). Więcej: dalej w Ewangelii Łukasza 15:6 czytamy, że On dzieli Swoją radość z tymi w „domu” na górze. Każdego razu gdy jakiś wybrany Boży dostępuje zbawienia, ta sama wiadomość jest ogłaszana w niebie! „Każde objawienie łaski Zbawiciela jest klejnotem w Jego koronie. Jakie są nasze serca, że nie jesteśmy bardziej pokorni przed Nim. Panie Jezu! Pomóż nam, grzesznikom z pogan, spojrzeć wstecz, wewnątrz, do góry i w przód, by wyrazić pokorę, wdzięczność i radość serca. Spójrz do przodu moja duszo, bo niebo jest przed tobą. Jezus Stoi Gotowy, by cię przyjąć, Ojciec, by cię Objąć, a Duch, by Panować nad tobą. Chwała ukończy to co zaczęła łaska.” (W. Mason, 1785).
Przebaczenie Boże – kto go potrzebuje?

J. N. Darby

Każdy człowiek ma pewne poznanie dobra i zła; takie a takie rzeczy są dla niego dobre, a inne – złe, choć prawdopodobnie dwie osoby nie wskazałyby identycznych standardów. Ludzie ustanawiają takie standardy dobra dla siebie samych i podobnie standardy zła, z których wyłączają siebie, a zaliczają innych. Na przykład, ludzie nadużywający alkoholu nie uważają picia za coś bardzo krzywdzącego, lecz uważaliby za bardzo złe złodziejstwo. Człowiek żądny pieniędzy, który prawdopodobnie każdego dnia oszukuje lub wykrzywia “drogi handlowe” usprawiedliwia się tym, “że robię tylko to co jest konieczne i zwyczajne w biznesie, a w końcu mimo wszystko to ja nie piję, nie przeklinam i nie przysięgam tak jak inni.” Człowiek rozpustny pyszni się tym, że jest dobry i ma miękkie serce dla innych i mówi sobie: “nikomu nie robię krzywdy oprócz siebie.” Prawy, moralny i uprzejmy zadowala się tym, co sam nazywa wykonywaniem swoich obowiązków, rozgląda się wokół i rozpacza nad otwartością grzechu, który widzi; lecz nigdy nie dostrzega jak wiele złych myśli, grzesznych pragnień, nieznanych innym, chowa w sobie, w swym własnym sercu: a Bóg osądza serca, pomimo że człowiek patrzy tylko na zewnętrzny wygląd.

Tak więc każdy, raduje się z tego, że nie robi pewnych złych rzeczy, porównując siebie z innymi, grzeszącymi tak jak, uważa, sam nie powinien.

To wszystko wykazuje, że człowiek nie osądza siebie samego na podstawie stałych standardów dobra i zła, lecz bierze to, co jemu samemu pasuje i potępia innych. Lecz JEST standard, do którego wszyscy będą przyrównani i zgodnie z którym będą osądzeni – standard sprawiedliwości, z którym wszyscy minęli się i dlatego będą osądzeni na wieczne potępienie; a nie jest to nic mniejszego niż sprawiedliwość Boża.

Gdy człowiek zaczyna odkrywać, że nie powinien osądzać siebie na podstawie porównywania z innymi, lecz w porównaniu siebie z Bogiem, wtedy jego sumienie jest zrujnowane; nie będzie próbował usprawiedliwiać się usiłując znaleźć kogoś gorszego od siebie, lecz będzie zaniepokojony tym, czy to jest możliwe aby Bóg, przed Którym, o czym to sam wie, jest potępiony, może mu przebaczyć. W ósmym rozdziale Ewangelii Jana wspomniane jest o tym, że faryzeusze i uczeni w Piśmie, którzy byli bardzo moralni i religijni, byli bardzo oburzeni i zszokowani, gdy znaleźni złą kobietę przyłapaną na jawnym grzechu. Sprawiedliwość i zakon Mojżesza uczył ich, że należy z niej zrobić przykład dla innych – nie może taki grzesznik żyć. Znakomicie ucisza i zadowala złe i zepsute serce ludzkie, gdy może tylko znaleźć kogoś gorszego od siebie: myśli wtedy, że cudzy, „większy” grzech usprawiedliwia jego; i podczas gdy on oskarża i gwałtownie obwinia innego, zapomina o swoim własnym grzechu. Tak więc raduje się niegodziwością.

Lecz to jeszcze nie wszystko, ponieważ w ten sposób człowiek nie tylko wywyższa i gloryfikuje upadek i zepsucie innych, lecz nie jest w stanie zobaczyć, ani pomyśleć o tym, że Bóg okazuje łaskę. Łaska – oznacza pełne i darmowe przebaczenie każdego grzechu, każdego zła, bez wymagania ze strony Boga czegokolwiek od tego któremu przebacza – ta zasada jest tak przeciwna wszelkiemu ludzkiemu myśleniu, i jest to droga tak przewyższająca ludzkie, że nie podoba się człowiekowi i w swym własnym sercu nazywa to niesprawiedliwością.

Sam nie działa w ten sposób i nie podoba mu się sposób w jaki robi to Bóg. Jest bardzo uniżające przyznać się, że, jeśli chodzi o zbawienie, jest się całkowicie zależnym od łaski; przyznać, że nic nie zrobiłeś, ani nie możesz zrobić w przyszłości, co mogło spowodować, że podlegamy tej łasce. Faryzeusze i uczeni w Piśmie nie rozumieli tego i nie chcieli się przyznać do tego, że oni sami są grzesznikami, chcieli wprawić Jezusa w zakłopotanie i gdyby uniewinnił kobietę, mogli by powiedzieć, że postąpił niesprawiedliwie; a gdyby ją potępił, wtedy nie byłby miłosierny. “Takie należy kamienować, a ty co mówisz?” pytali.

Prawdziwie, wyrok był sprawiedliwy, dowód winy kobiety nie pozostawiał żadnych wątpliwości, lecz kto miał wykonać prawo? Człowiek łatwo potępia, lecz kto ma prawo wykonać wyrok? “Kto z was jest bez grzechu, … niech pierwszy rzuci na nią kamieniem.” Któż mógł powiedzieć “bez grzechu”? a jeśli żaden z nich nie mógł powiedzieć “jestem bez grzechu”, to wszyscy podlegali temu samemu wyrokowi co owa kobieta, to jest: wieczna śmierć jest zapłatą za grzech.

Oto więc mamy dziwną sytuację, oskarżona i oskarżyciele są na równi przestępcami. Teraz już nie “takie należy kamienować” lecz wszyscy powinni być ukamienowani. Od najstarszych do najmłodszych, wszyscy są więźniami grzechu.

Czy myślałeś kiedyś o tym – o tym, że Ty i cały świat jest winny przed Bogiem? Nie ma znaczenia jaka jest, w ludzkich rozliczeniach, waga Twego grzechu; lecz czy możesz powiedzieć, że jesteś bez grzechu przed Bogiem? Jeśli nie, to wyrokiem za to jest wieczna śmierć. “Dusza, która grzeszy umrze.” W tym smutnym stanie, co możesz uczynić? Możesz zrobić to samo co faryzeusze i uczeni w Piśmie, gdy zostali przekonani o swojej winie – opuścili obecność Tego, który może ogłosić przebaczenie.

Adam zrobił w ogrodzie to samo już wcześniej: gdy poczuł się winnym, odszedł i ukrył się przed Bogiem; odwrócił się od swego Jedynego Przyjaciela właśnie wtedy gdy potrzebował Jego pomocy najbardziej, i tak jest dotąd. Człowiek ciągle boi się Tego, Który Gotów jest Przebaczyć. Możesz przekonać siebie samego, że nie jesteś taki zły; możesz znaleźć innych gorszych od siebie: lecz czyż nie jesteś mimo wszystko grzesznikiem? Co Bóg myśli o Tobie? Czyż nawet Twoje własne sumienie nie mówi ci: “nie jestem tak całkiem bez grzechu.” Jeśli tak, to wyrokiem jest śmierć. Jeśli tylko usłyszelibyśmy, że Bóg jest Sprawiedliwy, to nie byłoby dla nas nadziei. Lecz On jest “sprawiedliwym Bogiem i Zbawicielem.” On potępił, i On ma też moc to potępienie wykonać, a jedynym pytaniem jakie pozostaje jest: “czy może wybaczyć.”

“I pozostał sam Jezus i ta kobieta.” Stała przed Tym, Który mógł powiedzieć, “jestem bez grzechu” i mógł rzucić kamieniem.

Stała przed Tym, do Którego jako Pana należała, a jaki miał być Jego wyrok? Prawo już ją potępiło; czy On wykona go? Jakże wielkie napięcie musiało w niej panować w tej chwili! Jak nic nie znaczyło w jej mniemaniu całe otoczenie! Była sama z Tym, Który miał moc życia i śmierci. Wszystko zależało od Jego słowa. Co on może powiedzieć? Ludzie nie odważyli się rzucić kamieniem, cóż teraz powie Bóg? “I Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej.”

Ciągle jest taka Boża odpowiedź dla zrujnowanego grzesznika, ogłoszona przez Samego Sprawiedliwego Sędziego. Lecz jest to wyłącznie dla zrujnowanego grzesznika, stojącego w świadomym przekonaniu o swym grzechu przed Sędzią. „Sprawiedliwi” faryzeusze nie słyszeli tego. Zostali rzeczywiście przekonani o grzechu, lecz nie chcieli ich wyznać; nie chcieli poddać się pod ten sam osąd co zła kobieta, która otrzymała błogosławione słowa pokoju. Ciągle jest tak samo, jeśli pragniesz otrzymać Boże, pełne i darmowe wybaczenie, to po pierwsze musisz stanąć jako winny grzesznik, musisz być sam z Jezusem, świadomy samopotępienia, nie mając nikogo innego z kim mógłbyś się porównać, ani nikogo innego komu mógłbyś zaufać. Nie robiąc poprawek do prawa, ani nie starając się najpierw, zanim staniesz przed Nim, być lepszym, lecz przywiedzionym do Niego przez swój własny grzech, stojąc w miejscu samego potępienia i przed samą Osobą, która ma moc potępić. Musisz sprawić, aby przekonanie o winie było przyczyną bycia wyłącznie z Nim.

A Pan dał jej przebaczenie bezwarunkowe. Nie powiedział do niej: “Przebaczę ci, jeśli nie będziesz już więcej grzeszyć.” Nie, On przebacza jej całkowicie i zupełnie najpierw i Wie, że to uzdolni ją do unikania grzechu w przyszłości. Jeśli pragniesz mieć moc nad Twoimi grzechami, musisz najpierw wiedzieć, że wszystkie zostały Ci przez Boga wybaczone przez Chrystusa. Lecz jeśli zechcesz opanować swoje zło zanim poznasz Boże przebaczenie, musisz zostać usprawiedliwiony ze wszystkiego zanim będziesz oczyszczony przed Bogiem. Niektórzy rzeczywiście wierzący w Jezusa nie widzą tego i usiłują szukać pokoju w „świętym życiu”, lub „owocach Ducha”, zamiast najpierw przyznać się do tego, że są zrujnowanymi grzesznikami, którym darmo wybaczono i wtedy pozwolić na to, aby to poznanie przebaczenia kierowało ich życiem i zachowaniem i aby zapanowała miłość Boża, którą to poznanie musi stworzyć. Zacznij od “i ja ich nie potępiam.” Niech Twój pokój wypłynie z wiary w krew Jego krzyża, przez który On uczynił pokój. Boże poznanie i ocena Twego grzechu jest znacznie głębsza niż Twoja, lecz On zapewnił nam krew Swego Syna. On Mówi, że krew oczyszcza z wszystkich grzechów. Im więcej dostrzegam i znam swój grzech, tym bardziej doceniam wartość krwi przez którą jest ten grzech usuwany: tym gorliwiej będę się starał nie zasmucać Tego, który przez swą miłość, Udostępnił nam tą wspaniałą ofiarę. Tak więc, im bardziej znam swój grzech tym bardziej będę bezpieczny w pokoju; ponieważ wtedy większa będzie dla mnie wartość krwi, przez którą ten pokój został osiągnięty.

Obyś poznał pokój i radość płynącą z przebaczenia wszystkich Twoich grzechów przez wiarę w krew Jezusa i wynikające stąd zwycięstwo nad mocą tego grzechu przez który byłeś zniewolony

Jesteś pomocą czy przeszkodą?

Jesteś pomocą czy przeszkodą?

Pytanie skierowane jest do wszystkich, którzy zbierają się w imieniu Pana Jezusa Chrystusa.

Spośród wielu przywilejów nadanych nam przez zawsze łaskawego Pana, największym zapewne jest ten, że możemy być obecni na spotkaniach Jego umiłowanego ludu, podczas których obchodzona jest ustanowiona przez Niego Pamiątka Jego śmierci i zmartwychwstania. Każdy, kto rzeczywiście miłuje Chrystusa, znajdzie radość w przebywaniu tam, gdzie obiecał On być. Szczególny charakter temu spotkaniu nadaje zgromadzenie się na łamanie Chleba, by głosić Jego śmierć i zmartwychwstanie i rozważać Słowo Boże, by poznać Jego myśli, a w modlitwie przyjść przed Tron Łaski, by wspólnie wyjawić Mu nasze potrzeby i zaczerpnąć z Jego niewyczerpanego źródła. Każde wierne serce tęsknić będzie do tego, by być obecnym na zgromadzeniu, a możemy być pewni, że każdy, kto celowo lub dobro­wolnie opuszcza zgromadzenie, znajduje się w zimnym, obojętnym i niezdrowym stanie ducha. Opuszczanie naszych zgromadzeń jest pierwszym krokiem na pochyłej drodze, która doprowadzić może do całkowitego odrzucenia Jezusa i wszystkiego tego, co jest Mu drogie (zobacz: List do Hebr. 10,25-27).

Celem tych kilku wierszy nie będzie, jak powiedziano na początku, roztrząsanie często stawianego pytania: „Skąd możemy wiedzieć, do jakiego powinniśmy chodzić zgromadzenia?” Pytanie to dla każdego chrześcijanina ma na pewno ogromne zna­czenie i każdy wierzący powinien je postawić sam sobie i spróbować odebrać ze Słowa Bożego właściwą odpowiedź. Gdyż pójście do zgromadzenia bez wiedzy, na jakim gruncie ono bazuje lub się zbiera, oznacza działanie w niewiedzy lub w obojęt­ności, co całkowicie nie zgadza się ani z bojaźnią Bożą, ani z miłością do Jego Słowa.

Dziś zajmować nas będzie nie ten problem, nie będziemy zajmować się teraz grun­tem, na którym się zgromadzamy, lecz naszym stanem i zachowaniem się na tym gruncie, a więc sprawą, która dla każdego, kto wyznaje, że zgromadza się wraz z innymi wierzącymi w Imieniu Jezusa, jest szczególnie ważna i poważna; bowiem On jest Świętym. Chcielibyśmy więc dlatego do każdego serca i sumienia skierować pytanie: Czy jesteś dla zgromadzenia pomocą czy przeszkodą? To, że każda jednostka jest jednym lub drugim, jest jasne i zrozumiałe, dlatego też pytanie to ma tak doniosłe, praktyczne znaczenie.

Prosimy czytelnika, by otworzył swoją Biblię i przeczytał z namysłem i modlitwą rozdział dwunasty z 1 listu apostoła Pawła do Koryntian. Znajdziemy tu dopiero co wspomnianą prawdę, że każdy członek ciała wywiera swój wpływ na pozostałe części. Jest to prawie tak, jak w ludzkim ciele: jeżeli coś jest nie w porządku, a może to dotyczyć części najbardziej ukrytej lub najsłabszej, to choruje całe ciało. Wystarczy naderwać paznokieć, wystarczy by zabolał ząb albo została zwichnięta noga, by jakikolwiek staw, muskuł lub nerw był nie w porządku, a zaraz całe ciało odbiera to jako przeszkodę w normalnym działaniu. Tak samo dzieje się w Kościele Bożym, w Ciele Chrystusowym: „Jeżeli jeden członek cierpi, wraz z nim cierpią wszystkie członki; jeżeli jeden członek został uwielbiony, radują się wszystkie członki”. Stan każdego członka z osobna wpływa na cały organizm. Stąd też wypływa wniosek, że każdy członek w stosunku do wszystkich pozostałych jest albo pomocą, albo przeszkodą. Co za ogromna prawda! Oczywiście, ma ona też decydujące znaczenie praktyczne.

Apostoł nie mówi tu o jakimkolwiek miejscowym zborze, lecz o całym ciele, któ­rego wyrazem powinno być każde miejscowe zgromadzenie. Tak wiec mówi on, pisząc do Koryntian: „Wy zaś jesteście ciałem Chrystusowym, a z osobna, człon­kami”. Naturalnie, w innych miejscowościach istniały również zbory; lecz gdyby apostoł mówił do nich o tej samej sprawie, mówiłby w ten sam sposób; bowiem co jest prawdą dla całego Ciała, to odnosi się również do każdego miejscowego zboru. Jest to całkiem jasne i proste, a w praktycznym względzie bardzo ważne.

Z prawdy, którą poruszyliśmy, wynikają dla nas trzy kosztowne i ważne pobudki do świętego i wiernego życia:

po pierwsze, nie powinniśmy znieważać Jezusa, Głowy całego Ciała, z którą jesteśmy zjednoczeni,

po drugie, nie powinniśmy zasmucać Ducha Świętego, przez którego jesteśmy zjednoczeni z Głową i ochrzczeni w jedno Ciało;

po trzecie, nie powinniśmy szkodzić członkom ciała tak bardzo z nami związanymi.

Co mogłoby wywrzeć na nas mocniejszy wpływ, niż te wyżej podane motywy działania? O, ażeby uzyskały one pośród umiłowanych dzieci Bożych większe zna­czenie! Można zaakceptować tę naukę o jedności ciała i jej nauczać; całkiem jednak inną rzeczą jest w niej żyć i objawiać jej świętą, przekształcającą moc. Ubogi ludzki rozum może roztrząsać największe prawdy i omawiać je na różne sposoby, bez pod­porządkowania ich uświęcającemu działaniu serca, sumienia i życia. Jakże poważna jest to dla każdego z nas myśl! Obyśmy chcieli poruszyć ją w naszych sercach i obyśmy pozwolili zadziałać jej w naszym życiu i usposobieniu!

Oby prawda o jednym Ciele stała się dla każdego wierzącego z osobna na całej kuli ziemskiej prawdziwą rzeczywistością!

Moglibyśmy na tym zakończyć, ze świadomością, że gdy ta wspaniała prawda, o której mówiliśmy, zostanie przez wszystkich przyjęta i utrzymana w żywej wierze, to na pewno ukażą się również wszystkie jej wspaniałe skutki, które wynikają z niej dla praktycznego życia. Jednak przy pisaniu tych wierszy szczególnie na sercu leżała nam jedna strona naszych rozważań, a mianowicie ta: jaki wpływ ma i jak kształtuje zgromadzenie stan każdej pojedynczej duszy, nastawienie serca i usposobienie każ­dego brata i każdej siostry, którzy do niego należą.

Najpierw zwróćmy uwagę na to, że wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób służą w zgromadzeniu, podlegają szczególnej i poważnej odpowiedzialności, czy to śpie­wają pieśń, czy modlą się, dziękują lub czytają ze Słowa Bożego, lub na koniec, biorą udział w nauczaniu i napominaniu. Wszyscy oni powinni zdawać sobie z tego cał­kiem wyraźnie sprawę, że są oni powołani i uprawnieni przez Boga do wypełniania swojej służby, i nie powinni zapomnieć, że również w tym, co czynią, są narzędziami Pana; w przeciwnym razie będą oni po prostu szkodzić zgromadzeniu. Mogą oni wygasić działanie Ducha Świętego, przeszkadzać w uwielbianiu, a także w odbiera­niu błogosławieństwa dla zgromadzenia.

Jest to poważna sprawa i wymaga ogromnej baczności ze strony tych, którzy w jakikolwiek sposób biorą udział w służbie w zborze. Już samo zaśpiewanie nie pasu­jącej lub w nieodpowiednim czasie pieśni, może wyrządzić wielką szkodę, przerywa­jąc przebieg zebrania i rozstrajając cały jego ton. Również samo Słowo Boże może być przeczytane w nieodpowiednim miejscu lub nieodpowiednim czasie. Jednym słowem, wszystko, co nie jest bezpośrednim skutkiem działania Ducha Świętego, może zaszkodzić budowaniu się i błogosławieństwu dla zgromadzenia. Wszyscy, którzy biorą udział w służbie dla zboru, powinni w każdym czasie dążyć do tego, by w tym, co czynią, byli prowadzeni Duchem Bożym. Ich motywem działania powinno być tylko jedno: uwielbienie Chrystusa w zgromadzeniu i błogosławieństwo zgromadzenia przez Niego. Jeżeli tak nie jest, niech lepiej milczą, bardziej wtedy uwielbią Pana i staną się większym błogosławieństwem dla dusz, niż czasami przez niespokojne czynności i niepotrzebne słowa.

Obok szczególnie świętej odpowiedzialności wszystkich tych, którzy biorą udział w służbie w zborze w taki czy inny sposób, istnieje poważna odpowiedzialność dla każdego z osobna. Ogólny ton, charakter i stan zboru, jak również zgroma­dzenia, związane są najczęściej z pytaniem, jaki jest stan duchowy wszyst­kich dusz, które stoją na tym samym gruncie. Sprawa ta porusza głęboko nasze serca i pobudza nas do skierowania powyższych słów do wszystkich tych, którzy zbierają się w imieniu Pana Jezusa, gdziekolwiek pod słońcem znajduje się zbór. Każda dusza w nim jest albo pomocą, albo przeszkodą, pomnażaczem lub burzycielem.

Wszyscy, którzy zbierają się z ofiarnym, poważnym, przepełnionym miłością ser­cem, którzy przychodzą na spotkania, ponieważ jest w nich obecny sam Pan, którzy śpieszą tam, gdzie ustanowiona jest Pamiątka Jego Imienia, którzy w Jego obecności są szczęśliwi, ci wszyscy są prawdziwą pomocą, błogosławieństwem dla zgromadze­nia. Oby Bóg pomnożył ich liczbę! Gdyby wszystkie zbory miały więcej takich bło­gosławionych wierzących, jakże inaczej wyglądałoby zgromadzenie w niektórych miejscach!

Dlaczego jednak tak nie jest? Nie chodzi bowiem tylko o dar lub wiedzę, lecz o łaskę i pobożność, prawdziwą pobożność a nie tylko przybieranie jej pozoru i prawdziwe życie w modlitwie, a więc o stan, w jakim powinno znajdować się każde dziecko Boże i każdy sługa Chrystusowy. Bez łaski, pobożności i życia w modlitwie nawet najwspanialsze dary i największa wiedza są tylko przeszkodą i sidłami. Sam dar i poznanie bez czystego sumienia i bez bojaźni Bożej mogą być wykorzystane przez wroga do zgubienia duszy i zostały już w tym celu wielokrotnie wykorzystane. Wszędzie tam, gdzie są: prawdziwa pokora i bojaźń i gdzie ist­nieje owa powaga wywołana świadomością obecności Boga, tam znajdują się w zgromadzeniu Duch uwielbienia i głębia i świeżość Ducha Świętego.

Ogromną różnicę stanowi to, czy zbór gromadzi się wokół jednego zdolnego czło­wieka, czy też zbiera się po prostu wokół samego Pana jako członki jednego Ciała. Jest wielkim dla całego zboru niebezpieczeństwem, jeżeli jego członkowie zgromadzają się z powodu sługi, lub też z nawyku, przyzwyczajenia, obowiązku czy nawet przywiązania do zboru. Jeśli jednak wierne serca zgromadzają się ze świado­mością, że w zgromadzeniu jest ich umiłowany Pan i Zbawiciel, i pragną tylko Jemu dać wdzięczność; jeśli wielbią Dawcę, a nie dary; jeśli są wdzięczni za płynący od Niego strumień łask – wówczas błogosławieństwo spłynie na cały zbór.

Ogólnie uważa się, że ci wierzący, którzy nie mogliby obejść się bez uczestnictwa w zgromadzeniu do Imienia Pana Jezusa są właśnie tymi, którzy najbardziej je cenią i akceptują. Oni to przyznają zgromadzeniu jego Boże miejsce. Ci natomiast, którzy więcej godności i ważności przypisują darom, niż im się należy, i bez nich nie mają w zgromadzeniu przyjemności i błogos­ławieństwa, są dla zboru przeszkodą i źródłem słabości. Niestety, istnieją jeszcze tego typu przeszkody i przyczyny słabości, wymagające naszej wzmożonej uwagi. Zanim pójdziemy, by zająć nasze miejsce w zgromadzeniu, każdy z nas powinien zadać sobie poważne pytanie: Czy jestem pomocą, czy też przeszkodą, budowniczym czy burzycielem?

Jeżeli przychodzimy z zimnym, obojętnym lub nawet zatwardziałym sercem, jeżeli tylko z formy i przyzwyczajenia kroczymy po drodze uznanej przez siebie za właściwą, lub w nie ukierunkowanym, nie złamanym, gderliwym i oskarżającym duchu, który wszędzie szuka błędów i znajduje je, sądzi wszystkich i wszystko, tylko nie siebie samego – wtedy najpewniej jesteśmy poważną przeszkodą dla błogosławieństwa i radości zgromadzenia. Jesteśmy wtedy tym chorym lub zwichniętym członkiem ciała. Jakże to smutne i upokarzające, nawet przerażające! Strzeżmy się tego, módlmy się o to, zdecydowanie to potępiajmy!

Jakże inaczej wyglądają ci, którzy z radosnym sercem przychodzą na zgromadzenia, niczym nie zakłóconym uśmiechem obdarzają wszystkich, w duchu miłości, łaskawości, który świadczy o Chrystusowym usposobieniu; oni to z góry cieszą się na spotkanie z umiłowanymi braćmi i sios­trami, czy to przy łamaniu Chleba, czy przy źródle Pisma Świętego, lub przed Tro­nem łaski we wspólnej modlitwie; oni głęboką i serdeczną miłością obejmują wszyst­kie członki Ciała Chrystusowego; oczy ich nie są posępne, a ich sympatia nie oziębła dla nikogo wokół nich przez podejrzliwość i nieufność lub przez jakiekolwiek inne złe uczucia; oni przez Boga nauczeni są miłować swych braci, widzą ich „ze szczytu skał” i widzą ich „widzeniem Wszechmocnego” (porównaj 4 Moj. 23,9; 24,4 oraz 1 Moj. 4,6-7;); oni przyjmują każde zgromadzenie do Imienia Pana Jezusa i każde błogosławieństwo, jakie zsyła im Pan chętnie i z wdzięcznością, nawet jeżeli nie są one im przekazane przez wspaniały dar lub ulu­bionego nauczyciela. Zaprawdę, wszystkie te dusze są Bożym błogosławieństwem dla zgromadzenia, gdziekolwiek tylko są. Z całego serca powtarzamy: oby Bóg pomnożył ich liczbę! Gdyby wszystkie zbory zbudowane były z takich dusz, to już tu istniałaby atmosfera nieba. Imię Jezusa byłoby jak wylany kosztowny nard. Każdy wzrok skie­rowany byłby na Niego, każde serce byłoby Nim przepełnione; a o Jego imieniu i Jego obecności złożone byłoby wśród nas najwspanialsze świadectwo, jakie może się stać przez jakikolwiek najwspanialszy dar.

Oby Pan łaskawie wylał swoje błogosławieństwo na wszystkie Swoje zbory! By uwolnił je od każdej przeszkody, każdego ucisku, każdego kamienia obrazy i każdego korzenia goryczy! Oby serca wszystkich zechciały połączyć się i zjednoczyć we wza­jemnym zaufaniu i prawdziwej, braterskiej miłości!

Zaprawdę, niech ukoronuje On Swym największym błogosławieństwem starania i prace wszystkich Swych umiłowanych sług, zarówno w domu, jak i na obczyźnie, ożywiając ich serca i wzmacniając ich dłonie i ofiarując im łaskę.

Charles Henry Mackintosh

Ten Który wszystko stworzył i wszystko utrzymuje.

Ten Który wszystko stworzył i wszystko utrzymuje.

I. Tekst: „Lecz do Syna [Bóg Ojciec powiedział]: … Tyś, Jahweh, na początku ugruntował ziemię, I niebiosa są dziełem rąk Twoich; (Hebrajczyków 1:8-10)

II. Główna lekcja: Tekst ten pokazuje nam wielki majestat i chwałę Pana Jezusa Chrystusa jako Stworzyciela wszystkich rzeczy i jako tego który wszystkie rzeczy utrzymuje. Gdy dobrze to zrozumiemy – wtedy nasza wiara w Niego jako Pana i Zbawiciela będzie wzmocniona.

III. Wiersze Biblijne do studium: Izajasza 40:25-31. W świetle tego czego uczymy się ze Słowa Bożego widzimy, że ten tekst odnosi się do Pana Jezusa Chrystusa, Świętego Bożego.

w. 25. Pana Jezusa Chrystusa nie można z nikim innym porównać: „Z kim więc Mnie porównacie, że mam mu być równy? – mówi Święty”.

w. 26. Kieruje nasze oczy na niebiosa: „Podnieście ku górze wasze oczy i patrzcie: Kto to stworzył? Ten, który wyprowadza ich wojsko w pełnej liczbie”.

w. 26. Pan Jezus Chrystus ma nieskończoną i nieograniczoną wiedzę: „na wszystkich woła po imieniu”.

w. 26. Pan Jezus Chrystus jest Wielki w Swej mocy: „Wobec takiego ogromu siły i potężnej mocy”

w. 26. Pan Jezus Chrystus wszystko utrzymuje: „nikogo nie brak”.

w. 27. Ci którzy Panu Jezusowi Chrystusowi nie ufają, są przez Niego napominani: „Czemu więc mówisz, Jakubie, … Zakryta jest moja droga przed Panem … ?”

w. 28. Pan Jezus Chrystus nigdy się nie męczy: „Czy nie wiesz? Czy nie słyszałeś? Bogiem wiecznym jest Jahweh, Stwórcą krańców ziemi. On się nie męczy i nie ustaje”

w. 28. Panu Jezusowi Chrystusowi nigdy nie brak mądrości: „niezgłębiona jest Jego mądrość”.

w. 29-31. Jego wielka Moc jest dostępna dla każdego kto Jemu ufa i na Niego czeka: „Zmęczonemu daje siłę, a bezsilnemu moc w obfitości. Młodzieńcy ustają i mdleją, a pacholęta potykają się i upadają. Lecz ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają”.

Dla tych którzy czekają na Pana Jezusa Chrystusa i chcą pełnić tylko i wyłącznie Jego wolę

jest darowana moc w obfitości. On ma tę moc ponieważ jest nieskończenie wielkim Stworzycielem.

IV. Osiem miejsc ze Słowa Bożego które pokazują że Chrystus Jezus nasz Pan jest Stworzycielem utrzymującym wszystkie rzeczy.

(i) Hebrajczyków 1:10

(ii) Jana 1:1-3: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało”. (Jana 1:1-3) Jana 1:14: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas” (Jana 1:14).

Człowiek pobożny miłuje Słowo Boże

Człowiek pobożny miłuje Słowo Boże

Tomasz Watson
Jakże miłuję twój zakon.
(Ps. 119, 97)

Przekład: J. Sałacki

Część A: Człowiek pobożny miłuje spisane Słowo Boże

Chryzostom porównuje Pismo Święte do ogrodu, w którym znajdują się przeróżne ozdoby i kwiaty. Człowiek pobożny ma upodobanie w chodzeniu po tym ogrodzie i czerpaniu stamtąd słodkiej pociechy. Kocha każdy rozdział i każdą część Słowa Bożego:

1. Człowiek taki kocha pouczenia Słowa Bożego jako swój poradnik i zasady życia. Słowo jest drogowskazem, nakierowującym nas na obowiązki. Zawiera w sobie te rzeczy, w które mamy wierzyć i które mamy czynić. Człowiek pobożny kocha wskazówki Słowa Bożego.

2. Człowiek taki kocha również te części Słowa, które zawierają groźby gniewu Bożego. Pismo Święte jest niczym ogród Eden: tak jak ma w sobie drzewo życia, tak i ma przy bramach miecz płomienisty. Taka jest groźba gniewu Słowa. Błyska ogniem w twarz każdej osobie, która trwa uparcie w nieprawości. “Bóg ugodzi łeb swych przeciwników, włochaty łeb tego, który stale trwa w swych przewinieniach” (Ps. 68, 21). Słowo nie daje żadnego pobłażania złu. Ono nie pozwala człowiekowi zatrzymać się w połowie drogi pomiędzy Bogiem a grzechem. Prawdziwa matka nie pozwoliła, by przepołowiono dziecko (1 Król. 3, 26); zaś Bóg nie chce mieć serca podzielonego. Słowo grzmi groźbami przeciwko każdej postaci zła. Jest ono niczym latający zwój pełen przekleństw (Zach. 5, 1).

Człowiek pobożny kocha groźby Słowa. On wie, że w każdej groźbie jest miłość. Bóg nie chciałby, abyśmy zginęli, dlatego też grozi nam litościwie, aby nas odciągnąć od grzechu. Boże groźby są niczym boja, zaznaczająca obecność skał w morzu, grożących śmiercią tym, którzy się zbliżą. Groźba ta jest wędzidłem, aby nas powstrzymać, byśmy nie wbiegli z rozpędem do piekła. W każdej groźbie zawarte jest miłosierdzie.

3. Człowiek taki kocha pociechy Słowa Bożego – obietnice. Karmi się nimi jak Samson, który w czasie drogi jadł miód (Sędz. 14, 8 – 9). Wszystkie obietnice są wyborne i słodkie. Ożywiają nas one kiedy słabniemy, są one kanałami wody życia. “W licznych strapieniach mego serca, pociechy Twoje rozweselają duszę moją.” (Ps. 94, 19). Obietnice te były harfą Dawida, którą odganiał smutne myśli, były one piersią, z której ssał mleko Bożej pociechy.

Człowiek pobożny okazuje swą miłość do pisanego Słowa Bożego poprzez:

(a) Pilne czytanie Słowa. Szlachetni Berejczycy “codziennie badali Pisma” (Dz. 17, 11). Apollos był mocny w Piśmie (Dz. 18, 12). Słowo Boże jest naszą Magna Carta do nieba; powinniśmy codziennie je czytać. Słowo pokazuje co jest prawdą, a co błędem. Jest ono polem, na którym ukryta jest drogocenna perła. Jakże powinniśmy kopać, by znaleźć tę perłę! Serce człowieka pobożnego jest biblioteką, mającą w sobie Słowo Boże, które mieszka w nim obficie (Kol. 3, 16). O Melanchtonie mówiono, że kiedy był młody, zawsze nosił przy sobie Biblię i chciwie ją czytał. Słowo ma podwójną pracę do wykonania: nauczać i osądzać nas. Ci, którzy nie chcą być pouczeni przez Słowo, zostaną osądzeni przez Słowo. Och, znajmy Pismo Święte! Co by było, gdybyśmy żyli teraz w czasach Dioklecjana, który nakazał ogłosić, by palono Święte Biblie? Albo za dni królowej Marii, kiedy posiadanie Biblii w języku angielskim gwarantowało wyrok śmierci? Poprzez pilne zaznajamianie się z Pismem Świętym, możemy mieć je w swych głowach.

(b) Częste rozmyślanie nad nim: “Rozmyślam nad nim przez cały dzień” (Ps. 119, 97). Pobożna dusza rozmyśla nad prawdą i świętością Słowa. Ma nie tylko kilka przelotnych myśli, lecz cały jej umysł jest zanurzony w Piśmie Świętym. Poprzez rozmyślania, ssie z tego słodkiego kwiatu i przeżuwa święte prawdy w swym umyśle.

(c) Radowanie się nim. Jest to jego odpoczynek: “Kiedy pojawiały się Twe Słowa, pochłaniałem je, a Twoje Słowo było dla mnie radością i upodobaniem mego serca.” (Jer. 15, 16). Żaden człowiek nie miał nigdy takiego upodobania w ulubionej potrawie, jak ten prorok w Słowie Bożym. I rzeczywiście – jak święty może nie mieć wielkiego upodobania w Słowie? W Słowie zawarte jest wszystko, co jest godne oczekiwania. Czyż syn nie ma przyjemności w czytaniu testamentu swego ojca, w którym przenosi na niego swój majątek?

(d) Przechowując je: “W sercu swoim przechowuję Słowo Twoje” (Ps. 119, 11) – tak jak ktoś, kto przechowuje skarbiec, aby go nie ukradziono. Słowo jest drogocennym klejnotem; serce jest szafką, w której musi być ono zamknięte. Wielu przechowuje Słowo w swej pamięci, lecz nie w swym sercu. Dlaczego więc Dawid zamknął Słowo w swym sercu? “Abym nie zgrzeszył przeciwko Tobie.” Tak jak człowiek, który ma przy sobie antidotum, kiedy przechodzi w pobliżu miejsca zakażonego, taki pobożny człowiek nosi w swym sercu Słowo Boże jako duchowe antidotum, chroniące go przed zarażeniem grzechem. Dlaczego tak wielu zatruło się błędem, inni zaś moralną rozwiązłością? Czy nie dlatego, że nie przechowywali w swych sercach Słowa jako świętego antidotum?

(e) Broniąc go. Człowiek mądry nie pozwoli, aby mu odebrano ziemię, ale będzie bronił swych praw. Dawid patrzył na Słowo jako na swą dziedziczną ziemię: “Twoje świadectwa przyjąłem za wieczne dziedzictwo, gdyż są rozkoszą mego serca.” (Ps. 119, 111) Czy sądzisz, że pozwoliłby na to, aby odebrano mu z jego rąk jego własne dziedzictwo? Człowiek pobożny nie tylko będzie bronił Słowa argumentami, ale umrze za nie: “I ujrzałem pod ołtarzem dusze tych, którzy zostali zabici dla Słowa Bożego.” (Obj. 6, 9).

(f) Przedkładając je ponad najcenniejsze rzeczy: (1) Ponad pokarm: “Słowa ust Twoich ceniąc sobie bardziej, niż pokarm.” (Job. 23, 12). (2) Ponad bogactwa: “Zakon ust Twoich jest dla mnie lepszy niż tysiące monet ze srebra i złota.” (Ps. 119, 72). (3) Ponad światowy honor. Godna pamięci jest historia króla Edwarda VI. W dniu jego koronacji, kiedy przedłożono trzy miecze przed nim, co oznaczało, że jest władcą trzech królestw, król powiedział: “Brakuje jeszcze jednego miecza”. Kiedy go zapytano, o jaki to miecz chodzi, odpowiedział: “Święta Biblia, która jest ‘mieczem Ducha’ i którą należy przedkładać ponad te insygnia królewskie.”

(g) Rozmawiając o nim: “Język mój będzie opowiadał o Twoim Słowie” (Ps. 119, 172). Tak, jak człowiek chciwy mówi o swoim cennym nabytku, tak i pobożny człowiek mówi o Słowie. Jakimże skarbem jest ono, jak pełne piękna i słodkości! Ci, których usta związał diabeł, którzy nigdy nie mówią o Bożym Słowie, pokazują, że nigdy nie odebrali ze Słowa żadnego dobra.

(h) Dostosowując się do niego. Słowo jest jego kompasem, zgodnie z którym kieruje swym życiem, wagą, na której waży swe czyny. Naśladuje Słowo w swym codziennym życiu: “Zachowałem wiarę” (2 Tym. 4, 7). Apostoł Paweł zachował naukę wiary i żył życiem wiary.

Pytanie: Dlaczego człowiek pobożny jest rozmiłowany w Słowie?

Odpowiedź: Z powodu doskonałości Słowa.

1. Słowo spisane jest słupem ognia, który nas prowadzi. Pokazuje nam, jakich skał mamy unikać. Jest ono mapą, na podstawie której płyniemy do nowego Jeruzalem.

2. Słowo jest duchowym zwierciadłem, w którym możemy zobaczyć własne serca. Zwierciadło natury, jakie mają poganie, objawiało skazy w ich życiu, lecz to zwierciadło objawia skazy w myślach; tamto zwierciadło objawiało skazy ich niesprawiedliwości, to zwierciadło objawia skazy naszej własnej sprawiedliwości. “Kiedy przyszło przykazanie, grzech ożył, a ja umarłem” (Rzym. 7, 9). Kiedy Słowo przyszło niczym zwierciadło, umarła moja opinia o własnej sprawiedliwości.

3. Słowo Boże jest suwerenną pociechą w ucisku. Kiedy podążamy za tym obłokiem, za nami podąża skała. “To jest pociechą w mej niedoli, że Twoje Słowo daje mi życie” (Ps. 119, 50). Chrystus jest źródłem wody żywej, Słowo jest tą złotą rurą, przez którą płynie. Cóż może ożywić w godzinie śmierci, jak nie Słowo Życia (Filip. 2, 16)?

Część B: Człowiek pobożny miłuje Słowo, z powodu skuteczności Słowa wobec niego

Człowiek pobożny miłuje Słowo zwiastowane, które jest komentarzem Słowa spisanego. Ta jutrzenka zabłysła w jego sercu, prowadząc do Słońca sprawiedliwości. Pismo Święte jest najlepszym olejkiem i balsamem; zwiastowanie Słowa jest wylewaniem tego olejku i balsamu. Pismo Święte jest jak drogocenne przyprawy; zwiastowanie Słowa jest ubijaniem tych przypraw, dającym cudowny zapach i smak. Zwiastowane Słowo jest “laską Bożej mocy” (Ps. 110, 2) ORAZ “oddechem jego ust” (Iz. 11, 4). To, co kiedyś powiedziano o Tebach, że były zbudowane dźwiękiem harfy Amfiusza, jest o wiele bardziej prawdziwe w odniesieniu do nawrócenia duszy. Jest ona zbudowana dźwiękami harfy Ewangelii. Dlatego też, zwiastowanie Słowa Bożego nazwane jest “mocą Bożą ku zbawieniu” (Rzym. 1, 16). Powiedziane jest, że przez nie przemawia do nas teraz Chrystus z nieba (Heb. 12, 25). Ta służba Słowa ma być przedkładana nad służbę aniołów.

Człowiek pobożny miłuje zwiastowane Słowo, po części z powodu dobra, jakie dzięki niemu znalazł – odczuł rosę spadającą wraz z tą manną – a po części z powodu Bożego ustanowienia. Pan wyznaczył tę służbę, aby go zbawić. Postać króla nadaje monecie ważność. Pieczęć Bożego autorytetu na Słowie zwiastowanym czyni je narzędziem prowadzącym do zbawienia człowieka.

Zastosowanie:

Zbadajmy, czy jesteśmy pobożni — czy jesteśmy miłośnikami Słowa Bożego?

1. Czy miłujemy spisane Słowo Boże? Jakie sumy pieniędzy wydawali męczennicy za kilka stron Biblii! Czy uczyniliśmy Słowo naszym najdroższym przyjacielem? Tak jak Mojżesz, który często miał “laskę Bożą” w swej ręce, tak i my powinniśmy mieć “księgę Bożą” w swej ręce. Kiedy potrzebujemy wskazówki, czy radzimy się świętej wyroczni? Kiedy widzimy potęgę zepsucia, czy używamy wtedy tego “miecza Ducha” aby je wyciąć? Kiedy jesteśmy niepocieszeni, czy udajemy się wtedy po pociechę do tej butelki zawierającej wodę? Jeśli tak, to jesteśmy miłośnikami Słowa Bożego! Ale, niestety, jakże ci, którzy rzadko zaglądają do Pisma, mogą mówić, że je kochają? Kiedy patrzą na Biblię, zaczynają odczuwać pieczenie w oczach. Oba Testamenty wiszą niczym zardzewiała zbroja, która rzadko bądź nigdy nie jest używana. Pan napisał prawo swym palcem, lecz mimo iż podjął wysiłek by je spisać, ludzie nie podejmują wysiłków by je czytać. Wolą raczej patrzeć na talię kart lub ekran niż na Biblię.

2. Czy kochamy zwiastowane Słowo? Czy cenimy je w swych osądach? Czy przyjmujemy je do swych serc? Czy lękamy się utraty zwiastowanego Słowa bardziej niż utraty pokoju i handlu? Czy jest to niczym niepokojące nas zabranie arki?

Czy przysłuchujemy się Słowu z nabożną czcią? Wszyscy uważnie się przysłuchują, kiedy sędzia wydaje swój wyrok. Kiedy Słowo jest zwiastowane, Wielki Bóg wydaje swój wyrok. Czy przysłuchujemy się temu jako sprawie życia i śmierci? Jest to dobry znak tego, że miłujemy Słowo.

Czy kochamy świętość Słowa (Ps. 119, 140)? Słowo jest zwiastowane, aby pokonać grzech i promować świętość. Czy miłujemy je dla jego duchowości i czystości? Wielu kocha Słowo zwiastowane tylko dla elokwencji i ogólnych idei. Przychodzą na kazanie jak na jakiś występ (Ezech. 33, 31 – 32) bądź niczym do ogrodu, aby nazrywać kwiatów, a nie po to, aby powściągać swe pożądliwości i poprawić stan swych serc. Tacy postępują jak nierozumna kobieta, która maluje swą twarz, lecz nie dba o swe zdrowie.

Czy kochamy przekonanie sumienia pod wpływem Słowa? Czy kochamy Słowo, kiedy uderza w nasze sumienie i wystrzeliwuje strzały nagany w nasze grzechy? Obowiązkiem kaznodziei jest też to, by czasami zganić. Ten, który potrafi wypowiadać miłe słowa za kazalnicą, ale nie potrafi ganić, jest jak miecz z piękną rękojeścią, lecz pozbawiony ostrza. “Karć ich surowo” (Tyt. 2, 15). Zanurz gwóźdź w oleju, gań w miłości, ale wbijaj gwóźdź do końca. Mów jasno i wyraźnie o problemach. Chrześcijaninie, kiedy Słowo dotyka twego grzechu i mówi: “Ty jesteś tym człowiekiem”, czy miłujesz tę naganę? Czy możesz błogosławić Boga za to, że “miecz Ducha” dokonał podziału pomiędzy tobą a twymi pożądliwościami? Jeśli tak jest, to jest to rzeczywiście znak łaski pokazujący, że jesteś miłośnikiem Słowa Bożego.

Serce skażone miłuje pociechy Słowa, ale nie nagany: “Nienawidzą tego, kto karci ich w bramie.” (Amos 5, 10). “Ich oczy płoną ogniem!” Niczym jadowite stworzenia, które przy najlżejszym dotknięciu plują trucizną: “Kiedy usłyszeli te rzeczy, zostali dotknięci do żywego i zgrzytali na niego zębami” (Dz. 7, 54). Kiedy Szczepan dotknął ich do żywego, wściekli się i nie mogli tego znieść.

Pytanie: Jak możemy poznać, że kochamy nagany Słowa Bożego?

Odpowiedź 1. Kiedy pragniemy słuchać usługi zgłębiającej serca. Kogo obchodzi lekarstwo, które nie skutkuje? Człowiek pobożny nie będzie zadowolony z siedzenia i słuchania usługi, która nie będzie wywierała skutku na jego sumienie.

Odpowiedź 2. Kiedy się modlimy, aby Słowo dotknęło naszych grzechów. Jeśli jest jakaś zdradziecka pożądliwość w naszych sercach, chcielibyśmy, aby została odkryta i ukrzyżowana. Nie chcemy, aby grzech został przykryty, lecz aby się z niego wyleczyć. Możemy otworzyć piersi na pocisk Słowa i powiedzieć: “Panie, uderz ten grzech”.

Odpowiedź 3. Kiedy jesteśmy wdzięczni za naganę: “Niech mnie uderzy sprawiedliwy, będzie to przysługa. Niech mnie gani; będzie to niczym wyborny olejek; oby moja głowa nie wzdragała się przed nim. Moja modlitwa jest przeciwko uczynkom ludzi nieprawych” (Ps. 141, 5). Dawid był zadowolony z nagany. Przypuśćmy, że człowiek znalazłby się w paszczy lwa, zaś inny zastrzeliłby tego lwa i uratował nieszczęśnika. Czyż ten nie byłby mu za to wdzięczny? Tak też, kiedy jesteśmy w paszczy grzechu, niczym w paszczy lwa, a kaznodzieja ganiąc zastrzeli ten grzech. Czyż nie mamy być za to wdzięczni? Dusza napełniona łaską raduje się, kiedy ostry lancet Słowa odcina ropień. Nosi naganę niczym drogocenny kolczyk na swym uchu: “Mądra nagana dla słuchającego ucha jest niczym złoty kolczyk i ozdoba z cennego złota” (Prz. 25, 12).

Kończąc, chcę powiedzieć, że dla duszy dobre jest przekonywujące kazanie. Ostra nagana przygotowuje do pociechy, tak jak ostry mróz przygotowuje do słodkich wiosennych kwiatów.

Chrześcijańska mini-spódniczka

Chrześcijańska mini-spódniczka

Jestem chrześcijańską mini-spódniczką. To znaczy, że w każdą niedzielę chodzę na zgromadzenia do Imienia Pana Jezusa. Tak, naprawdę.

Nie jestem jedyną mini-spódniczką w trakcie zgromadzeń. Jest wiele innych, które też przychodzą na uwielbienie i rozważanie Słowa Bożego. Przychodzą też maxi-spódnice, takie rozcięte het, powyżej kolan. Choć różnimy się od siebie fasonem, krojem, kolorem, jedną rzecz mamy wspólną: naszym zadaniem jest odsłanianie ponętnych części kobiecej anatomii. Najlepiej nam się to udaje gdy nasze właścicielki siedzą założywszy noga na nogę. Twierdzą, że tak im się najwygodniej siedzi, a my wtedy bez trudności spełniamy nasze zadanie.

Ale wydaje mi się, że czasami niektóre czują się nieco skrępowane. Skąd ja to wiem? Choćby stąd, że moja właścicielka siadając ciągnie, ciągnie mnie z całej siły, by choć trochę zakryć nogi. Ale to nic nie daje. Przecież ja jestem mini! A te w rozciętych spódnicach uciekają się czasami do pomocy agrafek, albo po prostu ręką trzymają rozcięcie. My, mini-spódniczki, jak też i te z rozcięciami, mamy niebywałe zdolności przyciągania uwagi przedstawicieli silnej płci – mężczyzn. Nawet w czasie zgromadzeń! Wtedy, szczególnie ci słabsi, nie są w stanie patrzeć tylko na Pana Jezusa Chrystusa [Hebrajczyków 12:2].

Z początku byłam dumna, że mężczyźni są oczarowani moim krojem czy kolorem. Jednak dzisiaj rano, w czasie głoszenia Słowa Bożego słyszałam zupełnie coś innego. Widać, że to nie ja, mini-spódniczka, pociągam młodych mężczyzn [a i nie tylko młodych], i oni wcale nie patrzą na mój fason i kolor. Brat który usługiwał Słowem Bożym mówił o chrześcijańskim sposobie ubierania się. Nadstawiłam uszu gdy powiedział: „Chcę powiedzieć parę słów o ‘pociągającej’ mini spódniczce, spódnicach i sukienkach z głębokimi rozcięciami, ale słowa ‘pociągająca spódnica’ używam w cudzysłowie”.

Zdziwiłam się, dlaczego mam być w cudzysłowie. Jakże byłam rozczarowana! Brat głoszący Słowo Boże oświadczył, że ani mini-spódniczka, ani te z rozcięciami nie odpowiadają chrześcijańskim normom ubierania się. Że jest inny rodzaj spódnic i sukienek – ładniejszy i bardziej odpowiadający prawdziwym chrześcijankom. Zaś patrząc na te dziewczęta i niewiasty, które noszą mini i mocno rozcięte spódnice, mimo woli kwestionuje się ich moralną i duchową czystość. Słysząc to ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie i zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle jestem wierzącą prawdziwie nawróconą chrześcijanką.

Brat głoszący kazanie powiedział jeszcze, że jego zdaniem celem każdej mini-spódniczki jest wywoływanie w mężczyznach pobudek seksualnych. Mówił też o pożądliwości ciała i oczu. I na tym nie koniec, bo w obecności całego zgromadzenia oskarżył każdą mini-spódniczkę że przyczynia się do rozpalania pożądliwości ciała. Jakże się zmieszałam! Lecz nie tylko ja, bo zauważyłam, że i mojej właścicielce zrobiło się nieprzyjemnie, bo starała się naciągnąć mnie choć trochę niżej, co się jej, oczywiście, nie udało, bo ja jestem przecież mini!
Po takim poważnym oskarżeniu w zgromadzeniu zapanowała martwa cisza. Wszyscy siedzieli z powstrzymywanym oddechem gdy brat stojący za kazalnicą mówił: „Wystawić w zgromadzeniu intymne części ciała oznacza rezygnację z czystości moralnej, a tego nie pochwali żaden prawdziwy chrześcijanin i jest to sprzeczne z zasadami Biblii. A przede wszystkim: kogo należy winić grzechu, który będzie wynikiem nieodpowiedniego stroju? – uwodzącego czy uwiedzionego? Wyjaśnijmy przykładem: przed człowiekiem który przez lata był uzależniony od alkoholu postawiono butelkę wódki którą się niegdyś często upijał. Czy jest to zgodne z miłością aby narażać go na upadek skoro od kilku lat chcąc być posłusznym Panu Jezusowi Chrystusowi omija z daleka każdy bar? A przecież większość zbawionych mężczyzn przed uwierzeniem w Pana Jezusa Chrystusa było niewolnikami grzechów natury seksualnej. Jeżeli zaś z powodu twojego ubioru trapi się twój brat, to już nie postępujesz zgodnie z miłością; nie zatracaj przez swój ubiór tego, za którego Chrystus umarł [por. Rzymian 14:15].
Nie mamy żadnych wątpliwości, że chrześcijanie nie powinni brać udziału rozpowszechnianiu narkotyków i innych ułatwiających popełnienie grzechu rzeczy, podobnie siostry nie powinny odsłaniać swojej nagości, gdyż to może doprowadzić innych do upadku. „… raczej baczcie, aby nie dawać bratu powodu do upadku lub zgorszenia” [Rzymian 14:13]; „Niepodobna, by zgorszenia nie przyszły, lecz biada temu, przez którego przychodzą. Lepiej by było dla niego, gdyby kamień młyński zawisł na szyi jego, a jego wrzucono do morza, niż żeby zgorszył jednego z tych maluczkich” [Łukasza 17:1-2].
Drugi przykład: przed głodnym człowiekiem postawiono miskę smacznego bigosu, ale jemu nie pozwolono z niego jeść. Naturalnie zgodnie z zasadami fizjologii, głodnemu poleci ślinka. Czyż można go oskarżać, że jest obżartuchem?

W Słowie Bożym mamy pouczenie do kapłana: Nie będziesz wstępował do mojego ołtarza po stopniach, aby się tam nie odsłoniła nagość twoja. [2 Mojżesza 20:26], w jaki sposób każda z sióstr noszących mini-spódniczki, która jest przecież częścią rodu kapłańskiego, stosuje się do tych słów? W Księdze Izajasza 47:1-3 mamy pokazaną ‘dolną granicę’ określającą gdzie już jest to nagość: „łydki” [Izajasza 47:1-3]. Warto także aby każda miła siostra, szczególnie ta która ma dzieci, uwzględniła słowa z 3 Mojżesza 18:6, oraz z Objawienia 3:18. Myślę że wszyscy zrozumieliśmy o co chodzi” powiedział na zakończenie, brat usługujący Słowem Bożym.

Ale po chwili okazało się że on jeszcze nie całkiem zakończył. Gorąco mi się zrobiło, gdy zaczął pytać, co my, mini-spódniczki robimy, gdy nas nikt nie widzi. Powiedział, że niewiele potrzeba, by wywołać pożądliwość i skierować myśli mężczyzn na seks. A potem przeczytał z Biblii: „… każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim” [Mateusza 5:28].

I jeszcze brat usługujący Słowem Bożym powiedział, że można powątpiewać, że właścicielka mini-spódniczki jest świątynią Ducha Świętego. Podkreślił, że kobieta, w której może przebywać Duch Święty, musi mieć ubiór przyzwoity i skromny [1 Tymoteusza 2:9-10].

A potem podał dane statystyczne, że jest bezpośrednia łączność między mini-spódniczkami i zwiększeniem się liczby gwałtów w Ameryce jak i w innych krajach.  Ja poczułam się uczestniczką tych przestępstw. Prawdziwym jest przysłowie, że ‘prawda w oczy kole’. Po tym wszystkim starałam się jak najprędzej niepostrzeżenie wymknąć się po zgromadzeniu. Zauważyłam, że inne mini-spódniczki również usiłowały ukradkiem wyśliznąć się z pośród innych wierzących. Po tym wszystkim, co słyszałyśmy, wydaje mi się, że my mini-spódniczki i te z głębokimi rozcięciami powinnyśmy jak najprędzej przeobrazić się w coś bardziej skromnego i odpowiedniego dla chrześcijanek.

* * *

Może ten artykuł wywoła u kogoś drwiący uśmiech, a u innych oburzenie albo niezadowolenie. Ale musimy zdać sobie sprawę, że ostatnio diabeł przykłada wszelkich starań, by mnożyło się bezprawie i by nastąpił moralny i duchowy rozkład wierzących. Pierwsza kobieta sprowadziła grzech na świat. I dziś szatan powtarza zastosowaną już raz, skuteczną i wypróbowaną strategię, i używa wiele kobiet dla swoich celów.

Dzisiejsza moda w świecie jest wyjątkowo nieprzyzwoita. Dlatego drogie siostry-chrześcijanki, czuwajcie! Podobnie i bracia, pomóżcie siostrom w tym. Każdy z nas jako grzesznik, jeszcze przed nawróceniem chodził według mody tego świata: „…niegdyś chodziliście według modły tego świata”, [Efezjan 2:2] i każdy z nas nosi sobie nawet przez długi czas przyzwyczajenia ze starego stylu życia sprzed nawrócenia: „… niektórzy … przyzwyczajeni dotąd do bałwochwalstwa” [1 Koryntian 8:7], i diabeł próbuje te przyzwyczajenia nasze wykorzystać. Drogie siostry nie bądźcie grzesznym orężem w rękach wroga dusz ludzkich. Nie stawajcie w szeregi Bożych wrogów! Pamiętajcie, co mówi Pismo Święte: „… przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga … kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga” [Jakuba 4:4]. Szczególnie kobiety – matki! Jaki przykład dajecie swoim dorastającym córkom? A także, dopóki możecie, jak długo wasze córki są jeszcze pod waszą opieką – zwróćcie uwagę na to jak się ubierają. W niektórych wypadkach nie można być wyrozumiałym. Czasami trzeba być stanowczym [Przypowieści 10:10 + Jakuba 3:18].

Otto Heit

WOLNOŚĆ SUMIENIA; 2353 N. 64TH ST.; WI 53213; USA

Chrześcijanin a telewizor

Chrześcijanin a telewizorJeśliście więc wraz z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga (Kolosan 3:1). Nie możecie pić kielicha Pańskiego i kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy Stole Pana i przy Stole demonów (1 Koryntian 10:21). Wszystkiego doświadczajcie, a co jest dobrego, tego się trzymajcie. Od wszelkiego podobieństwa zła z dala się trzymajcie (1 Tesaloniczan 5:21,22).Aparat radiowy był kiedyś czymś wielkim, gdy rzucano go na rynek. Każdego ciekawiło, jak to w jakimś urządzeniu można słyszeć głos ludzki, przemowy, śpiewanie pieśni, wiadomości podawane przez gazety, nawet nabożeństwa kościelne! W restauracjach słyszało się radio, bo ono przyciągało gości, w domach otwierano okna, żeby sąsiedzi i przechodnie wiedzieli, że się posiada radio! Na wielu domach rozciągano anteny (które pomagały „łapać” fale radiowe), jednak te po pewnym czasie znikły, gdy zaczęto preodukować takie radioaparaty, które tych urządzeń zewnętrznych nie potrzebowały.Tak radio rozeszło się, służąc po całym świecie informacjami, nauką, muzyką, zabawianiem ludzi słowami itp. I powiedzieć można, że nikt nie pomyślał o takim wynalazku, jakim jest telewizor! – Ten aparat podaje wszystko, co czyni radio (co ucho słyszy!) a jako najważniejszą rzecz dodaje to (na ekranie), co oko nasze widzi, a więc także poruszające się przedmioty, zwierzęta w biegu, ludzi mówiących, tańczących … A obrazy te mogą być oddawane w odcieniach jednej barwy, albo w kolorach naturalnych. Chyba każdy się z tym zgodzi, że telewizor jest urządzeniem lubianym przez wielu ludzi – starszych i młodszych – ludzi całego świata!Drogi czytelniku! Telewizor jest martwą rzeczą, i jako taka nie jest odpowiedzialny za nic, ale złe jest w nim to, że używany bywa do siania zła po całym świecie. Cenny ten aparat telewizyjny często sieje zło do serc ludzi starszych, naszej młodzieży i niewinnej dziatwy. – A tego zła jest bardzo dużo. Pełno go w programach radiowych, telewizyjnych, w wideo, nie brak go w powieściach i w książkach czytanych przez niewinnych nastolatków.Prawdziwy chrześcijanin musi walczyć z każdym złem (a szczególnie z jednym bardzo starym, wspomnianym tysiące lat temu w Piśmie Świętym, 1 Koryntian 5:9; 1 Tymoteusza 1:10).O rozszerzaniu się pornografii, innych niemoralnych praktykach czytamy w Księgach Starego Testamentu. Mieszkająca w Jerycho Rachab, która uratowała wywiadowców izraelskich, była nierządnicą (przed nawróceniem się do prawdziwego Boga. Jozuego 2:1-22; 6:17-25). Wielkim nieszczęściem dla Samsona i całego narodu Izraelitów było jego obcowanie ze zdradziecką Dalilą, o której powiedzieć można, że była obrazem ponęty i fałszu (Sędziów 16:4, 6, 10, 12, 13, 18). Król Dawid, mąż wielkich czynów, w czasie próżnowania (!) haniebnie spisał się z Batszebą, a potem także z jej mężem Uriaszem (2 Samuela 11:1-27). Izraelitkami były nierządnice nad którymi Salomon wydał wyrok w sporze spowodowanym o zmarłe dziecko (1 Królewska 3:16-28). W brudne czyny obfitował cały Izrael, mówi o tym tak dokładnie Jeremiasz (3:3). Bądźmy pewni, że gdyby te rzeczy miały miejsce dzisiaj, to natychmiast ukazałyby się na ekranach telewizorów, i niejedno dziecko szkolne powiedziałoby: „Dlaczego i my nie możemy przystąpić do takich czynów i też być sławnymi? – Róbmy to samo!” – I nic dziwnego, że robi się to samo, bo i dzieci mogą mieć telewizory i wideo z dużymi ilościami kaset – oczywiście z najbardziej demoralizującymi programami! Zachęcajmy dzieci i dorastającą młodzież do gier ruchowych, które dają dobry sen wypoczynkowy, a nade wszystko do pracy fizycznej (nie zaniedbując także rzetelnej duchowej). Przekonujmy młodych i starych o tym, że obecny seks jest czymś niższym (nawet wariackim). Wspomnijmy może, że na ekranach telewizorów mogą się pojawić programy potępiające palenie tytoniu, które robi nałogowych palaczy, a obok tych także potępiające napoje alkoholowe, robiące nałogowych pijaków.W Piśmie Świętym czytamy, że z jednego źródła nie może wypływać dwojaka woda (Jakuba 3:11). A Pan Nasz Chce, abyśmy byli prawdziwie wolnymi (Ew. Jana 8:36) – O, i o dziwo, za parę sekund ten sam telewizor poleca najwyższej klasy papierosy, cygara i likiery, wina dla wytrawnych smakoszów i pijaków! Jeden i ten sam telewizor może podać do oglądania program z przemową o tematyce Biblijnej, a po chwili tańce grupy nagich kobiet.Drogi chrześcijaninie, nie idźmy za tymi, co każą chrzcić niemowlęta, robić z nich „chrześniaków”, wybierać im „rodziców chrzestnych”; nie módlmy się do „kanonizowanych świętych”, nie naśladujmy tych co obchodzą „święta mikołajkowo-choinkowe”, nie słuchajmy twórców nowych kultów (jak Mary Baker Eddy, Ellen White, Charles Taze Russel, Josef Smith i in.) Sprawdzajmy zawsze, czy to, co słyszymy, widzimy i czytamy, zgadza się z nauką Jezusa Chrystusa, Nauczyciela, o Którym sam BÓG – Ojciec Powiedział:Ten jest Syn mój Umiłowany, Którego sobie upodobałem, Jego słuchajcie. Ew. Mateusza 17:5Otto HeitWOLNOŚĆ SUMIENIA; 2353 N. 64TH ST.; WI 53213; USA

CZY NIE MA BALSAMU w GILEADZIE?

CZY NIE MA BALSAMU

W GILEADZIE?

Ziemio, ziemio, ziemio,

słuchaj Słowa Pańskiego.

(Jer. 22,29)

Drodzy bracia i siostry! Pytanie to nie jest ani banalne ani nieaktualne. Ale zacznijmy może od przykładów.

Czytając list do Rzymian rozdział 7 widzimy człowieka wierzącego, zmagającego się z zakonem, przez który otrzymał poznanie mocy grzechu. Człowiek ten bywał zwyciężany, przez ciało i grzech. Czy człowiekowi temu nie została objawiona tajemnica duchowego zwycięstwa. Czy nie dana mu była recepta na niezawodny lek?

Czytając pierwszy list do Koryntian widzimy Boży zbór ubogacony we wszystko, we wszelkie słowo i wszelkie poznanie (w. 5) lecz zauważamy, że w zborze tym byli ludzie, którzy wnosili do zgromadzenia innego ducha i powodowali zamieszanie, a nawet byli przyczyną nieprawidłowego obchodzenia Pamiątki Wieczerzy Pańskiej. Czy nie posłana im była recepta na rozwiązanie ich problemów i niedomagań?

Prorok Jeremiasz biadał, ubolewał i wypłakiwał oczy, widząc duchowe odstępstwo narodu judzkiego oraz nieszczęście i klęski Jeruzalemu. Czy nie było wówczas ratunku dla Narodu Wybranego?

Na wszystkie te pytania Biblia daje odpowiedź: jest lek, jest ratunek, możliwe jest prowadzenie zwycięskiego życia. Jest balsam w Gileadzie!

Gilead — kraina i góra o tej nazwie, dobrze znana Żydom. Pierwszą wzmiankę o niej znajdujemy w 1 Moj. rozdz. 31. Jakub zawarł przymierze spokoju z Labanem, zawarł świadectwo zgody (w. 48). Nazwa Gilead (w starym przekładzie: Galaad) jest w Biblii wymieniona kilkadziesiąt razy. Najbardziej znane wzmianki to, że w Gileadzie było miasto Ramot, które było miastem schronienia dla zabójców, którzy nieumyślnie popełnili zbrodnie (5 Moj. 4,43) z Tiszbe w Gileadzie pochodził wielki prorok Eliasz oraz że w Gileadzie był wyrabiany balsam (nie mniej cenny towar handlowy niż miód i oliwa — Ezech. 27,17). Balsam ten był sporządzany z żywicy wydzielanej przez gałęzie krzewów rosnących w Gileadzie i stanowił cenny lek, o który ubiegały się okoliczne ludy.

W okresie wielkiego odstępstwa Narodu Wybranego, przed niewolą babilońską, prorok Jeremiasz napominał naród, płakał nad jego nieszczęsnym losem, ale i wskazywał na ratunek w Żywym Bogu. Szczególnie zaś ostro karcił przywódców i kapłanów, o których mówił: zarówno prorok jak kapłan, wszyscy popełniają oszustwo. I leczą ranę córki mojego ludu powierzchownie mówiąc: Pokój! Pokój! Choć nie ma pokoju (Jer. 8, 10—11). A dalej w tym samym rozdziale czytamy, że sam Pan zadaje pytanie temu ludowi: Dlaczego drażnili mnie swoimi posągami, nicościami cudzoziemskimi? (w. 19) Czy nie ma balsamu w Gileadzie? Czy nie ma lekarza? Dlaczego nie zabliźnia się rana córki mojego ludu? (w. 22) W Piśmie Świętym wielokrotnie podana jest odpowiedź na to pytanie, a jest ona wstrząsająca:

bo nie chcieli.

Naród judzki nie chciał być leczony balsamem z Gileadu. Balsam, jest symbolem Bożej miłości i dobroci. I dlatego Pan powiedział: Oto Ja wytopię ich i wypróbuję ich, gdyż jak inaczej mam postąpić wobec złości córki mojego ludu? (Jer. 9,6).

Ludzkość do dzisiaj się nie zmieniła. Człowiek chętniej zwraca oczy na to co daje świat, a co jest złudą i kłamstwem. Szuka leku, balsamu, ratunku, ale w tym świecie i o własnych siłach. A Pan mówi: Czy nie ma balsamu w Gileadzie? Czy nie dałem swojego Syna, abyś mógł być zbawiony i prowadził zwycięskie życie? Czyż Golgota nie jest świadectwem zgody?

Niektórzy wierzący ludzie sprawiają wrażenie okaleczonych i cierpiących. Nie można powiedzieć o nich, że nie wiedzą. iż Pan Jezus ma moc rozwiązać ich problemy i ukoić ich ból czy tęsknotę. Z tym wszystkim co ich dręczy zmagają się sami, a w najlepszym razie oczekują pomocy od innych wierzących. Czy nie widzimy takich ludzi, ludzi biegających od zboru do zboru, nastawiających ucha na nowiny, na wiadomość gdzie jaki zespół muzyczny przyjechał czy chór. Oni szukają i doznają wzruszeń, zaspakajają duszę, lecz ich duchowe życie nie rozwija się, problemy nie znikają, choroby — nie mijają. I do tego z ust tych wierzących wychodzą słowa usprawiedliwiające ich własne postępowanie, styl i tryb życia oraz brak zaangażowania w pracy dla Pana. Nie mają czasu na pracę w zborze, nieustannie są zabiegani i ciągle też zazdroszczą innym, bo ciągle im coś nie dogadza lub czegoś nie dostaje. W tym zabieganiu mało też mają czasu na modlitwę i studiowanie Słowa Bożego, a z czasem społeczność z Bogiem i Jego ludem sprowadzają do tradycyjnego chodzenia na nabożeństwo w niedzielę (najchętniej do takiego zboru, w którym w niedzielę nie ma Wieczerzy Pańskiej). Wszystko to czyni ich ludźmi duchowo chorymi. A wiadomo, że człowiek chory jest niezdolny do walki lecz potrzebuje raczej, aby się nim inni zajmowali. I nie tylko że nie może walczyć, ale jest po tysiąckroć bardziej narażony na strzały przeciwnika, które ranią, sprawiają ból i pogłębiają duchową porażkę.

Bóg nie tyko tak Umiłował świat, że dał swojego Syna, dał balsam i o tym balsamie różnymi sposobami przemawia do ludzkości, ale też mówi do nas wierzących: Ja mam balsam dla każdego z was i dla wszystkich zborów!

Dawid wołał: Panie zmiłuj się nade mną! Ulecz duszę moją, gdyż zgrzeszyłem przeciwko Tobie! (Ps. 41,5). Boży balsam jest nie tylko potrzebny ludziom wokół nas żyjącym, potrzebny jest też nam, którzy jesteśmy Jego dziećmi. Potrzebne jest codzienne przychodzenie do stóp Zbawiciela, potrzebne jest patrzenie na Golgotę, przeżywanie Golgoty. Pan do swojego ludu mówił kiedyś: zawróćcie synowie odstępni, a uleczę wasze odstępstwa (Jer. 3,22) bo spowoduję, że zabliźnią się twoje rany i uleczę cię z twoich ciosów — mówi Pan (Jer. 30,17), bo Ja mam balsam. Życie dostarcza wiele problemów, a ciało nasze ma skłonność do złego. Toteż mamy podchodzić pod Krzyż Golgoty. Mamy każdy dzień naszego życia zaczynać od spotkania z Jezusem Chrystusem, a każdy tydzień od zgromadzenia się wokół Jego Stołu. Mamy z rąk Bożych brać przebaczenie i zdrowie. Nie potrzebują zdrowi lekarza … (Łuk. 5,31). Ale dla potrzebujących Pan Jezus jest najlepszym Lekarzem, który nigdy nie leczy powierzchownie lecz chorego stawia na nogi, daje mu Swoją moc do chodzenia, a nawet do dźwigania własnego łoża, własnego krzyża i ciężarów innych braci.

Tak, Nowotestamentowy balsam z Gileadu, to Golgota! To co się stało na tym wzgórzu, jest lekarstwem na wszelki ból i chorobę, spowodowaną przez grzech i występek. Krew Jezusa Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu (1 Jana 1,7). Bierzmy ten balsam dla siebie (od tego trzeba zaczynać) i wskazujmy go innym. Nie udawajmy się po radę i lek do fałszywych pasterzy uwikłanych w nicości cudzoziemskie. Idźmy bezpośrednio do Jezusa Chrystusa, a potem powiedzmy o tym innym, zaczynając od najbliższych.

W tym momencie przenieśmy się myślą do 1 Moj. rozdz. 43, gdy Józef był w Egipcie pierwsza osobą po faraonie i w jego dyspozycji była cała zgromadzona żywność. Stary Jakub, aby ratować rodzinę od głodu, wysłał synów do Egiptu aby nakupili zboża, a namiestnikowi Egiptu (nie wiedział jeszcze, że nim był jego syn Józef) kazał zanieść trochę balsamu (w. 11).

Jakąż wspaniałą wymowę ma ten wiersz Słowa Bożego. Czyż także my nie powinniśmy udzielać darów nie tylko materialnych, ale przede wszystkim zanosić naszym bliskim dobrą nowinę o Golgocie, o życiu wiecznym, świadczyć o łasce i Bożej miłości okazanej w Jezusie Chrystusie, głosić o Bożym balsamie?!

Prorok Jeremiasz wołał … córko egipska, daremnie zażywasz mnóstwa leków … (Jer. 46,11). Wołajmy i my podobnie. Bierzmy ten balsam dla siebie i wskazujmy go innym.

Tajemnica duchowego zdrowia i zwycięskiego życia nie polega na tym że jedni są lepsi od drugich lecz na tym, że jedni korzystają z balsamu, a drudzy nie chcą. Bo jedni przychodzą pod Krzyż Golgoty, a inni albo nigdy tam nie byli, albo bywają tam czasami i zazwyczaj nie pamiętają, kiedy byli ostatnio.

Bóg mówi: “Kto pragnie niech przyjdzie” … a będzie On Mówił tylko do czasu.

Dobrze jest pamiętać, że jest balsam w Gileadzie, a nade wszystko powiedzieć: Oto jesteśmy, przychodzimy do Ciebie, bo Ty jesteś Panem, naszym Bogiem (Jer. 3, 22). Przychodzimy dla zasług Jezusa Chrystusa po Twój dar.

C. H. Mackintosch

Zbawienie i jego nieutracalność

Zbawienie i jego nieutracalność „Czy mogę być zbawiony od moich grzechów? I czy jeśli otrzymam zbawienie, co się stanie jeżeli zgrzeszę ponownie? Czy wtedy stracę swoje zbawienie?” – Czy postawiłeś sobie Drogi Przyjacielu kiedyś takie lub podobne pytania? Czy wiesz, że każdy ma możliwość aby już teraz wiedzieć jak być uratowanym (zbawionym) od kary piekła wiecznego, a także aby mieć całkowitą pewność co do tego że jest zbawiony i na wieki bezpieczny (na wieki zbawiony)? Dokładnie tak! Ty także teraz możesz wiedzieć z całą pewnością jak otrzymać przebaczenie Twoich wszystkich grzechów i być zbawionym na całą wieczność. Czy chcesz to wiedzieć? Jeśli tak, to proszę czytaj dalej.Święta Biblia mówi, że my wszyscy jesteśmy zasługującymi jedynie na gniew Boży grzesznikami – od początku do końca. I właśnie dlatego potrzebujemy być uratowanymi (zbawionymi) od należnej każdemu z nas kary piekła wiecznego. (Rzymian 5:12) Każdy z nas rozpaczliwie potrzebuje ratunku. Ale jest jeden poważny problem – my sami nie jesteśmy w stanie zrobić czegokolwiek, aby się uratować. Dokładnie: nikt z nas nie może nic uczynić w kierunku polepszenia swojej godnej pożałowania sytuacji. Mało tego, nikt kto sam popełnił w życiu choć jeden, „najmniejszy” grzech, nie może nam pomóc – bo sam potrzebuje ratunku (zbawienia) od należnego mu piekła. (Rzymian 3:10) Każda taka osoba jest w tak samo groźnym położeniu jak Ty i ja! Nie tylko nie może nam pomóc, ale także nie może pomóc samej sobie. Ale na całe szczęście ratunek przed karą piekła jest możliwy i dostępny ponieważ Bóg przygotował sposób w jaki grzesznik może uniknąć potępienia. Jak to jest możliwe? Pan Jezus Chrystus Który Jest Wiecznym Synem Bożym, a także Jedynym Prawdziwym Bogiem (Jana 20:28; 1 Jana 5:20) Zapłacił nasz dług grzechu w momencie gdy przelał swoją krew i umarł na Krzyżu, na Golgocie. (Jana 19:1-30; Dzieje 20:28). Tak więc widzisz Drogi Przyjacielu, że Pan Jezus Chrystus Opuścił chwałę nieba i Będąc Bogiem Objawił się w ludzkim ciele po to, aby Mógł umrzeć na Krzyżu Golgoty na miejscu grzesznego człowieka. On cały czas pozostawał Jedynym Bogiem, ale także Stał się Bogiem-człowiekiem (to znaczy Bogiem Objawionym w ludzkim ciele).  Chociaż Pan Jezus Chrystus przyjął postać człowieka, nie był On w żadnym wypadku grzesznikiem. On nigdy nie popełnił żadnego grzechu. On Był i Jest pod każdym względem bezgrzeszną Osobą, i jako Taki nadawał się On do zapłacenia naszego długu grzechu. (1 Piotra 2:21-24). Ta zapłata nastąpiła w momencie gdy Pan Jezus został ukrzyżowany. Nasze wszystkie grzechy, nasz cały grzechowy dług został włożony na Niego, i został „zaliczony” na Jego „rachunek”. A przecież On grzechu nigdy nie popełnił, jako Jedyny nie Był grzesznikiem! W momencie, gdy Pan Jezus Chrystus przelał swoją niewinną, czystą, świętą krew i umarł, pod każdym względem zapłacił całkowicie nasz grzechowy dług. (1 Jana 2:2) Pan Jezus cieleśnie Zmartwychwstał trzy dni później i dzisiaj Jest w niebie (Hebrajczyków 10:14) i Wstawia się za nami (Rzymian 8:34; Hebrajczyków 7:25).Kiedy jakikolwiek człowiek dojdzie do takiego przekonania w swoim życiu, że jest grzesznikiem znajdującym się na swojej drodze do wiecznego potępienia w piekle ognistym, i odwróci się od swoich wszystkich grzechów prosząc Boga o przebaczenie zapraszając Pana Jezusa Chrystusa do tego aby Zamieszkał w jego sercu i życiu, i zbawił go od grzechów i piekła, – to wtedy Pan Jezus Chrystus zbawi go i sprawi, że osoba taka będzie narodzona na nowo, a więc całkowicie duchowo żywa na wieki. To zbawienie od Boga jest nieskończone i wieczne. To zbawienie nigdy nie przemija, bez względu na jakiekolwiek okoliczności. Zwróćmy uwagę na te wiersze ze Słowa Bożego: Rzymian 10:9,13; Jana 6:37; 1 Jana 5:11-15. Są to wiersze, podobnie jak wiele, wiele innych – dotyczące tematu zbawienia. Wszystkie one – jeśli będziemy je czytać z otwartym, szczerym sercem i studiować wraz z kontekstem i uważnym zrozumieniem – nie powiedzą nam o tym, że człowiek może utracić raz otrzymane zbawienie. Również nie dowiemy się z nich, że człowiek musi coś robić lub od czegoś się powstrzymywać aby zbawienie utrzymać. Jest tak dlatego, że gdy Bóg zbawia kogoś, to Robi to raz na zawsze. Boży ratunek jest wieczny.Czasem pojawia się w związku z tym pytanie: co będzie, jeśli ktoś zgrzeszy ponownie, czy to nie oznacza, że taka osoba straciła zbawienie? Odpowiedź brzmi: NIE! Te wiersze ze Słowa Bożego które mówią o zbawieniu, zawsze uczą że zbawienie jest wieczne. Również całe Słowo Boże uczy, że nikt nie ma pozwolenia na to aby czynił co mu się podoba. (Rzymian 6:1-2) Jako chrześcijanie, mamy odpowiedzialność przed Świętym Bogiem aby żyć w taki sposób aby przynosić chwałę i cześć Naszemu Zbawicielowi. (Galacjan 2:20) Kiedy jednak zdarzy się w życiu dziecka Bożego jakiś grzech, to wtedy następuje przerwanie społeczności z naszym niebiańskim Ojcem. Takie dziecko Boże traci radość i nie potrafi już cieszyć się Bożymi rzeczami. Ale nie ma wtedy przerwanej społeczności z Bogiem, i nie wywiera to wpływu na raz na zawsze otrzymane zbawienie. W chwili gdy dziecko Boże zauważy, że zgrzeszyło, potrzebuje przyznać się do tego przed Bogiem. On Chce przebaczyć i przebaczy każdy szczerze porzucony grzech i wówczas następuje przywrócenie pełnej społeczności. (1 Jana 1:9; 1 Jana 2:1 – w tych wierszach Słowo Boże zwraca się tylko do prawdziwych chrześcijan). Jeżeli Drogi Przyjacielu jeszcze nigdy nie przyjąłeś od Pana Jezusa przebaczenia Twoich wszystkich grzechów, a więc nigdy jeszcze nie poprosiłeś Go o ratunek (zbawienie) przed należną Ci karą piekła wiecznego, to potrzebujesz uczynić to dzisiaj. Teraz przyjmij Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, oraz ustanów Go Królem w całym swoim życiu, w każdym najmniejszym szczególe swojego życia – zanim będzie na wieki za późno. (2 Koryntian 6:2) Następnie poszukaj zupełnie poddanych Bogu i zależnych jedynie od Boga chrześcijan, wierzących tylko Słowu Bożemu – Świętej Biblii, a całkowicie niezależnych i oddzielonych od wszelkiego zła moralnego i doktrynalnego, oraz głoszących Prawdziwą Ewangelię Chrystusową. Uczęszczaj na ich wspólne zgromadzenia tylko do imienia Pana Jezusa, abyś mógł pożywiać się Bożym Słowem i wzrastać w duchowej sile.

Jeśli uważasz, że przyjąłeś Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, to czy żyjesz tylko dla Niego? Czy całe Twoje życie, w każdym szczególe pokazuje to? Jeśli nie, to jesteś tylko biednym religijnym obłudnikiem oszukującym samego siebie i innych. Nawróć się – gdyż inaczej będziesz spędzać całą wieczność w piekle. Wieczne zbawienie i jego nieutracalność jest dla tych którzy zostali zbawieni, a nie dla tych którzy tylko myślą że zostali zbawieni. [Richard A. Ciarrocca]

Pewność i radość zbawienia

Pewność i radość zbawienia

George Cutting
Którą klasą podróżujesz?

Jakże często spotykamy się z takim pytaniem! Pozwól, że skieruję je pod twoim adresem, gdyż jedno jest pewnym: że znajdujesz się w podróży – z doczesności do wieczności; a kto wie, jak bardzo jesteś w tej chwili bliski osiągnięcia tego Wielkiego Celu Podróży? Pozwól zatem, że z całą serdecznością zapytam, „Którą klasą podróżujesz?” Istnieją bowiem tylko trzy klasy. Postaram się je opisać tak, abyś mógł sam siebie zbadać, będąc świadomy, że znajdujesz się w obecności Tego, przed którym będziemy musieli kiedyś zdać sprawę.

Pierwsza klasa – ci, którzy są zbawieni i wiedzą o tym. Druga klasa – ci, którzy nie są pewni zbawienia, ale go pragną. Trzecia klasa – ci, którzy nie tylko nie posiadają zbawienia, ale sprawa ta jest zupełnie im obojętna.

Niedawno pewien mężczyzna wpadł pędem na stację kolejową i cały zdyszany zajął miejsce w jednym z wagonów pociągu, który w tej samej niemal chwili ruszył. „Ale Pan wspaniale biegł”, zauważył jeden z podróżnych. „Tak” – odpowiedział ów człowiek – oddychając ciężko po każdym niemal słowie – „ale zaoszczędziłem dzięki temu cztery godziny, a to znaczy tak wiele, że warto było spieszyć się”… Zaoszczędził cztery godziny! Tyle trudu poniósł dla czterech godzin czasu! A co powiemy, jeśli weźmiemy po uwagę całą wieczność? A przecież mamy w przyszłość sięgających wzrokiem ludzi, którzy potrafią z dużą wnikliwością pilnować swoich interesów w tym życiu, a jednak wydają się być najzupełniej ślepi, jeśli chodzi o zagadnienie leżącej przed nimi wieczności! Pomimo ogromnej miłości Bożej, pomimo tego, że krótkotrwałość ludzkiego życia na tej ziemi jest ogólnie znana, pomimo strasznego sądu, który oczekuje każdego człowieka po śmierci i grozy znalezienia się w takiej sytuacji, że się nareszcie ockną po tej stronie „utwierdzonej otchłani”, która nazywa się piekłem – ludzie pędzą ku temu gorzkiemu końcowi, zupełnie tak, jak gdyby nie było Boga, śmierci, sądu, nieba czy piekła! Jeśli i ty, Czytelniku, tak żyjesz to oby Bóg otworzył oczy twoje, abyś był w stanie ujrzeć, w jak niebezpiecznej znajdujesz się sytuacji, stojąc na nader śliskim skraju przepaści – wiecznej zguby! O przyjacielu, wierz temu lub nie, ale sprawa twoja jest prawdziwie rozpaczliwa! Nie odkładaj już więcej myśli o wieczności! Pamiętaj o tym, że zwlekanie, /podobnie jak i ten który cię nim zwodzi/, jest nie tylko „złodziejem”, ale i „mordercą”. Wiele jest prawdy w tym hiszpańskim przysłowiu, które mówi: „Droga ‚później’, wiedzie do miasta ‚Nigdy'”. Błagam cię zatem, abyś tą drogą dalej już nie podróżował – „oto TERAZ jest dzień zbawienia”.

„Ale – ktoś powie – ja nie jestem obojętny, jeśli chodzi o sprawę dobra mej duszy. Moim głębokim kłopotem jest to, co wyraża się innym słowem – Niepewność.

„Ja należę do pasażerów, podróżujących tą, przez ciebie wspomnianą drugą klasą”. Tak, zarówno obojętność jak i niepewność są dziećmi tego samego rodzica – niewiary. Pierwsza pochodzi z niewiary odnośnie grzechu i ruiny człowieka, druga z braku wiary w Boże, królewskie lekarstwo dla człowieka. Te stronice zostały napisane szczególnie dla tych dusz, które pragną być całkowicie i bez żadnych wątpliwości pewne przed Bogiem, co do swego zbawienia. Ja w wielkiej mierze rozumiem głęboki problem twojej duszy, a pewien jestem, że im bardziej na serio ustosunkujesz się do tej sprawy, tym większe będzie twe pragnienie, aż wreszcie uzyskasz całkowitą pewność, że jesteś naprawdę i na całą wieczność zbawiony. „Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł. /Mat.16:26/. Jedyny syn pewnego miłującego ojca jest na morzu. Przychodzą wiadomości, że okręt, na którym się znajdował uległ rozbiciu na jakimś odległym wybrzeżu. Któż może wypowiedzieć ból serca i rozpacz ojca, dopóki według całkowicie miarodajnych wiadomości, nie upewnił się, że jego syn żyje i cieszy się dobrym zdrowiem? Albo inny przykład. Jesteś dalekim od domu. Jest ciemno i mroźno, a droga całkiem nieznana. Doszedłszy na rozstaje drogi, pytasz przechodnia, która z tych dróg prowadzi do miasta, do którego pragniesz dojść, a on ci mówi, że myśli, iż ta droga może jest właściwa, i że ma nadzieję, że gdy się na nią skierujesz, to dobrze zajdziesz. Czyż „myślenie”, „nadzieja” i „może” zadowoliłby cię? Na pewno nie! potrzebujesz pewności, w przeciwnym razie każdy krok, który zrobiłbyś, powiększałby twój niepokój. Czy można się zatem dziwić, że niekiedy ludzie nie mogli ani jeść, ani spać, gdy ważyła się sprawa bezpieczeństwa ich nieśmiertelnej duszy? Tak jak to wyraża poeta:

„Jest rzeczą nader smutną, gdy stracisz majętności,
Lecz strata zdrowia gorsza jest, niż wszelkich kosztowności.
Wszak gdybyś stracił duszę swą, straciłbyś aż tak wiele,
Że żadne skarby cieszyć cię nie mogłyby już wcale!”

Oto trzy rzeczy, które z pomocą Ducha Świętego pragnę wam wyjaśnić, używając języka Biblii:

1.      1.      Drogę zbawienia (Dz.Ap.16.17)

2.      2.      Pewność zbawienia (Łuk.1.77)

3.      3.      Radość zbawienia (Ps.15:14)

Ufam, że będziemy mogli stwierdzić, że chociaż są one ze sobą ściśle związane, to jednak każda z nich posiada odrębną podstawę, tak że jest to rzeczą zupełnie możliwą aby jakaś dusza znała drogę zbawienia, nie mając całkowitej pewności, że jest zbawiona. Albo też może wiedzieć, że jest zbawiona, a jednak nie mieć w sercu tej radości, która w sposób naturalny powinna towarzyszyć takiej świadomości. Najpierw zastanówmy się pokrótce nad Drogą Zbawienia.

Proszę otwórz swoją Biblię i uważnie przeczytaj 13-ty wiersz 13-go rozdziału 2 Księgi Mojżeszowej; tam znajdziesz następujące słowa, z ust samego Pana: „Każde zaś pierworodne oślę, odkupisz barankiem; a jeślibyś nie odkupił, wówczas złamiesz mu szyję; a każde pierworodne człowieka między synami twoimi odkupisz”. Proszę przenieś się myślą, wraz ze mną, do takiej właśnie sceny, około 3000 lat wstecz. Dwóch mężów – jeden, to kapłan Boży, a drugi – biedny Izraelita, zajęci są nader poważną rozmową. Stańmy opodal. Ich gestykulacja zdradza, iż z powagą omawiają jakąś ważną sprawę, a nie trudno się domyślić, że przedmiotem ich rozmowy było małe oślątko, które drżąc całe, stało obok. „Przyszedłem się dowiedzieć, czy w tym wypadku nie można by zrobić choć raz tylko wyjątku – powiada ów biedny Izraelita. To wątłe stworzenie jest pierworodnym mego osła, a chociaż ja doskonale wiem, co mówi Prawo Boże w tej sprawie, mam nadzieję, że okażecie mi łaskę i oszczędzicie życie tego oślęcia. Ja jestem jednym z bardzo biednych w Izraelu i z trudem mogę znieść stratę tego bydlątka”. „Ależ – odpowiada kapłan stanowczo – Prawo Boże nie ulega żadnej zmianie: ‚Każde pierworodne oślę odkupisz barankiem; a jeślibyś nie odkupił, wtedy złamiesz mu szyję’ Gdzież jest baranek?” „Ach, Panie, ja żadnego baranka nie posiadam!” „Wobec tego idź, kup go i powróć, w przeciwnym bowiem razie szyja oślęcia na pewno zostanie złamana. Musi umrzeć baranek albo oślę.” „No, to wszystkie nadzieje moje stracone – zawołał – jestem zbyt ubogim, abym mógł kupić baranka!” Podczas tej rozmowy przyłącza się do nich jakaś trzecia osoba, a słysząc o smutnym losie ubogiego męża, zwraca się do niego z tymi uprzejmymi słowami: „Nie smuć się, ja mogę ci dopomóc. Mamy w naszym domu, tam na szczycie wzgórza, jedno małe jagnię, wychowane przy nas, które jest ‚bez skazy i zmarszczki’. Nigdy nie oddaliło się ono od domu, nic dziwnego więc, że wszyscy domownicy bardzo je kochają. Przyprowadzę tego baranka”. I natychmiast spieszy ku domowi, a za chwilę widzimy go, wiodącego delikatnie to piękne stworzenie, i wnet baranek i oślątko stoją obok siebie. A potem baranek zostaje związany, położony na ołtarzu, jego krew wylana, i ofiarę strawia ogień. Wówczas sprawiedliwy kapłan zwraca się do ubogiego męża z tymi słowami: „Możesz bezpiecznie zabrać do domu swe oślę: teraz szyja jego już nie będzie złamana. Baranek umarł za oślę, a więc oślę w sprawiedliwy sposób zostało uwolnione. Stało się to dzięki twojemu przyjacielowi ”

Biedna strapiona duszo, czyż nie widzisz w tym obrazie sytuacji grzesznika, i jak dokonane jest zbawienie? Boże wymaganie w stosunku do twojego grzechu to „złamać mu szyję” – tzn. wykonać sprawiedliwy sąd nad twoją głową, jako winowajcy; jedynym wyjściem byłaby śmierć jakiegoś przez Boga przyjętego Zastępcy. Ty nie mógłbyś sam znaleźć niczego, co mogłoby zadość uczynić takiemu wymaganiu, ale w Osobie Swego umiłowanego Syna, Bóg Sam darował za ciebie tego Baranka. „Oto Baranek Boży”, rzekł Jan swoim uczniom, gdy wzrok jego padł na tego Błogosławionego, bez skazy. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” /Jan 1.29/ Aż na Golgotę poszedł Chrystus, ” jako Baranek na zabicie wiedziony był” i tam „raz za grzechy cierpiał. Sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga.” /1Ptr.3.18/ On wydany jest dla grzechów naszych, a wstał z martwych dla usprawiedliwienia naszego. /Rzym.4.25/ Tak więc Bóg ani trochę od swej sprawiedliwości nie odstępuje. Nieugięte stoją nadal Jego święte żądania przeciwko grzechowi, gdy usprawiedliwia /tzn. uwalnia od wszelkiego zarzutu winy/ niezbożnego grzesznika, który wierzy w Jezusa. /Rzym.3.26/ Błogosławiony niech będzie Bóg za takiego Zbawiciela, za takie Zbawienie!
„Czy ty wierzysz w Syna Bożego?”

„No tak – odpowiesz – jako osądzony grzesznik znalazłem w Nim tego, któremu mogę bezpiecznie zaufać. Ja wierzę w Niego.” Wobec tego mogę ci powiedzieć, że z punktu widzenia Bożego, przypisana zostaje ci pełna wartość Jego ofiary i śmierci, zupełnie tak, jak gdybyś ty sam tego wszystkiego dokonał. Ach, jaka to cudowna droga Zbawienia! Czyż nie jest ona wielka i wspaniała, Bogu podobna, i godna Samego Boga? Zadość uczynienie własnemu Swemu sercu, miłość i chwała, dla Swego umiłowanego Syna i zbawienie grzesznika – wszystko to cudownie związane w jedną całość! Cóż za łaska i chwała! Cześć niech będzie Bogu i Ojcu Pana naszego Jezusa Chrystusa, który to sprawił, że Jego umiłowany Syn wykonał całe to dzieło, otrzymał całą chwałę, że ty i ja, biedne, pełne winy stworzenia, przez wiarę w Niego, nie tylko otrzymujemy wszystkie te błogosławieństwa już tutaj, ale mamy się radować promiennym towarzystwem Tego Błogosławionego na wieki wieków! „Wielbijcie Pana ze mną, a wywyższajmy wspólnie Jego Imię.” /Ps.34.4/

Ale może zapytasz z głębi serca – „jak to jest, że chociaż ja istotnie nie ufam sobie i własnym uczynkom, a całkowicie polegam na Chrystusie i na Jego dziele, to jednak nie posiadam całkowitej pewności zbawienia? Jeśli moje uczucia jednego dnia poświadczają mi, że jestem zbawiony, to następnego niemal zupełnie unicestwiają wszelką nadzieję, i jestem podobny do okrętu miotanego przez burzę, bez jakiejkolwiek kotwicy” Ach! Jak bardzo się mylisz! Czy kiedykolwiek już słyszałeś, aby jakiś kapitan okrętu starał się zakotwiczyć swój statek wewnątrz? Nigdy! Zawsze kotwicę zarzuca na zewnątrz okrętu. Możliwe, że jest to ci całkiem jasne, iż tylko śmierć Chrystusa może ci dać Bezpieczeństwo – ale równocześnie myślisz, że pewność tego, daje ci to co czujesz. Raz jeszcze proszę otwórz swoją Biblię; albowiem teraz pragnę, abyś ujrzał ze Słowa Bożego, jak On daje człowiekowi Pewność Zbawienia.

Zanim zwrócimy się do tego wiersza, który proszę abyś bardzo starannie przeczytał, gdyż mówi on o tym, jak wierzący może wiedzieć z całą pewnością, że ma życie wieczne, pozwól, że wpierw zacytuję go w przekręcony sposób, tak jak to sobie wyobraźnia człowieka często przedstawia: „Te szczęśliwe uczucia dałem wam, którzy wierzycie w Imię Syna Bożego, żebyście wiedzieli, że macie życie wieczne.” A teraz spójrz do Biblii i podczas gdy będziesz porównywał to, co przed chwilą powiedziałem – z błogosławionym i niezmiennym Słowem, aby On sam umożliwił ci, byś mógł powiedzieć wraz z Dawidem, „wymysły mam w nienawiści, a Prawo Twoje miłuję” /Ps.119.113/ Ten zniekształcony wiersz to był 13 wiersz piątego rozdziału pierwszego listu św.Jana, a we właściwym brzmieniu brzmi on następująco: „Te rzeczy napisałem wam, którzy wierzycie w Imię Syna Bożego, żebyście wiedzieli, że macie życie wieczne.” W jaki sposób pierworodni synowie tysięcy Izraelitów wiedzieli z całą pewnością, że w noc Przejścia Pańskiego i Sądu nad Egiptem byli całkowicie bezpieczni? /2Moj.12/ Złóżmy wizytę dwóm ich rodzinom i posłuchajmy, co oni mają do powiedzenia. W pierwszym domu, do którego wchodzimy, zastajemy wszystkich drżących ze strachu i rozpaczy. „Cóż jest przyczyną tej bladości i drżenia?” zapytujemy. Pierworodny syn informuje nas, że poprzez kraj przechodzi Anioł Śmierci, i że on nie jest całkiem pewny, jak będzie się przedstawiała jego sprawa w tym poważnym momencie. „Gdy ów Anioł Niszczyciel przejdzie obok naszego domu – powiada on – a przeminie noc sądu, wówczas będę wiedział, że jestem bezpieczny. Ale aż do tej chwili nie widzę jak bym mógł być całkowicie pewny, że nic mi nie grozi. Tutaj obok, nasi sąsiedzi mówią, że oni są pewni zbawienia, ale my myślimy, że jest to zbyt wielka pewność siebie. Wszystko, co mogę uczynić, to spędzić tę długą noc w nadziei, że wszystko będzie dobrze.” Zapytujemy więc: „Ale czy Bóg Izraela nie dał Swemu ludowi sposobu do uzyskania bezpieczeństwa?” „Oczywiście – odpowiada – i my uczyniliśmy wszystko, co należało uczynić, aby uniknąć tego sądu. Krew jednorocznego baranka bez zmarszczki i skazy i wiązka hizopu została użyta według polecenia, do pomazania górnej belki i boków naszych odrzwi, niemniej wciąż jeszcze nie jesteśmy całkowicie pewni, że nic nam nie grozi”. A teraz opuśćmy tych biednych, pełnych wątpliwości i niepokoju, a przejdźmy do ich sąsiadów. Cóż za ogromny kontrast zauważamy na pierwszy rzut oka! Na każdej twarzy widać pokój. Oto stoją z przepasanymi biodrami, z kijami w ręku, spożywając pieczonego baranka. Cóż może znaczyć pokój w taką noc? „Ach – wszyscy oni mówią – my tylko czekamy, aby z ust Pana padł rozkaz wymarszu, a wówczas po raz ostatni powiemy ‚żegnam’ naszym brutalnym dozorcom, ich biczowi i całej wstrętnej niewoli egipskiej!” „Ale chwileczkę! Czyż zapomnieliście, że jest to noc sądu nad Egiptem?” „My dobrze o tym wiemy: ale nasz pierworodny syn jest bezpieczny. Krew została wylana, i według życzenia naszego Boga, pokropiono nasze odrzwia”. „Tak samo przecież uczyniono obok – odpowiadamy – ale oni wszyscy są bardzo nieszczęśliwi, gdyż zupełnie nie mają pewności, że im nie grozi niebezpieczeństwo.” „Ach – na to odpowiada zdecydowanie pierworodny syn – ale my mamy więcej niż pokropiona krew, my mamy nieomylne Słowo Boga w związku z jej wylaniem! Bóg powiedział: ‚Gdy ujrzę krew, minę was’. Bóg jest zadowolony skoro krew jest na zewnątrz, a my jesteśmy bezpieczni tutaj, wewnątrz, polegając na Jego Słowie.”

Pokropiona krew czyni nas bezpiecznymi.
Powiedziane słowo czyni nas pewnymi.

Czyż cokolwiek mogłoby uczynić nas bardziej bezpiecznymi, aniżeli pokropienie krwią, albo bardziej pewnymi, aniżeli Jego powiedziane Słowo? Nic, nic.

A teraz pozwól, że zadam ci jedno pytanie. Jak myślisz, który z tych dwóch domów był bezpieczniejszy? Czy powiesz, że ten drugi, gdzie wszyscy byli tak pełni pokoju? Jeśli tak, to się mylisz. Oba są jednakowo bezpieczne. Ich bezpieczeństwo polega na tym, co Bóg mówił o krwi znajdującej się na zewnątrz, a nie stanie ich uczuć – nie na tym co działo się wewnątrz. Jeśli pragniesz być pewnym swego własnego bezpieczeństwa, nigdy nie słuchaj niestałego świadectwa twych uczuć, ale polegaj tylko na niewzruszalnym świadectwie Słowa Bożego. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: kto we mnie wierzy ma życie wieczne.” /Jn.6.47/ Pozwól, że dam ci prosty przykład z codziennego życia. Pewien gospodarz nie mając dostatecznej ilości trawy dla swojego bydła, złożył prośbę o uzyskanie pięknego kawałka pastwiska, o którym słyszał, że było do wynajęcia, a które znajdowało się w pobliżu jego domu. Przez dłuższy czas nie otrzymywał odpowiedzi od właściciela. Pewnego dnia jednak jego sąsiad przyszedł go odwiedzić i powiada: „Jestem całkowicie pewny, że dostaniesz to pole. Czy nie przypominasz sobie, jak w ostatnie święta Narodzenia Pańskiego właściciel posłał ci specjalny prezent w postaci kilku sztuk zwierzyny, i jak uprzejmie skinął ci głową onegdaj, gdy przejeżdżał w swoim powozie?” Tymi i podobnymi słowy sprawił, że nasz gospodarz był najlepszych myśli odnośnie tej sprawy. Następnego dnia inny sąsiad go spotkał i w trakcie rozmowy powiedział: „Obawiam się, że nie ma absolutnie nadziei, abyś dostał to pastwisko. Pan X również złożył wniosek o nie, a chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielką sympatią cieszy się on u właściciela”, itd. Tak więc nadzieje tego biedaka zostały zgoła rozbite i prysnęły jak bańka mydlana. Jednego dnia pełen nadziei, drugiego dnia – pełen rozpaczliwych wątpliwości!… Ale niebawem przychodzi listonosz, a serce gospodarza puka prędko, gdy otwiera kopertę listu: już z pisma na kopercie poznaje, że jest to list od właściciela tego pola. Wyraz jego twarzy od bardzo niespokojnego, w trakcie czytania tego listu, zmienia się na pełen radości i nie ukrytego zadowolenia. „Teraz sprawa jest już załatwiona – woła do swojej żony – już nie ma więcej wątpliwości ani obaw; ‚mam nadzieję’ i ‚może’- to już sprawa przeszłości! Właściciel pisze, że pole jest moim tak długo, jak długo je potrzebuję – i to na bardzo dogodnych warunkach! To mi wystarczy. Teraz już nie dbam o niczyją opinię.
Jego słowo decyduje o wszystkim!

Ileż to biednych dusz jest w podobnej sytuacji jak ten biedny, zmartwiony gospodarz – miotany myślami i opiniami ludzi, lub też myślami i uczuciami swego własnego, przewrotnego serca! Tylko wtedy, gdy przyjmujemy Słowo Boże jako Słowo Boże, w miejsce niepewności i wątpliwości – przychodzi pewność, i to zarówno gdy ogłasza On potępienie niewierzącego jak i zbawienie wierzącego „O Panie! Słowo Twoje trwa na wieki na niebie” /Ps.119.87/ Dla szczerego wierzącego człowieka, Jego Słowo stanowi o wszystkim. „Czy On powie, a nie uczyni rzeknie, a nie wypełni?” /4Moj.23.19/ „Ale jak mogę być pewny, że mam właściwą wiarę?”

Na to może być tylko jedna odpowiedź, a raczej pytanie: czy zaufałeś właściwej Osobie, tj. Błogosławionemu Synowi Bożemu? Nie chodzi tutaj o wielkość twojej wiary, ale o to, czy ufasz Osobie godnej zaufania. Są tacy, na przykład, którzy chwytają się Chrystusa, że tak powiem, uchwytem tonącego. Inny zaś zaledwie dotyka skraju Jego szaty; ale grzesznik, który czyni to pierwsze, nie jest ani odrobinę bezpieczniejszy od tego, który czyni to drugie. Obaj uczynili to samo odkrycie, a mianowicie, że podczas kiedy wszystko, co jest z własnego „ja” jest całkowicie niegodne zaufania, to bezpiecznie można polegać na Chrystusie, spokojnie zaufać Jego Słowu i z całą ufnością oprzeć swoje życie na skuteczności Jego skończonego dzieła. To jest właśnie co mamy na myśli, gdy mówimy o wierzeniu w Niego. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: kto we mnie wierzy ma życie wieczne.” /Jn.6.47/ Upewnij się zatem, czy zaufanie twoje nie polega na twoich własnych uczynkach, na poprawie, na praktykach religijnych, pobożnych uczuciach gdy jesteś pod wpływami religijnymi, twoim moralnym wykształceniu od dzieciństwa, lub czymś podobnym. Możesz posiadać najsilniejszą wiarę we wszystkie, albo w niektóre te rzeczy, a jednak zginąć na wieki. Nie oszukuj samego siebie przez jakikolwiek okazały uczynek ciała! Najsłabsza wiara w Jezusa zbawia na wieki, podczas kiedy najsłynniejsza wiara w cokolwiek innego jest niczym innym jak tylko wytworem zwiedzionego serca. Jest tylko zasłoną z wiotkich liści, którą wróg twój, Szatan, zbudował, aby zamaskować skraj przepaści i wiecznej zguby! Bóg w Ewangelii w prosty sposób przedstawia ci Pana Jezusa Chrystusa i mówi: „Ten jest Syn mój umiłowany, w którym mi się upodobało.” „Ty możesz – powiada On – z całym zaufaniem twojego serca zaufać jemu, podczas gdy nie możesz bezkarnie zaufać samemu sobie” Błogosławiony, po trzykroć błogosławiony Panie Jezu, któżby nie zaufał Tobie i nie uwielbiał Twego Imienia.

„Ja naprawdę wierzę w Niego – powiedział jeden smutnie wyglądający człowiek, pewnego dnia – ale jednak, gdy się mnie zapytają czy jestem zbawiony, nie lubię mówić „tak”, albowiem obawiam się, że powiem kłamstwo.” Ten młody mężczyzna był to syn rzeźnika, żyjącego w pewnym małym miasteczku w środkowej Anglii. Był to dzień targowy, a ojciec jego nie wrócił jeszcze z miasta. Wtedy powiedziałem, „Przypuśćmy że twój ojciec przyjdzie do domu, a gdy się go zapytasz, ile owiec dzisiaj kupił odpowie ‚dziesięć’. Gdy za chwilę wejdzie ktoś do sklepu i zapyta ‚ile twój ojciec kupił owiec?’ czy ty odpowiesz, ‚ja nie chciałbym powiedzieć ile, gdyż boję się, że skłamię’ ?” „Ależ – rzekła matka /która przysłuchiwała się rozmowie/ z uzasadnionym oburzeniem – mówiąc tak, uczyniłbyś twojego ojca kłamcą!” Czyż nie widzisz, że ten mający dobre zamiary młody człowiek, w istocie przedstawiał Chrystusa jako kłamcę, mówiąc, „Ja wierzę w Syna Bożego. On mówi, że mam życie wieczne, ale ja nie chciałbym powiedzieć, że je mam, aby czasem nie powiedzieć kłamstwa.” Cóż za niesłychane przypuszczenie!

„Ale – inny powie – jak mogę być pewnym, że naprawdę wierzę? Starałem się bardzo często wierzyć i patrzyłem w głąb mojego serca, czy też już tę wiarę posiadam, ale im więcej patrzę na moją wiarę, tym bardziej wydaje mi się, że mam jej mniej”. Ach, przyjacielu, patrzysz w fałszywym kierunku, a twoje starania aby wierzyć, wyraźnie na to wskazują, że jesteś na fałszywej drodze. Pozwól, że dam ci jeszcze jeden przykład, aby wytłumaczyć ci tę sprawę. Oto siedzisz przy twoim kominku pewnego wieczoru, w twoim cichym domku. W pewnym momencie wchodzi jakiś człowiek i mówi ci, że zawiadowca stacji został zabity tego wieczora na torze. Tak się złożyło, że ten człowiek od dawna miał w tej miejscowości opinię męża nieuczciwego i nałogowego kłamcy. Czy wierzysz, albo nawet usiłujesz wierzyć temu człowiekowi? „Naturalnie że nie!” wykrzykujesz. „A proszę, powiedz mi dlaczego?” „Och, znam go zbyt dobrze, aby mu wierzyć!” „Powiedz mi więc, proszę, skąd wiesz, że nie możesz mu wierzyć? Czy dzięki temu, że patrzysz do swego serca, na swoją wiarę, czy na swoje uczucia?” „Nie – odpowiadasz – ja myślę o tym człowieku, który mi przynosi tę nowinę”. Za chwilę wpada sąsiad i powiada, „Zawiadowcę stacji przejechał pociąg towarowy i został zabity na miejscu”. Po jego wyjściu słyszę jak mówisz z ostrożnością, „No, teraz częściowo w to wierzę; bo jeśli przypominam sobie dobrze, to ten człowiek tylko raz w życiu mnie oszukał, jakkolwiek znam go od dzieciństwa”. I znowu zapytuję, „Czy jest to przez patrzenie się na swoją wiarę, że tym razem częściowo wierzysz w to, co usłyszałeś?” „Nie – powtarzasz – ja myślę o charakterze tego, który mnie informuje”. A teraz, zaledwie ten człowiek opuścił twój pokój, wchodzi trzecia osoba, która przynosi ci tę samą wiadomość, co i ta pierwsza. Ale tym razem powiadasz, „Teraz, Janie, wierzę, że to się stało. Skoro ty mi to powiadasz, mogę w to uwierzyć”. I jeszcze raz zadaję pytanie /które, nie zapomnij, jest tylko jakby echem twojego własnego/, „Skąd ty wiesz, że możesz z taką pewnością uwierzyć twemu przyjacielowi Janowi?” „Ponieważ wiem kim i czym Jan jest – odpowiadasz. – On nigdy nie oszukał mnie i nie myślę, aby kiedykolwiek to zrobił”.

Oto w ten sposób ja wiem , że wierzę Ewangelii, albo innymi słowy, wiem Kim jest Ten, który przynosi mi te Nowiny. „Ponieważ świadectwo ludzkie przyjmujemy, świadectwo Boże większe jest; albowiem to jest świadectwo Boże, które świadczył o Synu Swoim. Kto nie wierzy Bogu, kłamcą go uczynił, iż nie uwierzył temu świadectwu, które Bóg świadczył o Synu Swoim” /1Jn.5.9-10/. „Uwierzył Abraham Bogu, i poczytano mu to za sprawiedliwość” /Rzym.4.3/

Pewien człowiek, który był głęboko zatroskany sprawą swojej duszy, zwrócił się do jednego sługi Chrystusowego z takimi słowami: „Och, Panie, ja nie mogę wierzyć!” Na co ów sługa mądrze, a spokojnie odpowiedział, „A komuż to właściwie nie możesz uwierzyć?” To rozwiązało sytuację. Do tej pory uważał on, że wiara to coś nieokreślonego, co musi się odczuwać wewnątrz siebie po to, aby być pewnym, że się jest gotowym i w porządku z Niebem; a w istocie rzeczy wiara zawsze patrzy na zewnątrz, ku żywej Osobie i Jego skończonemu dziełu, i spokojnie słucha świadectwa Bożego o jednym i drugim. Jest to owo spojrzenie na zewnątrz, które przynosi wewnętrzny pokój. Gdy ktoś obróci swoją twarz ku słońcu, jego własny cień leży poza nim. Nie możesz patrzeć na siebie i na uwielbionego Chrystusa w Niebie równocześnie! A tak stwierdziliśmy, że jest to Osoba Syna Bożego, która pozyskuje moje zaufanie. Jego skończone dzieło, czyni mnie na wieki bezpiecznym. Słowo Boże odnośnie tych, którzy wierzą w Niego, czyni mnie niewzruszenie pewnym. Znajduję w Chrystusie i Jego dziele drogę Zbawienia, a w Słowie Bożym pewność Zbawienia. „Ale jeśli jestem zbawiony – może powiesz – jak to jest, że mam takie wahające się doświadczenia, tak często tracę wszelką radość i pociechę, a staję się równie nieszczęśliwym i podupadłym na duchu, jak przed moim nawróceniem?” To zagadnienie przyprowadza nas do trzeciego punktu Radość Zbawienia.

W nauce Pisma świętego, można łatwo stwierdzić, że podczas gdy twoje zbawienie polega na dziele Chrystusa, o czym zapewnia cię Słowo Boże, to radość i pokój jest nam dany i zostaje podtrzymywany przez Ducha Świętego, który mieszka w ciele każdego prawdziwie wierzącego człowieka. Trzeba pamiętać o tym, że każdy wierzący wciąż jeszcze ma i „ciało”, tj. tę złą naturę, z którą się urodził, i która może już się objawiła, podczas gdy jeszcze był niezdarnym dzieciątkiem, trzymanym na kolanach swej matki. Duch Boży zamieszkujący w każdym człowieku wierzącym, sprzeciwia się ciału i jest zasmucony przez każdą jego działalność, bądź to w intencji, słowie, czy też w uczynku. Gdy człowiek żyje w sposób „godny Pana”, Duch Boży będzie stwarzał w jego duszy Swoje błogosławione owoce: miłość, wesele, pokój itd. /patrz List do Galacjan 5.22/.Jeśli zaś jego życie jest cielesne, a jego drogi świeckie, Duch jest zasmucony, a owoców tych brak jest w większym lub mniejszym stopniu. Pozwólcie. że wszystkim wam, którzy wierzycie w Syna Bożego, przedstawię to w następujący sposób:

Dzieło Chrystusa i twoje zbawienie – stoją lub upadają razem.
Twój sposób życia i twoja radość – stoją lub upadają razem.

Jeśli dzieło Chrystusa miałoby kiedykolwiek upaść /a chwała niech będzie Bogu, nigdy, nigdy się to nie stanie!/ – twoje zbawienie upadło by razem z nim. Jeśli twój sposób życia się załamie /a uważaj, gdyż to może się stać!/ – twoja radość załamie się wraz z nim. O pierwszych uczniach opowiadano, że chodzili w pociesze Ducha Świętego. /Dz.Ap.9.31/ Moja radość duchowa będzie wprost proporcjonalna w stosunku do mojego duchowego charakteru do mojego sposobu życia po nawróceniu się. Czyż nie widzisz swojej pomyłki? Pomieszałeś pojęcie radości, ze swoim bezpieczeństwem – dwie zgoła odmienne i od siebie wielce różniące się rzeczy. Jeśli z powodu pochlebiania samemu sobie, rozgniewania się, światowości, itd. zasmuciłeś Ducha Świętego, to straciłeś swoją radość, a pomyślałeś, że twoje bezpieczeństwo zostało zachwiane! Ale raz jeszcze powtarzam –

Twoje bezpieczeństwo polega na dziele Chrystusa ZA ciebie.
Twoja pewność polega na Słowie Bożym skierowanym DO ciebie.
Twoja radość polega na nie zasmucaniu Ducha Świętego W tobie.

Jeśli, jako wierzący, czynisz cokolwiek, co by zasmuciło Ducha Świętego, to twoja społeczność z Ojcem i Synem Bożym jest, na ten czas, w istocie zawieszona. Tylko wtedy, gdy osądzisz samego siebie i wyznasz swój grzech, radość tej społeczności może być ci przywrócona. Twoje dziecko może zawiniło złym zachowaniem się. Na jego twarzyczce zaraz można spostrzec, że coś w jego serduszku jest nie w porządku. Jeszcze pół godziny temu, radowało się spacerem wraz z tobą naokoło ogrodu, podziwiając to wszystko, co ty podziwiałeś, radując się tym, co i ciebie cieszyło. Innymi słowy, było ono w społeczności z tobą. Jego uczucia, upodobania były identyczne z twoimi. Ale teraz wszystko się zmieniło! Jako nieposłuszne i niegrzeczne dziecko, stoi daleko w kącie, prawdziwy obraz nieszczęścia. Na podstawie pełnego skruchy przyznania się do złego postępku, zapewniłeś go o całkowitym odpuszczeniu jego winy, a mimo to jego duma i upór powodują, iż nadal stoi i płacze tam w kącie. Gdzie jest ta radość sprzed pół godziny? Wszystko zniknęło. Dlaczego? Ponieważ społeczność między tobą a nim została przerwana. Co jednak stało się ze stosunkiem pokrewieństwa, który istniał pomiędzy tobą a twoim synem pół godziny temu? Czy ten także zniknął? Czy został on naruszony lub przerwany? Oczywiście, że nie. Ten stosunek pokrewieństwa polega na jego urodzeniu się. Jego społeczność zaś polega na jego zachowaniu. Ale po chwili widzimy go wychodzące z kąta ze złamaną wolą i ze złamanym serduszkiem, wyznającego całą sprawę od początku do końca tak, że widzisz, iż żałuje swego nieposłuszeństwa tak bardzo jak i ty, a wówczas bierzesz go w swoje ramiona i pokrywasz go pocałunkami. Jego radość jest przywrócona ponieważ społeczność znowu jest przywrócona.

Aby przykład nasz nieco bardziej rozwinąć, przypatrzmy się następującej sytuacji. Przypuśćmy, że podczas gdy dziecko jeszcze stoi w kącie, rozlega się krzyk: „Pożar w domu!” Cóż stałoby się z nim wówczas? Czy pozostałoby w kącie, aby paść ofiarą płomieni w walącym się domu? Niemożliwe! Najprawdopodobniej byłoby ono pierwszą osobą, którą byś wyniósł na bezpieczne miejsce. Ach, naturalnie, ty o tym dobrze wiesz, że miłość pokrewieństwa jest czymś odmiennym od radości społeczności! Gdy Dawid tak straszliwie zgrzeszył w związku z żoną Uriaszową, nie powiedział on, „przywróć mi twoje zbawienie”, ale, „Przywróć mi radość zbawienia Twego” /Ps.51.14/. A tak, jeśli wierzący człowiek zgrzeszy, jego społeczność na pewien czas zostaje przerwana i radość jest stracona, dopóki ze złamanym sercem nie przyjdzie do Ojca i nie wyzna swoich grzechów. Wówczas, opierając się na Jego Słowie, wie, że ponownie zostało odpuszczone jego przekroczenie, albowiem Jego Słowo wyraźnie oświadcza, że „Jeślibyśmy wyznali grzechy nasze, wierny jest Bóg i sprawiedliwy, aby nam odpuścił grzechy, i oczyścił nas od wszelkiej nieprawości” /1Jan.1.9/.

A zatem drogi współwierzący! pamiętaj zawsze o tych dwóch rzeczach: nie ma nic mocniejszego niż więzy pokrewieństwa, a niczego bardziej delikatnego, jak więzy społeczności. Wszystkie połączone moce i zamysły ziemi i piekła nie mogą rozerwać tego pierwszego, podczas kiedy nawet jedna drobna, nieczysta myśl, czy też jedno błahe słowo – przetnie to drugie. Jeśli męczy cię jakaś chmurna chwila, to upokórz się przed Bogiem i zastanów się nad swoimi drogami, a z chwilą, kiedy odkryjesz złodzieja, który cię pozbawił twej radości, natychmiast wyciągnij go na światło, wyznaj twój grzech Bogu, Ojcu twemu, i osądź się sam, bez oszczędzania się za lekkomyślność i nieuwagę w stosunku do twojej duszy, która pozwoliła wedrzeć się tam temu złodziejowi – bez zatrzymania go. Ale nigdy, nigdy nie pozwól na to, by mieszać sprawę twego bezpieczeństwa z twoją radością. Nie myśl jednak ani na chwilę, że Sąd Boży spada chociażby o włos mniej srogo na grzech człowieka wierzącego, jak na grzech człowieka niewierzącego. On nie posiada dwóch dróg obchodzenia się z grzechem na sądzie, ani też nie mógłby przejść mimo grzechu człowieka wierzącego, bez osądzenia go, zupełnie tak samo jak nie przechodzi mimo grzechu takiego człowiek, który odrzucił Jego najdroższego Syna. Ale tutaj zachodzi jedna wielka różnica. Wszystkie grzechy wierzącego były znane Bogu i położone na Chrystusie, gdy On zawisnął na Krzyżu Golgoty. Tam właśnie, raz na zawsze, ów wieki „kryminalny problem” winy grzesznika przywiedziony został na porządek dzienny i załatwiony, a sąd spadł na Tego Błogosławionego Zastępcę, który w miejsce wierzącego, „grzechy nasze na ciele swoim poniósł na drzewo” /1Ptr.2.24/. Ten, który odrzuca Chrystusa, musi ponieść swoje własne grzechy osobiście, w jeziorze gorejącym ogniem na zawsze. Jeśli natomiast prawdziwie wierzący upadnie, „kryminalny aspekt” jego grzechu nie może ponownie zostać przywiedziony na porządek dzienny przeciwko niemu, jako że Sam Sędzia załatwił go raz na zawsze na Krzyżu; ale problem społeczności zostaje poruszony wciąż na nowo w jego sercu przez Ducha Świętego, i to tak długo i tak często, jak często on Go zasmuca.

Pozwól zatem, że podsumowując dam ci jeszcze jeden przykład. Jest piękna księżycowa noc. Księżyc w pełni – lśni więcej jeszcze, aniżeli zwyczajnym blaskiem. Pewien człowiek wpatrzony w głębię spokojnej tafli sadzawki, w której widzi srebrzyste odbicie tego księżyca, wypowiada taką uwagę do stojącego obok przyjaciela: „Jak cudownie i jasno krąg księżyca dzisiaj wieczorem wygląda! Jak spokojnie i majestatycznie płynie on w przestworzach!” Ale ledwie dokończył to zdanie, nagle jego przyjaciel wrzuca mały kamyk do tej sadzawki. Człowiek ten natychmiast wykrzykuje: „Ależ co się stało! Księżyc połamał się na drobne kawałki, a jego szczątki pomieszały się w największym nieporządku!” „Cóż za absurd! – odpowiada zdumiony jego towarzysz. Patrz w górę człowieku! Księżyc nie zmienił się ani na jotę! To stan sadzawki, w której się odbijał, uległ zmianie!” Zastosuj ten prosty przykład do siebie. Twoje serce jest taką sadzawką. Jeśli nie dopuściłeś tam zła, wówczas błogosławiony Duch Boży objawi w tobie chwałę i kosztowność Chrystusa, ku twojemu pocieszeniu i radości. Ale z chwilą, kiedy jakieś niewłaściwe pragnienie znajdzie się w tym sercu, lub też jakieś płoche słowo wymknie się z ust twoich – bez osądzenia, wówczas Duch Święty rozpoczyna zakłócanie powierzchni tej sadzawki – twoje szczęśliwe doświadczenia zostają rozbite w proch, i jesteś całkowicie bez spokoju i wewnętrznie rozstrojony, dopóki w skrusze ducha nie wyznasz przed Bogiem swego grzechu /przeszkody, mącącej harmonię społeczności/, a w ten sposób na nowo nie odzyskasz społeczności z Bogiem. Gdy serce twoje jest tak pełnym niepokoju, czyż dzieło Chrystusa uległo zmianie? Nie, nie. A zatem twoje zbawienie nie uległo zmianie. Czy Słowo Boże uległo zmianie? Oczywiście, że nie. A więc i pewność twego zbawienia nie doznała wstrząsu. Cóż więc się zmieniło? Oczywiście działanie Ducha Świętego w tobie się zmieniło. On, zamiast czerpać z chwały Chrystusa i napełniać twoje serce świadomością Jego wielkości, jest zasmucony tym, że musi odwrócić się od wypełniania tej radosnej funkcji, którą jest napełnianie cię świadomością Bożego bogactwa, a zamiast tego napełnia cię świadomością twojego grzechu i twojej niegodności. Odbiera ci on twoją pociechę tak długo, dopóki nie osądzisz siebie samego i nie odeprzesz tej złej rzeczy, którą On osądza i którą On odrzuca. Gdy to się stanie, społeczność z Bogiem zaistnieje na nowo! Oby Pan uczynił nas coraz bardziej surowymi w stosunku do siebie samych, abyśmy nie zasmucali „Ducha Świętego Bożego, którym zapieczętowani jesteśmy na dzień odkupienia” /Ef.4.30/ Chociażby wiara twoja była nawet bardzo słaba, polegaj na tym z całą pewnością, że ten Błogosławiony, który zdobył twoje zaufanie, nigdy się nie zmieni. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki” /Heb.13.18/. Cokolwiek Bóg czyni trwa na wieki; „i że do tego nic nie można przydać, ani z tego nic ująć” /Kaz.Sal.3.14/ Słowo, które On wypowiedział, nigdy nie ulegnie zmianie, „Uwiędła trawa i kwiat jej opadł; ale Słowo Boże trwa na wieki” /1Ptr.1.24-25/. A tak i Ten, któremu zaufałem, i fundament mojego bezpieczeństwa, i podstawa mojej pewności są jednako na całą wieczność niezmienne.

Ma miłość tak często zawodzi, ma radość przepływa, odchodzi;
Lecz pokój w Nim na wieki dan – Pan Jezus nie zna zmian!
Jam zmienny, lecz on się nie zmienia, Pan wolny od śmierci, cierpienia!
W miłości Jego spocząć śmiem, Prawdą przytulił mię! – H. Bonar

Raz jeszcze pozwól, że zapytam się, „Którą klasą podróżujesz ?” Proszę cię, zwróć swe serce do Boga i Jemu daj odpowiedź na to pytanie. „Niech Bóg będzie prawdziwy, a wszelki człowiek kłamcą” /Rzym.3.4/ „Kto przyjmuje świadectwo Jego, ten zapieczętował, że Bóg jest prawdziwy” /Jan 3.33/ Oby pełna radości pewność posiadania tego „Wielkiego zbawienia” była twoim udziałem teraz i aż do chwili „kiedy On przyjdzie”.

Czy zbawieni mogą pójść na wieczne potępienie?

Czy zbawieni mogą pójść na wieczne potępienie?

ODSIEW WYZNAWCÓW

Proszę zwrócić uwagę, że tytuł niniejszej książeczki nie brzmi: czy ten, kto mieni się chrześcijaninem lub mówi, że wierzy w Boga, może zostać potępionym; jest to nie tylko możliwe, lecz wręcz pewne, że ci, którzy jedynie z nazwy są chrześcijanami, na całą wieczność będą skazani na ciemność i pustkę. Słowa z ust samego Jezusa nie pozostawiają tu żadnych wątpliwości:

„Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mat. 7,21-23).

Ludzie, o których Pan Jezus tu mówi nie są poganami, niewierzącymi, czy takimi, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z wiarą chrześcijańską; przeciwnie, są to właśnie ci, którzy Jezusa nazywają swym Panem i gorliwie pracują „na niwie Bożej”. Powyższy cytat mówi aż nazbyt jasno, że ci właśnie ludzie, pomimo wszystko mogą zostać potępieni.

Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus nie mówi: „Znałem was, lecz teraz znać was nie chcę”. Ostateczny wyrok dla tych którzy tylko mienią się chrześcijanami brzmi: „Nigdy was nie znałem”. A więc ludzie ci nigdy naprawdę nie należeli do Pana Jezusa! Do zbawienia potrzeba znacznie więcej niż ustawicznie powtarzać: „Panie, Panie..” i aby je otrzymać należy czynić wolę Ojca. Na pierwszym miejscu nie postawiono jednak prorokowania, wypędzania demonów, czy pracy chrześcijańskiej. Faryzeusze zapytali Jezusa: „Cóż mamy czynie, aby wykonywać dzieła Boże” i otrzymali odpowiedź: „To jest dzieło Boże: wierzyć w tego, którego On posłał” (Jan 6,28-29).

A zatem tematem tego traktatu nie będzie odpowiedź na pytanie, czy istnieje odsiew wyznawców i tych, którzy działają w służbie Jezusa Chrystusa, lecz: czy wierzący mogą zostać potępieni?

KTO JEST WIERZĄCYM?

To oczywiście pierwsze pytanie, na które należy dać odpowiedź.

Na wstępie zaznaczam od razu, że ten, kto ma wierzących rodziców, otrzymał chrześcijańskie wychowanie lub należy do tego czy innego chrześcijańskiego zgromadzenia, niekoniecznie jest wierzącym, a już z pewnością nie jest nim jedynie na podstawie tych trzech wymienionych wyżej faktów.

Niekoniecznie wierzącym będzie i ten, który odrzuca pogląd negujący istnienie Boga, nieba, piekła, zaświatów i wierzy, że istnieje Bóg, który kiedyś zażąda zdania rachunku z naszych postępków. Taki ktoś może wprawdzie powiedzieć: „jestem wierzącym, bo wierzę w istnienie wszechmocnego Boga”, ale wiara ta nie czyni z niego wierzącego w biblijnym sensie, bo i demony wierzą w to samo i jak dodaje Jakub: „drżą”.

Pismo Święte pod pojęciem wierzącego rozumie kogoś, kto w żarliwej skrusze wyznał Bogu, że jest grzesznikien i wierzy, że ofiara Jezusa Chrystusa na krzyżu jest okupem za jego grzechy. W naszych rozważaniach będzie zatem chodziło o odpowiedź na pytanie, czy taki ktoś moż zostać potępionym.

KTO WIERZY, MA ŻYCIE WIECZNE, ALE CO TO ZNACZY?

Dla jasności chciałbym podkreślić, że na pytanie to nie da się odpowiedzieć cytując np. Ew. Jana 6,36 „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny”. Nie chodzi bowiem o to, czy ktoś, kto wierzy, posiada życie wieczne, lecz czy wierzący może odstąpić od wiary i w konsekwencji utracić życie wieczne. Nie chodzi nam więc o wykazanie, że ktoś, kto wierzy jest zbawiony, lecz o to, że człowiek ten zostanie zbawiony, niezależnie od tego co by się zdarzyło. Ważnym jest przy tym, byśmy w tych przemyśleniach nie dali się ponieść uczuciom, czy zaufali naszemu rozumowi; dopuśćmy do głosu jedynie słowa z Pisma Świętego.

NIC NIE ZDOŁA NAS ODŁĄCZYĆ…

Jako pierwsze miejsce z Pisma chciałbym zacytować List do Rzym. 8,38-39:

„Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie; ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.

W wersetach tych apostoł Paweł daje odpowiedź na pytanie zawarte w wierszu 35: „Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej?” Słowem: „nas”, jak wskazuje wiersz 33, określeni są „wybrani Boży”.

Przytoczone wyżej wiersze pokazują, że nic i nikt nie może oddzielić od miłości Bożej tych, których Bóg wybrał i którym przez cierpienia, śmierć i zmartwychwstanie Swego Syna Jezusa Chrystusa przebaczył wszystkie grzechy. Odpowiedź jest wyraźna i tak pełna jak to tylko jest możliwe, i nie pozostawia cienia wątpliwości.

Jeśli czytamy „ani śmierć, ani życie”, czy nie mieści się w tym wszystko, co może mieć jakikolwiek wpływ na nasze istnienie?

Ani śmierć, ani życie nie może nas odłączyć od miłości Bożej. Również świat duchów nie posiada takiego wpływu: ani aniołowie, ani moce. Odwołując się do Ef. 6,12 przypuszczam, że pod określeniem „potęgi niebieskie”, należy rozumieć szatana wraz z upadłymi duchami, a pod określeniem „aniołowie” duchy nieupadłe.

Ktoś powiedział kiedyś: „Nie istnieje nic, co chciałyby uczynić dobre anioły i co mogłyby uczynić złe anioły, co mogłoby nas oddzielić od miłości Bożej”. Dalej mówi Paweł jeszcze dobitniej: „ani teraźniejszość, ani przyszłość” Czyż można sobie wyobrazić jakiekolwiek wydarzenie lub doświadczenie, którego nie obejmowałyby te dwa pojęcia. Również i one nie mogą oddzielić nas od miłości Bożej.

I kontynuuje: „ani moce” – jakiekolwiek – „ani wysokość” – a więc nic w niebie, „ani głębokość” – także nic w świecie umarłych – „ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej”.

Treść tych wierszy mówi o wiecznym i całkowitym bezpieczeństwie wierzącego!

TAK, ALE…

Ktoś jednak mógłby argumentować: „wszystkie te rzeczy nie są w stanie oddzielić nas od miłości Bożej, ale tylko tak długo, jak długo wierzymy; niewiara jednak doprowadza do oddzielenia od Boga!

Czyż niewiara nie mieści się w pojęciu „ani śmierć, ani życie?” Jeśli nie manifestuje się w pierwszym, to już z pewnością w drugim! Czyż niewiara nie objawia się w naszy życiu? Czy nie jest częścią „teraźniejszości i przyszłości”.

Przecież występuje w teraźniejszości!

Argumentacja powyższa pozbawiona jest zatem podstaw, ale to jeszcze nie wszystko: jeżeli chcemy dobrze zrozumieć wiersz 38 i 39, musimy widzieć je łącznie. Apostoł pokazał, że:

„Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest tych którzy według postanowienia jego są powołani” (w. 28).

A zatem nie my uczyniliśmy pierwszy krok ku Bogu i okazali naszą miłość; to Bóg odnalazł nas i powołał według swego postanowienia. Dzieło zbawienia pochodzi więc od Boga. W poniższych wierszach myśl ta rozwinięta jest dalej:

„Bo tych, których przedtem znał przeznaczył właśnie, aby stali się podobni do obrazu Syna jego…, a których przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił” (w. 29-30).

Nie zrobiliśmy nic, by miłować Boga, gdyż tego nie potrafimy, nawet niejednokrotnie Go nie szukamy. To Bóg myślał o pokoju z nami, to On przez Ewangelię powołał nas i usprawiedliwił. To Bóg jest tym, który nas uwielbi, a właściwie uczynił to już teraz.

Mając te fakty przed oczyma wołał Paweł:

„Cóż tedy na to powiemy?” I następnie padają cztery ważne pytania:

1. Jeżeli Bóg za nami, któż przeciwko nam? Odpowiedź: „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby z nim nie miał darować nam wszystkiego?” (w. 32).

2. Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Odpowiedź: „Przecież Bóg usprawiedliwia” (w. 33).

3. Któż będzie potępiał?

Odpowiedź: „Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał. Ten przecież wstawia się za nami” (w. 34).

4. Któż nad odłączy od miłości Chrystusowej? Odpowiedź: Nic. Ani prześladowania, ani głód, itp. „Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował” (w. 37).

Podsumowując: nikt nie jest w stanie wystąpić przeciw nam, oskarżać nas, potępić; nic nie może nas oddzielić od miłości Bożej, która jest w Jezusie Chrystusie.

Rozdział ten mówi o całkowitej pewności i bezpieczeństwie dzieci Bożych. Przy czym jeszcze raz należy podkreślić, bo o to tutaj chodzi, że mowa jest o wybranych, a nie o wierzących. Nauka o tym wyborze daje fundamentalną pewność dziecku Bożemu, że zostanie ono zachowane na wieki!

Inną sprawą jest natomiast, jak ta nauka daje się pogodzić z tym, że Bóg czyni grzesznika odpowiedzialnym za nawrócenie się. Tego jednak problemu nie będziemy tu poruszać.

Ten sam apostoł Paweł głoszący ewangelię, który obarcza grzeszników odpowiedzialnością za odrzucenie ofiarowanego zbawienia, poucza wierzących, że zbawienie jest sprawą Boską, gdyż Bóg ich wybrał. Nam nie pozostaje nic prostszego jak głosić dokładnie to samo!

NIKT NIE MOŻE ICH WYRWAĆ Z RĘKI MOJEJ…

Drugi dowód na niezaprzeczalność zbawienia znajdujemy w Ew. Jana 10,27-30:

„Owce moje głosu mojego słuchają i ja znam je, i one idą za mną. I ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Ludziom, którzy wprawdzie wołają: „Panie, Panie…” a nie należą rzeczywiście do Jezusa, powiedziane zostanie w dzień sądu: „Nie znałem was nigdy”. O swoich owcach mówi Pan Jezus jednak: „Ja znam je”. Czy może On później powiedzieć do takiej owcy, że nigdy jej nie znat? Argument ten nie traci swej mocy i wtedy gdy ten urywek z Pisma interpretuje się fałszywie, tak jak chcą tego orędownicy teorii o potępieniu wierzących: „Wprawdzie zgadza się, że Jezus powiedział „one nie giną na wieki”, ale tylko tak długo jak długo pozostaną owcami”.

Jezus Chrystus mówi: „Nikt nie może ich wydrzeć z ręki Ojca”, a na to argumentacja: „Lecz owce mogą same przez niewiarę wyrwać się z ręki Boga”. Takie wnioskowanie nie ma nic wspólnego z interpretacją Pisma: przeciwstawiono tu jasnemu, wyraźnemu Słowu Bożemu, typowo ludzkie rozumowanie. Załóżmy jednak przez chwilę, że ten wydumany wniosek jest możliwy, to czy Pan mógłby powiedzieć do owiec ze swej trzody, które znał – „nie znalem was nigdy? Absolutnie niemożliwe!

JEDNĄ OFIARĄ UCZYNIŁ NA ZAWSZE DOSKONAŁYMI

Na jakiej podstawie spoczywa twierdzenie o wiecznym zbawieniu wierzących? Podaje to nasz trzeci cytat z Pisma:

„Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni” (Hebr. 10,14).

Autor Listu do Hebrajczyków przeciwstawia tu jednorazową ofiarę Chrystusa ustawicznie powtarzającym się ofiarom wymaganym przez zakon. Izraelita nie mógł twierdzić, że dzięki jednorazowej ofierze uporządkowana jest na zawsze sprawa pomiędzy nim a Bogiem i że problem grzechu jest usunięty. Konsekwencją każdego grzechu była konieczność złożenia nowej ofiary. Izraelita nigdy nie mógł stwierdzić, że raz na zawsze oczyszczony został z grzechów (Hebr. 10,2). Kapłani w Izraelu nigdy nie zaznali spoczynku: nie siedzieli oni, lecz stali zawsze gotowi do służby (w. 11). Dla wierzących okresu łaski mają znaczenie inne słowa:

„Mocą tej woli (woli Bożej) jesteśmy uświęceni przez ofiarowanie ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze” (Hebr. 10,10).

O Jezusie Chrystusie zaświadczono, że usiadł po prawicy Bożej. Na gruncie tej jednorazowej doskonałej ofiary, wierzący, którzy zostali uświęceni są na zawsze doskonałymi. Na jak długo? Tak długo jak wierzą? NIE! NA ZAWSZE SĄ DOSKONAŁYMI.

Jeżeli ktoś naucza, że uświęceni znowu mogą zostać potępieni, z tą konsekwencją, że każdorazowo muszą się nawracać od grzesznika do dziecka Bożego, degradują tym ofiarę Jezusa Chrystusa do ofiary z wołów i baranów, przypisanej Zakonowi. Nie jest to najprawdopodobniej zamierzone, ale taki jest wniosek wypływający z tej nauki.

A NASZE PRZYSZŁE GRZECHY?

Wejdźmy w ten problem trochę głębiej. Właściwie jakie pojęcie o zbawieniu grzesznika mają zwolennicy teorii o odsiewie wierzących? Dopuśćmy do głosu człowieka, który przez pewien czas był zwolennikiem tejże teorii; jest nim amerykański ewangelista, Ironside.

– Mówi on:

„Kiedy się nawróciłem, myślałem, że wszystkie moje grzechy jakie popełniłem do momentu nawrócenia są przebaczone i zapomniane. Myślałem tak: Bóg dał mi szansę zacząć wszystko od początku; jeżeli uda mi się zachować w czystości kartę mojego życia aż do śmierci, to pójdę do nieba. Jeśli mi się to jednak nie uda, przestanę być chrześcijaninem i muszę się ponownie nawracać. Każdorazowo, gdy się nawracam, moja przeszłość zmywana jest krwią Chrysusa, lecz w gruncie rzeczy moją jest rzeczą, by żyć porządnie”.

Ironside dodaje jeszcze: „Cóż to za uwłaczające Bogu pojęcie o przebaczeniu. Jeżeli przez krew Jezusa odpokutowane są jedynie grzechy sprzed mojego nawrócenia, jak mogą zostać odpokutowane grzechy, które popełniłem po moim nawróceniu i wyznałem Bogu? Jedyną podstawą dla Boga, by wybaczył grzechy jest krew Jezusa. Jego krew przelana została na krzyżu raz na zawsze, zatem raz na zawsze uporządkowane są moje sprawy z Bogiem”.

Jezus Chrystus nie umarł tylko za grzechy, które popełniliśmy przed naszym nawróceniem, lecz również za grzechy, które popełnimy w przyszłości. Gdy Jezus niósł nasze grzechy na swym ciele na krzyż, czy nie chodziło tu przede wszystkim o grzechy przyszłe? (l Ptr 2,24).

POZWOLENIE NA GRZESZENIE?

Czy jest bezpieczny taki punkt widzenia, który daje nam wręcz do ręki pozwolenie na grzeszenie? W żadnym wypadku! Każdy, kto odrzuci Krzyż będzie musiał kiedyś zdać przed Bogiem rachunek ze wszystkich swoich grzechów. Zostanie osądzony według swoich uczynków. Bóg będzie wtedy Sędzią, który oznajmi wyrok przez swego Syna Jezusa Chrystusa.

Kto jednak przyjął Jezusa jako swego Zbawiciela, nie będzie sądzony przez Boga za swe grzechy. Jego odpowiedzialność – jako grzesznika – przed Bogiem zakończyła się. Grzechy nie stoją między nim a Bogiem, a jeśli chodzi o jego zbawienie, sprawa jest jasna: stał się dzieckiem Bożym. Od tego momentu rozpoczyna się odpowiedzialność dziecka w stosunku do swego Ojca w niebie. Jeśli dziecko Boże grzeszy, jest to powód, by Bóg się nim zajął, ale nie jako Bóg Sędzia, lecz jako Bóg Ojciec. I sprawdza się stare powiedzenie: „Grzeszenie drogo kosztuje dzieci Boże”. Nie chcę się nad tym rozwodzić, lecz pragnę wskazać, jakie następstwa dla dziecka Bożego ma chodzenie w grzechu:

1. Traci radość płynącą z wiary i nie jest dłużej pewny swego zbawienia, choć przecież będzie zbawiony.

2. Traci społeczność z braćmi i siostrami i podlega dyscyplinie zboru.

3. Zostaje karane przez Ojca, który doświadczając je, w ten sposób chce sprowadzić z błędnej drogi.

4. Za cały okres, który żyje w grzechu, traci nagrodę, jaką Bóg chciał mu przydzielić w wieczności. Być zbawionym jest jedną sprawą, a otrzymać nagrodę – drugą, co wyraźnie pokazuje cytat z l Kor. 3:14-15.

Tylko ci, którzy rzeczywiście są dziećmi Bożymi pojmują wagę tych spraw i wiedzą, że grzeszenie drogo ich kosztuje. A poza tym miłość Boża wlana w ich serca nie pozwoli im długo iść drogą grzechu ze spokojnym sumieniem. Porzekadło: „Raz zbawiony – na zawsze zbawiony, a teraz można żyć jak się chce – nie jest mową wiary, lecz mową ciała.

TEN, KTÓRY ZAPOCZĄTKOWAŁ W WAS DOBRE DZIEŁO

Po tej dygresji powróćmy jednak do naszej argumentacji o pewności zbawienia wierzących. Jako czwarte cytuję miejsce z Listu do Filipian 1,6:

„Mam też tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa”.

I dalej ustęp z Pierwszego Listu do Koryntian 1,8:

” (Jezus Chrystus), który utwierdzi was aż do końca, tak iż będziecie bez nagany w dniu Pana naszego Jezusa Chrystusa”.

Głosiciele teorii potępienia powołują się natomiast na tekst z Mat. 24,13:

„A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.

Przy tym insynuuje się, że istnieją wierzący, którzy nie wytrwają i pójdą na zatracenie. Konkluzja ta jest błędna, ale o tym powiemy nieco później. W obu powyżej przytoczonych cytatach nie chodzi o naszą wytrwałość do końca, lecz wytrwanie Boga i Pana Jezusa. Dzieło nawrócenia w naszym sercu należy traktować nie jako nasze dzieło, lecz dzieło Boga i tu dotykamy sedna całego problemu.

Głoszenie Ewangelii stawia człowieka przed wyborem w obliczu Boga. Może on odrzucić lub przyjąć poselstwo zbawienia, czyli: „Kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota” (Obj. 22,17). Ewangelista musi przedstawiać zbawienie zawsze tak, by jasno wynikało, że zaakceptowanie tego zbawienia lub jego odrzucenie jest rzeczą słuchacza. Wielu ludzi, którym na sercu leży głoszenie Ewangelii zapomina często, że istnieje też druga strona tego medalu: zbawienie grzesznika jest Bożym dziełem!

Naszym ograniczonym ludzkim rozumem nie możemy pogodzić tych dwóch rzeczy, musimy je przyjąć w wierze. Niestety, nie zawsze jest się do tego przygotowanym i możemy dojść do dwóch przeciwstawnych i jakże jednostronnych pojęć.

Bardziej ewagelicznie ukierunkowani głosiciele kładą jedynie nacisk na odpowiedzialność za przyjęcie zbawienia jaką obarczony jest grzesznik; czynią przez to zbawienie rzeczą tylko ludzką. Nadmieniają też oczywiście, że Chrystus w tym celu umarł na krzyżu. Ortodoksyjnie nastawieni głosiciele ewangelii wyłączają zupełnie ludzką odpowiedzialność i mówią: „Zbawienie jest ci darowane i jedynie Bóg może to uczynić”.

Pismo Święte mówi jednak niedwuznacznie do każdego, kto odrzucił ofertę zbawienia: „Ty nie chciałeś”.

Do wierzących jednak odnosi się stwierdzenie: „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie” (Filip. 2,15). Tak więc Bóg przez swego Ducha sprawia w sercu swych dzieci to, że nawracają się do Niego. Boże Słowo i Duch powodują nowonarodzenie. Dobre dzieło, jakie Bóg zapoczątkował, dokończy On sam a Jezus Chrystus będzie umacniał nas aż do końca. Problem polega nie na tym, czy my wytrwamy, lecz czy Bóg wytrwa, a ponieważ On wytrwa i my będziemy w stanie wytrwać aż do końca.
NOWE STWORZENIE

Piąty dowód na potwierdzenie teorii o wiekuistym zbawieniu wierzących leży w stwierdzeniu:

„Tak więc, jeżeli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor. 5,17).

Jako potomkowie Adama jesteśmy wszyscy grzesznikami skazanymi na potępienie. Praojciec Adam, stał się grzesznikiem i zostawił nam wszystkim w spadku swą grzeszną naturę – wszyscy rodzimy się grzesznikami i ciąży na nas wyrok śmierci. Taka jest treść wiersza 14 z tegoż rozdziału:

„jeden za wszystkich umarł, a zatem wszyscy umarli”.

Fakt, że Jezus Chrystus umarł za wszystkich ludzi dowodzi, że wszyscy z natury podlegamy śmierci i na wszystkich nas ciąży wyrok śmierci. Gdyby pośród potomków Adama istniał jeden człowiek bez grzechu, wtedy Jezus umarł by za wszystkich, z wyjątkiem tego jednego. Gdy Adam zgrzeszył w Edenie, uosabiał on w tym momencie cały rodzaj ludzki. Najprościej można to wytłumaczyć słowami z Listu do Hebrajczyków, odnoszącymi się do Lewiego:

„I jeśli tak można powiedzieć, w osobie Abrahama i Lewi, który pobiera dziesięcinę, dał dziesięcinę; był bowiem jeszcze w lędźwiach praojca swego, gdy Melechisedek wyszedł na jego spotkanie” (Hebr. 7,9-10).

A zatem Lewi oddał Melchisedekowi dziesięcinę w Abrahamie; był już jakby obecny w Abrahamie. Tak samo my byliśmy obecni w Adamie, gdy w Edenie przekroczył zakaz i wypełniła się druga część tego zakazu:

„Gdy zjesz z niego, na pewno umrzesz” (l Moj. 2,17).

Wraz z Adamem całe stworzenie popadło w śmierć (oddzielenie). Oprócz Pana Jezusa nie ma i nie było takiego człowieka na ziemi, który by nie pochodził od Adama. Jezus został poczęty w sposób nadnaturalny. „Nie uczynił On grzechu”, świadczy Piotr. „Nie znał On w sobie grzechu jako zwodzicielskiej mocy”, pisze Paweł. „Nie było w Nim żadnego grzechu”, stwierdza Jan. Dlatego też śmierć nie miała nad nim władzy. Ale cóż się w takim razie wydarzyło?

Jezus Chrystus przyszedł na świat i wziął na siebie nasze grzechy. Z powodu naszych grzechów stał się grzechem (2 Kor. 5,21) i śmierć stała się Jego udziałem. Zjednoczył się z naszą potępioną istotą, zniżył się do stanu duchowego upadku, w jakim my znajdujemy się w oczach Boga. Pozwolił wykonać na sobie wyrok śmierci, na który my zasłużyliśmy.

Lecz Pan Jezus zmartwychwstał. Nie pozostał w krainie śmierci, lecz zmartwychwstał w mocy i majestacie. Zmartwychwstał jednak nie jedynie dla siebie. Pismo Święte zaświadcza:

„Ożywił nas wraz z Chrystusem… i wraz z Nim wzbudził, i wraz z Nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie” (Ef. 2,5-6).

Oznacza to, że Bóg nie przeniósł nas tam, gdzie znajdował się Adam przed popełnieniem grzechu, lecz przeobraził nas w zupełnie coś innego. Tak, jak wcześniej w Adamie byliśmy częścią starego stworzenia, tak teraz przez dzieło Jezusa należymy do nowego stworzenia.

Ponieważ należymy do nowego stworzenia, więc nigdy nie możemy pójść na zatracenie.

NO DOBRZE, ALE…

Tu możnaby dociekać uparcie dalej: „No dobrze, ale czy to wszystko nie jest ważne jedynie tak długo, jak długo trwa się w wierze?”

Czyż sami wymyśliliśmy sobie nasze pochodzenie od Adama? Na pewno nie. Tak stare, jak i nowe stworzenie nie jest naszym dziełem lecz dziełem Boga.

W rozdziałach tych (2 Kor. 5,15-18 i Ef. 2) nie ma mowy o tym, co musielibyśmy zrobić, lub co zrobiliśmy, lecz o tym, co uczynił Bóg. Przytoczmy Ef. 2, wiersze 8-10:

„Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili”.

Cytat ten wyraźnie pokazuje, że wszystko jest Bożym dziełem. A dlaczego tak jest? Ponieważ Bóg chce usunąć każdą sposobność, która mogłaby przywieść zbawionego grzesznika do chwalenia się i wywyższania. Gdybyśmy byli zbawieni dzięki naszym uczynkom – mielibyśmy prawo się chlubić. Pismo mówi jednak, że możemy być zbawieni tylko na podstawie wiary w dzieło dokonane przez Jezusa Chrystusa. Gdyby chociaż ta wiara była naszym osiągnięciem, mielibyśmy powód do chluby. Nie – mówi Bóg – wiara jest moim darem. Gdyby przynajmniej wytrwanie w wierze było od nas zależne, wtedy moglibyśmy się szczycić, ale i ta okazja do chlubienia się jest nam zabrana. Wytrwanie w wierze jest od początku do końca dziełem Bożym: On dokończy to, co zaczął. Staliśmy się nowym stworzeniem na podstawie tego, co Bóg dokonał i nigdy nie uda nam się zniweczyć w nas dzieła Bożego. Wiara właśnie jest integralną częścią tego nowego dzieła stworzenia: byliśmy zgubieni, bo głowa pierwszego stworzenia – Adam – zawiodła i upadła; jesteśmy zbawieni, bo głowa nowego stworzenia – Chrystus – nigdy nie zachwieje się i nie zawiedzie.

Od ewangelisty Ironside, którego wcześniej cytowałem, przytoczę następującą historię:

„Może słyszeliście Państwo o Irlandczyku, który się nawrócił, lecz cały czas bardzo się bał, że któregoś dnia może popełnić ciężki grzech i z tego powodu pójść na zatracenie. Pewnego dnia poszedł na zgromadzenie i tam usłyszał następujący werset: „Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu” (Kol. 3,3). Niech będzie Bóg uwielbiony – zawołał ten człowiek – czy słyszano, żeby ktoś utonął, jeśli jego głowa jest tak wysoko ponad wodą?”.

Według Kol. 1,18 Chrystus jest Głową Ciała, Kościoła.
KTO WIERZY, MA ŻYCIE WIECZNE

Na początku stwierdziłem, że na pytanie, czy człowiek wierzący może pójść na zatracenie nie wystarcza odpowiedzieć cytując Ew. Jana 5,36: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny”. Mógłbym przytoczyć również Ew. Jana 3,16:

„Albowiem Bóg tak umiłował świat, że Syna Swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” i Ew. Jana 5,24: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posiał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota”.

Nie chciałbym naturalnie twierdzić przy tym, że cytaty te same w sobie nie są przekonywujące: po prostu nie wystarcza powoływać się na te miejsca.

Najpierw musimy zbadać co oznacza wyrażenie „życie wieczne”.

Niestety na ten temat istnieje wiele błędnych poglądów, które nie zgadzają się z Biblią.

Jedni przez „życie wieczne” nie rozumieją nic poza wieczną egzystencją.

Dla innych „życie wieczne” oznacza, że wierzący (jeśli wytrwa w wierze), będzie żył w chwale na wieki u boku Pana Jezusa.

Na koniec, niektórzy traktują „życie wieczne” jako dar, który otrzymuje się już teraz, i który należy zachować aż do śmierci, by dopiero potem poznać całą jego wspaniałość.

Wszystkie te trzy pojęcia zbadamy dokładniej.
CZYM JEST ŻYCIE WIECZNE?

1. Przyjmijmy, że istniałby człowiek, który mógłby na tej ziemi żyć zawsze. Gdyby to było możliwe, człowiek ten nie posiadałby jednak życia wiecznego lecz życie naturalne, które otrzymał jako potomek Adama. W tym przypadku naturalne życie tego człowieka nie miałoby jedynie końca.

Życie wieczne nie jest jednak tylko życiem, które nie ma końca, lecz życiem, które nie ma początku. Jest to mianowicie Boskie życie.

„On jest tym prawdziwym Bogiem i życiem wiecznym” (1 Jana 5,20).

Lecz i to nie wszystko. Od chwili upadku w grzech naturalne życie naznaczone jest śmiercią. W powyżej przyjętym przypadku, człowiek ten byłby tak samo martwy dla Boga jak i ten, który dożył jedynie 80 lat.

To nasze przypuszczenie nie odpowiada jednak rzeczywistości. Śmierć ma nie tylko wpływ na nasz duchowy stan przed Bogiem, ale jest także zjawiskiem cielesnym. Żaden człowiek nie może egzystować wiecznie na tej ziemi jako grzesznik. Nasze naturalne życie związane z naszym ciałem kończy się wraz ze śmiercią; podporządkowani jesteśmy zatem śmierci cielesnej. Nie nawrócony grzesznik stanie po zmartwychwstaniu przed Wielkim Białym Tronem i po skazaniu zostanie wtrącony do wielkiego ognistego jeziora. Jest to druga wieczna śmierć. Jego dusza i ciało wprawdzie będą istnieć wiecznie (Mat. 10,28), ale na wieki będzie martwy. Życie wieczne nie jest zatem tym samym, co wieczna egzystencja, oznacza ono o wiele więcej.

2. Życie wieczne jest również czymś więcej niż przyszłe życie w chwale u boku Pana Jezusa. Naturalnie posiada ono i ten aspekt. Pismo mówi w tym kontekście o „nadziei życia wiecznego” (Tyt. 1,2). Nadzieja ta polega na dziele Jezusa na krzyżu i Jego oddziaływaniu na wierzącego. Dusza moja jest zbawiona przez wiarę, lecz ciało moje musi dopiero zostać zbawione. Z uwagi na moje ciało, jestem zbawiony w nadziei, gdyż czekam jeszcze na „odkupienie mego ciała” (Rzym. 8,22-25). Gdy Jezus przyjdzie powtórnie „znikome ciało moje przemienione zostanie w postać podobną do Jego uwielbionego ciała” (Fil. 3,21). Wtedy otrzymam życie wieczne w całej pełni, gdyż i moje ciało będzie miało w nim swój udział. Jeśli ktoś chce jeszcze głębiej przestudiować ten problem, niech przeczyta następujące miejsca z Pisma Świętego, które mówią o życiu wiecznym jako naszej przyszłej posiadłości: Rzym. 2,7, Gal. 6,18, l Tym. 1,16, l Tym. 6,12 i 19, Tyt. 1,2, Tyt. 3,7. Ten aspekt stawia apostoł Paweł na plan pierwszy.

Lecz istnieje jeszcze coś poza tym aspektem i to coś znajdujemy w ewangelii Jana i jego listach. Duch Święty świadczy słowami Jana, że wierzący już teraz posiada życie wieczne.

Zacytowałem trzy miejsca z ewangelii, które to wyraźnie stwierdzają, przytoczę jeszcze jedno z Pierwszego Listu Jana 5,13: „To napisałem wam, którzy wierzycie w Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie żywot wieczny”. Życie wieczne posiadamy więc już teraz.

3. Nie możemy jednak porównywać życia wiecznego z drogocennym darem, który niesiemy z sobą i którego pieczołowicie musimy strzec, by go nie zgubić. Życie wieczne nie jest dodawane ekstra do naszego jestestwa, lecz jest jego całkowitym przekształceniem. Co mówi Pismo o wierzących? Nie mówi, że noszą oni życie wieczne jako wartościowy dar, lecz że przeszli ze śmierci do życia. Tak, jak dla człowieka nienawróconego życie doczesne stanowi całą jego egzystencję, tak dla    wierzącego życie wieczne określa jego całą istotę i ugruntowujee całkowicie nową egzystencję. Naszego życia doczesnego nie nosimy ze sobą jak pakunku, który moglibyśmy zgubić: jest ono naszym jestestwem, które kończy śmierć cielesna. Tak samo jest z życiem wiecznym, a więc problemu nie stanowi pytanie, czy możemy je utracić jak dar, lecz czy może ono zakończyć się na skutek grzechu, czy życie wieczne może w nas umrzeć. Takie przypuszczenie stoi w sprzeczności ze Słowem, gdyż wtedy życie wieczne nie byłoby wcale życiem wiecznym. Zostałoby ono tak samo jak życie doczesne podporządkowane śmierci.

Jezus powiedział: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jana 17,3).

Posiadanie życia wiecznego oznacza poznanie Boga i Jezusa Chrystusa i trwanie z Nim w żywej więzi. Oznacza to posiadanie życia, które ma sam Jezus Chrystus. Życie wieczne jest życiem wypływającym od Boga. Kto ma żywot wieczny – tak pisze apostoł Piotr – ma udział w Boskiej naturze. Czyż takie życie może mieć koniec? Czy to życie może w nas umrzeć? To życie, które przezwyciężyło śmierć, czego świadectwem jest zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa? Niemożliwe. Dlatego też wszystkie miejsca w Piśmie, które mówią, że wierzący ma żywot wieczny, są świadectwem Ducha Świętego, że nie może on pójść na zatracenie.

WIEMY…

Na zakończenie chciałbym dać jeszcze jeden wyraźny dowód na to, że wierzący mogą cieszyć się wiecznym zbawieniem.

Gdyby istniała możliwość, że wierzący może zostać potępiony, wtedy nikt nie mógłby stwierdzić z całą pewnością, że będzie zbawiony.

Biblia przedstawia trzy rzeczy, które wiemy z całą pewnością:

Patrząc w przeszłość i w odniesieniu do śmierci i zmartwychwstania Jezusa, możemy powtórzyć za Jobem:

„Wiem, że mój Odkupiciel żyje” (Job. 19,25).

W odniesieniu do teraźniejszości, w której spotyka nas tak wiele spraw, możemy powiedzieć: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani” (Rzym. 8,28).

W odniesieniu do przyszłości możemy powiedzieć wraz z Pawłem: „Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny” (2 Koir. 5,1).

To, co wyżej cytujemy, to język wiary, którego nie usłyszymy z ust głosicieli teorii o możliwości potępienia wierzących, dlatego też ich nauka jest nie do przyjęcia.

ALE TE INNE TEKSTY…

„Dobrze” może powiedzieć ktoś – „przytoczył pan wszystkie teksty potwierdzające pewność zbawienia wierzących. Lecz istnieje jeszcze wiele, jeżeli nie więcej cytatów mówiących o odstępstwie, odrzuceniu, utracie wiary, itp…”

Zgadza się. I dlatego krytycznie omówię wszystkie te, tzw. trudne miejsca, jedno po drugim. Chodzi, nam przede wszystkim o to, czy teksty, które do tej pory przestudiowaliśmy udowadniają, że dziecko Boże nie może zostać potępione – one przecież stwierdzają to w najbardziej jasny sposób! Natomiast teksty, które teraz będziemy przytaczać, musimy przestudiować pod kątem, do kogo się właściwie odnoszą: do wierzących czyli nowonarodzonych, czy do tych, którzy są nimi jedynie z nazwy. Powtarzam raz jeszcze: Pismo nie zna pojęcia „potępienie wierzących”, lecz jedynie „odsiew wyznawców”.

Przy tego typu analizie tekstów nigdy nie wolno posługiwać się cytatem, którego nie rozumiemy całkowicie, by tym sposobem zanegować inny tekst, co do którego istnieje możliwość wielorakiej interpretacji. Radziłbym zatem jak najpilniej przestudiować z Biblią w ręce to wszystko, co dotychczas stwierdziliśmy.

CZY CZŁOWIEK NIE MA W TAKIM RAZIE WOLNEJ WOLI?

Cytowany już Ironside wylicza szereg zarzutów podniesionych przeciwko teorii wiecznego zbawienia. Nie mogę uczynić nic lepszego, niż przyjąć jego wywody za motyw przewodni, z pewnymi uzupełnieniami i trochę innym podejściem do sprawy.

Pierwszy z zarzutów ma charakter ogólny, trafia jednak w sedno problemu. Twierdzi się, jakoby człowiek miał wolną wolę i tylko tak długo jest zbawiony, jak długo poświęca się Bożej sprawie.

Przed upadkiem w grzech człowiek miał rzeczywiście wolną wolę, lecz po upadku w grzech, każdy nieodrodzony człowiek jest niewolnikiem diabła. Dlatego grzesznik musi odwrócić się od władzy szatana – do Boga (Dz. Ap. 26,18). Dopiero człowiek nowonarodzony staje się sługą Jezusa Chrystusa i znajduje upodobanie w wypełnianiu woli Bożej. I nikt nie jest zbawiony przez to, że prowadzi godziwe życie, lecz przez fakt, że dzięki Bożej sile narodził się na nowo i chroniony jest przez „Bożą moc”. Nie moją wolą było zostać zbawionym, lecz wybrał mnie Bóg. (Ef. 1,4). Każdy, kto uczy, że wierzący może ponownie pójść na zagładę, pozostaje w ciągłym konflikcie z faktem wyboru, jakiego dokonuje Bóg. Żaden człowiek nie podejmie decyzji o oddaniu się Bogu z wolnej woli, gdyż wola człowieka jest na wskroś grzeszna i zła i nikt nie mógłby być zbawiony, gdyby Bóg w swej łasce nie przeznaczył, powołał i wybrał człowieka.

Przyjmijmy, że byłoby to możliwe, że wierzący z wolnej woli decyduje się wyprzeć Jezusa Chrystusa, by w ten sposób zniweczyć wybór dokonany przez Boga. Czyż wtedy nie poszedłby na pewne zatracenie?

Biblia mówi jednak, że owce Dobrego Pasterza nie idą na zatracenie w wieczności. Takie przypuszczenie zatem nie ma sensu. Ale zastanówmy się: owcami Dobrego Pasterza są tylko te, które słuchają Jego głosu i postępują za Nim. Jeżeli ktoś określa się chrześcijaninem, lecz nie naśladuje Chrystusa, to dowodzi, że jest wierzącym tylko z nazwy. Lecz, czy takie rozumowanie jest prawidłowe?

Przecież człowiek, który rzeczywiście wierzy w Jezusa może zbłądzić! W odniesieniu do dzieci Bożych można bezwarunkowo mówić o pewności ich zbawienia, bo Jezus przyjął ich i gwarantuje ich bezpieczeństwo; to nie dotyczy jednak ludzi, którzy nazywają się chrześcijaninami lecz nimi nie są – są to tak zwani chrześcijanie z nazwy.
KTO WYTRWA DO KOŃCA

Prześledzimy teraz pojedyncze teksty z Biblii i posłużymy się następującym zestawieniem:

„A kto wytrwa do końca, będzie zbawiony” (Mat. 24,13).

„Zwycięzcy dam spożywać z drzewa żywota …nie dozna szkody od drugiej śmierci…” (Obj. 2,7-11).

„Jeżeli wytrwacie w Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” (Jana 8,31).

Z cytatów tych można by wyciągnąć wniosek, że kto nie wytrwa, ten nie zwycięży i kto nie wytrwa w Słowie Bożym, utraci zbawienie. Ten wniosek jest prawidłowy, lecz o co tu dokładnie chodzi? Czy cytaty te mówią, że dziecko Boże może zostać potępione? W żadnym wypadku. Jednak wyraźnie mówią, że chrześcijanin z nazwy może pójść na wieczną zagładę. Jeżeli ktoś wyzna, że jest nawrócony, da się ochrzcić, zostanie członkiem tego lub innego kościoła, bierze udział w Wieczerzy Pańskiej, pracuje w szkółce niedzielnej lub wypełnia inne chrześcijańskie prace, a potem odwraca się od Chrystusa i całkowicie zaprzecza jego autorytetowi, to jest to jasny dowód na to, że w jego sercu nie zmieniło się nic, lecz tylko co nieco w jego zewnętrznym zachowaniu. Taki człowiek na skutek wpływu nauki chrześcijańskiej zmienił na jakiś czas swe postępowanie, ale w rzeczywistości nie odrodził się.

Kontrast taki widać bardzo wyraźnie na przykładzie Piotra i Judasza. Piotr zawiódł i zgrzeszył w najstraszliwszy sposób, lecz mimo to wytrwał do końca, bo wierzył w Jezusa. Pan powiedział o nim: „Ja zaś prosiłem za tobą, by nie ustała wiara twoja” (Łuk. 22,32). Przez jakiś czas życie Piotra nie zgadzało się z jego wiarą: wyparł się swego Mistrza, lecz Jezus odrodził go. Judasz zaś przez trzy i pół roku chodził z Jezusem, a był przy tym złodziejem, któremu chodziło wyłącznie o własne interesy: Jezus nazwał go diabłem. Judasz, co prawda, żałował później popełnionej zdrady, lecz nie doszło u niego nigdy do prawdziwej skruchy. A jaki był skutek? Powiesił się: „Poszedł na miejsce swoje” (Dz. Ap. 1,25). Powyższy przykład pokazuje nam dobitnie różnicę pomiędzy prawdziwym chrześcijaninem i wyznawcą. Piotr upadł, ale Judasz odpadł. Któż jest zwycięzcą, jeśli nie ten, który wierzy?

Tylko wiara zwycięża świat, a nie wyznanie warg. Czyż ten, który trwa wiernie w słowie Jezusa Chrystusa, nie dowodzi tym samym, że jest prawdziwym Jego uczniem?

Ostatni z trzech przytoczonych cytatów (Jana 8,31) odnosi się do Żydów, którzy wierzyli, że Chrystus jest Mesjaszem. Dopiero wtedy jednak, gdy będą wierni Jego Słowu i przyjmą Go jako umarłego i zmartwychwstałego Odkupiciela, wtedy „poznają prawdę” (w. 31) i ta prawda ich „wyswobodzi” (w. 32). Zostaną wtedy „prawdziwie” uczniami Jezusa.

To samo znaczenie ma tekst z Ew. Łukasza 9,61-62:

„Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego”.

Przyłożenie ręki do pługa jest dobrym startem, lecz ten, kto się odwraca i przedkłada ojca i matkę nad Pana, pokazuje, że serce jego nie należy do Boga. Orpa zrobiła dobry początek, lecz w momencie, gdy musiała dokonać wyboru, porzuciła Izrael i Boga i wybrała Moab (Rut. 1,14-15).

Żona Lota wprawdzie opuściła Sodomę, lecz spojrzała za siebie: serce jej pozostało jeszcze w Sodomie, gdy nogi były już poza miastem. Zginęła, bo nie była posłuszna poselstwu niosącemu wybawienie.
BYĆ WIERNYM AŻ DO ŚMIERCI

W powyżej omawianym kontekście cytuje się również Objawienie 2,10: „Bądź wierny aż do śmierci, a otrzymasz koronę żywota”.

Konkluduje się przy tym, że jeśli ktoś nie będzie wierny aż do śmierci, to nie otrzyma żywota wiecznego. W cytacie tym nie chodzi jednak o zbawienie, lecz o nagrodę. Pismo nie mówi, że ten ktoś otrzyma życie wieczne, lecz koronę żywota; przy czym Pismo wspomina o 5 koronach lub wieńcach:

– nieznikomy wieniec dla wytrwałych biegaczy na bieżni (l Kor. 9,25-26);

– korona chwały lub radości za pozyskanie dla Pana Jezusa zagubionych ludzi (l Tes. 2,19 i Fil. 4,1);

– wieniec sprawiedliwości dla tych, którzy umiłowali powtórne przyjście Jezusa Chrystusa (2 Tym. 4,8);

– wieniec żywota dla prześladowanych z powodu Jezusa (Jak. 1,12 i Obj. 2,1);

– niezwiędła korona chwały dla tych, którzy byli wzorem dla trzody (l Piotr. 5,3-4).

Mogę nie otrzymać żadnej z tych koron, a i tak zostać zbawionym. Pismo mówi:

„Jeżeli czyjeś dzieło spłonie, ten szkodę poniesie, lecz on sam zbawiony będzie, tak jednak, jak przez ogień” (l Kor. 5,15).

Inną sprawą jest, że dziecko Boże nie chciałoby być zbawione bez własnego wysiłku i tak jak Lot z Sodomy – z pustymi rękami, ale to już inna kwestia i tu nie będziemy się nad nią rozwodzić.

WIELU ZAWRÓCIŁO I JUŻ NIE CHODZIŁO Z CHRYSUSEM

A co poczniemy z cytatem z Ew. Jana 6,66 gdzie napisano:

„Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z Nim nie chodziło”. Czyż oni nie byli uczniami?

Zgadza się to całkowicie z moimi poprzednimi wywodami. Zobaczyliśmy, że Pan rozróżniał pomiędzy prawdziwymi uczniami a takimi, którzy są tylko zewnętrznie naśladowcami lub uczniami. Chodziło za nim bardzo wielu uczniów, lecz gdy mówił On o Swoim cierpieniu, śmierci i powiedział im, że otrzymają życie wieczne jedynie wtedy, gdy będą pić Jego krew i spożywać ciało Jego – dowód wiary w zmarłego Zbawiciela – wtedy wielu odeszło. Nauka ta była dla nich za trudna i takiej nie chcieli zaakceptować. Pokazali przez to, że nie byli prawdziwie uczniami Jezusa. Zgadza się to z tym, co później napisał Jan o antychrystach swego czasu: „Wyszli spośród nas, lecz nie byli z nas. Gdyby bowiem byli z nas, byliby pozostali z nami” (l Jana 2,19).

Jeżeli ktoś odwróci się od Jezusa i wyrzeknie się chrześcijańskiej wiary, ten nie jest „z nas” i nigdy nie był prawdziwym uczniem Jezusa Chrystusa.
CZY I WY CHCECIE ODEJŚĆ?

Pan Jezus pyta: „Czy i wy chcecie odejść?” (Ew. Jana 6,67). A pytanie to skierowane jest do prawdziwych uczniów. Jaki sens miałoby to pytanie, jeśli uczniowie ci nie mogliby Go w zasadzie opuścić?

Po pierwsze: nawet wśród tych „dwunastu”, nie wszyscy byli prawdziwymi uczniami, pomiędzy nimi był przecież Judasz i pytanie to jest apelem do jego sumienia. Abstrahując jednak od Judasza, pytanie to ma sens, lecz nie można nim sugerować, że ta dwunastka chciałaby opuścić Pana, lecz pytając, Pan zwraca się raczej do ich serc. Szymon Piotr daje odpowiedź, jaka powinna się zrodzić w sercu każdego wierzącego:

„Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (Ew. Jana 6,68).

CZY PISMO ŚWIĘTE MÓWI JEDNAK O ODSTĘPSTWIE OD WIARY?

Szereg dalszych zarzutów opiera się o miejsca, które mówią o odstępstwie od wiary, o rzekomej wierze, itp. Chciałbym je tu przytoczyć i krótko skomentować.

„Bo nie nastąpi pierwej ten dzień, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia. Przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem…” (2 Tes. 2,3-4).

Cytowane miejsce nie ma nic wspólnego z odstępstwem od osobistej wiary. Wskazuje ono na przyszłość, gdy pod rządami antychrysta wszystkie prawdy wiary chrześcijańskiej zostaną odrzucone. Dalsze słowa uwidaczniają to wyraźnie. Syn zatracenia powstanie przeciwko każdej formie czczenia Boga i każe siebie samego wielbić jako Boga. Już dziś przeżywamy tego początki: w wieloraki sposób fundamenty wiary chrześcijańskiej są podważane, wielu odrzuca to, co wcześniej wyznawali. W zeszłym stuleciu część chrześcijaństwa zaprzeczała boskości Jezusa Chrystusa, który jest uosobieniem Słowa Bożego. Dzisiaj narusza się autorytet napisanego Słowa i podaje w wątpliwość zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Wkrótce tzw. chrześcijanie z nazwy odrzucą całkowicie kanony wiary chrześcijańskiej i pójdą za antychrystem.

Jest to właśnie to odstępstwo (odsiew wiernych), które musi nastąpić, zanim nadejdzie dzień Pański. O tym samym mowa jest w Liście do Rzymian 11,20-22:

„Odłamane zostały z powodu niewiary, ty zaś trwasz w wierze; Nie wzbijaj się w pychę, lecz się strzeż. Jeśli bowiem Bóg nie oszczędził gałęzi naturalnych, nie oszczędzi też ciebie. Zważ tedy na dobrotliwość i surowość Bożą – surowość dla tych, którzy upadli, a dobrotliwość Bożą względem ciebie, o ile wytrwasz w dobroci, bo inaczej i ty będziesz odcięty”.

I tu także nie chodzi o odstępstwo od osobistej wiary. Apostoł mówi o Żydach i nazywa ich gałęziami drzewa oliwnego. Izrael był nosicielem świadectwa Bożego na ziemi. Był przedmiotem Bożego miłosierdzia i te obietnice jego dotyczyły. Lecz z powodu niewiary, gałąź ta została odłamana i na jej miejsce wszczepione zostały inne narody. Boże miłosierdzie skierowane zostało na pogan i oni niosą Boże świadectwo. Jeśli jednak narody te nie pozostaną wierne Bogu, to „pogańskie” świadectwo zostanie tak samo odłamane jak i „żydowskie” i Izrael ponownie zostanie wszczepiony.

Czy chrześcijaństwo pozostanie przy dobrotliwości Bożej? Nasze czasy nie potwierdzają tego. Nadejdzie taka chwila, że Bóg odrzuci świadectwo narodów. Potwierdza to Objawienie 3,15-16, gdzie Jezus mówi o Laodycei, która proroczo przedstawia kościół czasów ostatecznych:

„… żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich”.

W tych trzech przytoczonych powyżej tekstach chodzi więc o odstępstwo od wiary chrześcijaństwa jako ogólnego świadectwa, nie zaś o odstępstwo pojedynczych wierzących.
HYMENEUSZ, ALEKSANDER I INNI

Nie twierdzę powyższymi rozważaniami, że Pismo Święte nie mówi również o odstępstwie pojedynczych osób. O Hymeneuszu i Aleksandrze powiedziano bowiem, że „stali się rozbitkami w wierze” (l Tym. 1,19). O innych powiedziano, że „odpadli od wiary” (l Tym. 6,21). Filetos i Hymeneusz „podważają wiarę niektórych” (2 Tym. 2,18). A inni zaś w późniejszych czasach „odstąpili od wiary” (l Tym. 4,1).

Jak to należy rozumieć? Słowo „wiara” może mieć trzy znaczenia:

Po pierwsze odnosi się do osobistej wiary w Jezusa Chrystusa, która związana jest ze zbawieniem. Przykład na to mamy w Dziejach Ap. 15,9: Piotr świadczył o nawróconych poganach, że Bóg „przez wiarę oczyścił ich serca”.

Po drugie, słowem „wiara” można wskazać także na dar wiary jak w l Liście do Koryntian 12,9 i w Ewangelii Mateusza 21,21. Można tu mówić o ufności wiary.

Po trzecie, może chodzić też o treść wiary, tzn. to, w co się wierzy. W tym duchu ostrzega nas Juda, abyśmy „podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (w. 3). Osobistej wiary, a także wiary jako daru nie można komuś przekazać, można jedynie przekazać naukę o wierze.

W tych czterech wymienionych miejscach z Listów do Tymoteusza chodzi o trzecie znaczenie. Osoby, o których mowa zrezygnowały z treści wiary, uległy wpływom fałszywych nauk, jak np., że „nastąpiło już zmartwychwstanie”, lub też, że „rozumem można poznać Boga”, albo „zważają na duchy oszukańcze i naukę demonów”.

W tym samym sensie mówi Paweł o „odpadnięciu od wiary”. Całkowicie otwartym pozostawiony jest tu problem osobistej wiary w Pana Jezusa. To, co będzie cechowało chrześcijaństwo jako całość w czasach ostatecznych – odrzucenie treści wyznania wiary – pojawia się już u pojedynczych osób w czasach apostoła Pawła. Ludzie ci zapierali się tego, w co uprzednio wierzyli.
DAREMNA WIARA

W I Liście do Koryntian 15,2,14 i 17 mówi apostoł o możliwości daremnej wiary. Nie chodzi tu o treść wiary, lecz o wiarę zbawiającą.

Przypuśćmy, że mowa tu rzeczywiście o zbawiającej wierze. Kiedy jednak wiara ta byłaby daremna? Gdyby nie istniało zmartwychwstanie umarłych!!! W rozdziale tym Paweł w żadnym wypadku nie mówi, że ktoś może wierzyć w Pana Jezusa i że wiara ta będzie daremna, ponieważ mógłby z niej zrezygnować. To, co tu widzimy jest spekulatywnym myśleniem. Między Koryntian wdarły się fałszywe teorie; niektórzy twierdzili, że nie istnieje zmartwychwstanie umarłych. Tak więc, gdyby była to prawda, wiara w Chrystusa byłaby wiarą daremną. Wtedy bylibyśmy straconymi grzesznikami, lecz Chrystus zmartwychwstał i wiara nie jest daremna.
TRUDNY LIST DO HEBRAJCZYKÓW

Zwolennicy teorii, że człowiek odrodzony może ponownie pójść na zatracenie (zostać potępiony), najczęściej powołują się na sporą liczbę cytatów z Listu do Hebrajczyków, często jednak nie znając charakteru tego Listu, lub o nim nawet nie myśląc. Zanim przejdę do tych tekstów, chciałbym powiedzieć pokrótce o celu napisania tego Listu.

Pierwszymi ludźmi, którzy nawrócili się po zesłaniu Ducha Świętego byli Żydzi. Zbory w Judei składały się prawie wyłącznie z Żydów. Ci Żydzi, którzy przeszli na chrystianizm czuli się wciąż jeszcze podporządkowani przepisom Zakonu Mojżeszowego. Piotr na przykład w żadnym wypadku nie zjadłby nieczystego zwierzęcia i również nie wszedłby do domu poganina (Dz. Ap. 10 r.).

Żydzi ci traktowali świątynię jeszcze jako miejsce święte, dochowywali składanych ślubów, pozwalali się kapłanom oczyszczać i co bardzo ważne – dokonywali obrzezania. Gdy apostoł Paweł wraz z Barnabą zaniósł ewangelię do Azji, powstały tam zbory, w których większość stanowili poganie. Podczas głoszenia Ewangelii nic nie powiedziano im o przepisach Zakonu, nic o Miejscu Świętym ani o obrzezaniu. Co oni, jako nawróceni poganie, mieli z tym wspólnego?

Ewangelia Jezusa Chrystusa nie nakładała im w tej kwestii żadnych zobowiązań. Tak więc istniały dwa rodzaje zgromadzeń, które żyły w odrębny sposób, lecz z tą samą treścią wiary: zbawienie tylko przez Jezusa Chrystusa.

Musiało to prędzej czy później doprowadzić do konfliktu, gdyż nawróceni Żydzi gorliwie przestrzegający przepisów Zakonu, pragnęli je również narzucić nawróconym poganom. Niektórzy szli nawet dalej twierdząc, że bez przestrzegania Zakonu nie ma zbawienia, co oznaczałoby w rzeczywistości zaprzeczenie i pogrzebanie Ewangelii. Z powodu tego sporu zostało zwołane w Jerozolimie wielkie zgromadzenie, na którym wydano dwa ważne polecenia: po pierwsze, zbawienie jest tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa i po drugie, że Żydzi mogą dalej trzymać się zwyczajów Zakonu, lecz „jarzma” tego nie wolno nakładać na uczniów wywodzących się z pogan (zobacz Dz. Ap. 15 r.).

Oczywiste jest, że sposób życia nawróconych pogan wyrażał bardziej chrześcijański punkt widzenia, niż sposób życia nawróconych Żydów. Całkowite wyrzeczenie się żydowskiego sposobu życia byłoby dla Żydów zbyt surowym wymaganiem. Gdyby zobowiązano ich do tego, głoszenie Ewangelii wśród Żydów byłoby mocno utrudnione. Bóg w swej pobłażliwości wykazał w stosunku do Żydów wiele cierpliwości i dopuścił do pewnej fazy przejściowej, w czasie której nawróceni Żydzi powoli, lecz skutecznie mogli wyzwalać się z więzów, jakie nałożył na nich judaizm.

Zamierzeniem Listu do Hebrajczyków było przypomnienie, że ten okres przejściowy zbliża się do końca i autor wyraża to słowami: „To co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zaniku” (Hebr. 8,13).

Bezpośredni powód do napisania tego listu był następujący. Nawróceni Żydzi byli prześladowani przez swych rodaków. Rabowano im mienie, życie ich było zagrożone – powrót do judaizmu oznaczałby zakończenie prześladowań. Było to bardzo kuszące dla tych, którzy ze względu na swój sposób życia tak mocno osadzeni byli w żydowskiej tradycji. Autor uwidacznia jednak, że oznaczałoby to zaparcie się Jezusa Chrystusa i uniemożliwienie powrotu. Pokazuje im ogromną różnicę pomiędzy okresem Zakonu z jego służbą w Przybytku, a dziełem zbawienia Jezusa Chrystusa, jako podstawy chrześcijańskiej wiary. Przesuwa przed oczami rzesze świadków z przeszłości (Hebr. 11), którzy nie uczepili się kurczowo świata rzeczy widzialnych, lecz oparli swe istnienie na wierze. Wzory te przedstawia Hebrajczykom i nawołuje ich, by pokrzepili swe omdlałe ręce i sparaliżowane nogi, jednocześnie ostrzega, pokazując straszliwe konsekwencje porzucenia wiary i powrotu do judaizmu.
ABYŚMY NIE ZBOCZYLI Z DROGI

Na podstawie Listu do Hebrajczyków przytacza się następujące argumenty: wg Hebr. 2,1 można zboczyć z drogi, bo napisano tam wyraźnie: „Dlatego musimy tym baczniejszą uwagę zwracać na to, co słyszeliśmy, abyśmy czasem nie zboczyli z drogi” (zobacz również Hebr. 12,25).

Rzeczywiście, to samo ostrzeżenie mamy w Listach do Tymoteusza, jedynie kontekst jest inny. Pierwszy rozdział Listu do Hebrajczyków opisuje nam wielkość osoby Pana Jezusa, która jest ponad osobami wcześniejszych proroków i aniołów, dzięki którym rozpowszechnione zostało prawo Mojżeszowe.

Ten Jezus oznajmił zbawienie, poświadczyli je apostołowie, którzy słyszeli o nim, a Bóg poręczył znakami i cudami (Hebr. 2,1-4).

Jeżeli odrzucenie i przekraczanie Zakonu pociągało za sobą sprawiedliwą karę, jakże straszne byłoby tedy odrzucenie głoszonego przez Chrystusa zbawienia, po jego wysłuchaniu.

Zboczenie z drogi jest rzeczywiście możliwe. Przyjmijmy, że dane nam było usłyszeć drogocenne Słowo Boże. Być może otrzymaliśmy duchowe wychowanie, jakie jest udziałem nielicznych, lub w czasie ewangelizacji Słowo Boże wywarło na nas wielkie wrażenie. Po jakimś czasie rezygnujemy jednak z tego wszystkiego, wyrzucamy wszystko „za burtę”. „Nie trwamy w tym, czego nas nauczono” i odwracamy się od zwiastowanej nauki. Jakże straszliwa konsekwencja!

Nie będzie za to ucieczki przed gniewem Bożym. Powyższy tekst nie mówi jednak niczego o popadnięciu w grzech dziecka Bożego. Któż z nas mógłby bowiem powiedzieć, że po swym nawróceniu nie zgrzeszył, a więc w tym sensie nie zboczył z drogi? Dla Piotra, który wyparł się swego Pana, istniała droga powrotna i na szczęście i my ją mamy.

A zatem, chodzi tu, tak samo jak w Listach do Tymoteusza, o wyrzekniecie się chrześcijańskiego wyznania wiary.
ODPADNIĘCIE OD BOGA ŻYWEGO

List do Hebrajczyków 3,12 mówi przecież o odejściu od Boga żywego i „popadniecie w zatwardziałość przez oszustwo grzechu”. Wiersz 14 ma wyraźnie charakter warunkowy: „Jeśli tylko aż do końca zachowamy niewzruszenie ufność, jaką mieliśmy na początku”. Jest to jedno z takich wielu miejsc „jeśli” (w innych tłumaczeniach brzmi ono „O ile…” lub „Przyjmując, że…” lecz wychodzi to przecież na to samo).

Przytoczę jeszcze trzy miejsca:

„I przez którą zbawieni jesteście, jeśli ją tylko zachowujecie tak, jak wam ją zwiastowałem…” (l Kor. 15,2).

„Jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani i stali, i nie zachwiejecie się w nadziei, opartej na ewangelii…” (Kol. 1,23).

„… domem jego my jesteśmy, jeśli tylko aż do końca zachowamy niewzruszenie ufność i chwalebną nadzieję” (Hebr. 3,6).

Co Bóg ma na myśli używając tego słowa „jeśli”? W każdym z tych przypadków słowa kierowane są do grupy chrześcijan.

Wyobraźmy sobie, że stoję w sali wypełnionej chrześcijańską publicznością. Jeśli poproszę, by wstali wszyscy, którzy mienią się chrześcijanami, istnieje duże prawdopodobieństwo, że cała sala wstanie jak jeden mąż. Czy oznacza to, że wszyscy są chrześcijanami? Nie. Oznacza to jedynie, że nimi się mienią.

Jaki mamy dowód na to, że nimi naprawdę są? Jeśli wytrwają w wierze „ugruntowani i stali”. Jeśli ktoś tego nie czyni, to nie ma mowy o prawdziwej wierze. Słowo „wiara” w cytacie z Kolosan 1,23 ma znaczenie „treść wiary”, jako całości chrześcijańskiego wyznania. Ktoś, kto naprawdę jest chrześcijaninem, będzie jej wierny aż do końca. Chrześcijanin z nazwy może zostać Mormonem, świadkiem Jehowy, wyznawcą teozofii, itp. Może się zdarzyć, że ktoś zaprze się wiary a popadając w grzech staje się zatwardziałym i odsunie się od Boga żywego. Łatwo jest powiedzieć „jestem zbawiony”, lecz udowodnienie tego przez wiarę i postępowanie, to zupełnie inna sprawa.

UPADŁ, IDĄC ZA PRZYKŁADEM NIEPOSŁUSZEŃSTWA…

Co zatem z tekstem:

„Starajmy się zatem usilnie wejść do tego odpocznienia, aby nikt nie upadł idąc za tym przykładem nieposłuszeństwa” (Hebr. 4,11).

Tak, jak nie wszyscy Izraelici znaleźli wytchnienie w kraju kanaanejskim, tak i nie wszyscy chrześcijanie zaznają „niebiańskiego odpocznienia”. Jest to argument dość słaby, bo czemuż nie wszyscy Izraelici weszli do odpocznienia? Z powodu swej niewiary (Hebr. 3,19). Tak samo im, jak i nam, zwiastowana była dobra nowina, lecz:

„… tamtym słowo usłyszane nie przydało się na nic, gdyż nie zostało powiązane z wiarą” (Hebr. 4,2).

Również wielu z tych, którzy wyznali, że są chrześcijanami pójdzie na zatracenie, gdyż usłyszeli oni wprawdzie poselstwo Ewangelii, lecz w nie naprawdę nie uwierzyli i nie przyjęli Pana Jezusa jako swego Odkupiciela.
NIE MOŻNA POWTÓRNIE PRZYWIEŚĆ DO POKUTY

Zajmijmy się teraz 6 rozdziałem Listu do Hebrajczyków. Mowa tu o ludziach, którzy raz zostali oświeceni, zakosztowali niebiańskiego daru i stali się uczestnikami Ducha Świętego, którzy zakosztowali dobrego Słowa Bożego i cudownych mocy wieku przyszłego, a jednak odstąpili. To, co tu napisano trudno pogodzić z poglądem, że dziecko Boże nie może zostać potępione. Nie da się zaprzeczyć, iż w wielu głowach tekst ten doprowadził do zamętu.

Najpierw jednak słowo do rzeczników teorii o możliwości zatracenia odrodzonego człowieka. Nie czynią oni różnicy pomiędzy potknięciem się lub popadnięciem w grzech człowieka wierzącego, a odstąpieniem od wiary chrześcijanina z nazwy. Ich zdaniem ktoś może się nawrócić do Boga, odejść od Boga, ponownie się nawrócić, itd. Opowiadają oni zatem w czasie swych kampanii ewangelizujących o ludziach, którzy nawrócili się pierwszy, drugi, trzeci raz. Według ich teorii rozdział 6 powinien brzmieć:

„Jest bowiem rzeczą niemożliwą, żeby tych, którzy raz zostali oświeceni i zakosztowali daru niebiańskiego…, gdy odpadli, ponownie oświecić i przywieść do pokuty” (porównaj Hebr. 6,4-6).

Słowo Boże mówi jednak zupełnie coś przeciwnego. Rozdział ten zadaje właśnie kłam ich teorii.

Gdyby wiersze te mówiły, że nawrócony grzesznik ponownie może pójść na zatracenie, oznaczałoby to zarazem, że nie może się on powtórnie nawrócić, gdyż „oni sami ponownie krzyżują Syna Bożego i wystawiają na urągowisko” (Hebr. 6,6).

Spójrzmy teraz na te wiersze w ich właściwym kontekście, prześledźmy je w świetle całego listu i zbadajmy, o kim mówią.

Jak już wspomniano, apostoł zwraca się do Żydów, którzy wyznawali wiarę chrześcijańską. Znali oni Stary Testament i przekonani byli o tym, że Jezus był Mesjaszem. Nawet jeśli nie byli oni zbyt żarliwi to odczuli z pewnością Jego autorytet przez cuda jakich doświadczyli lub widzieli. Jeśli ludzie ci decydowali się na powrót do judaizmu, by ujść prześladowaniom, musieli jednocześnie zaprzeć się Jezusa Chrystusa. W ten sposób jednoczyli się ponownie z narodem żydowskim, który ukrzyżował swego Mesjasza. Sami ponownie krzyżują Jezusa. Dla takich – mówi autor – nie ma powrotnej drogi; zaszli za daleko. Że jednak Paweł wyklucza takie postępowanie u prawdziwych dzieci Bożych wynika z wiersza 9:

„A chociaż tak mówimy, jeśli chodzi o was, umiłowani, jesteśmy przekonani o czymś lepszym, zwłaszcza co dotyczy zbawienia”.

Możliwe jest zatem posiadanie wyżej wymienionych zalet i mimo to bycie nie zbawionym. Popatrzmy jednak uważnie: w tekście nie napisano:

„Jest bowiem rzeczą niemożliwą, żeby tych, którzy raz odrodzili się (…) powtórnie odnowić i przywieść do pokuty”.

W wierszach 4-5 wymienia autor inne cechy, które niekoniecznie obejmują odrodzenie. Prześledźmy po kolei te pięć wymienionych punktów:

a) „… którzy raz zostali oświeceni…” Co mówi Psalm 119,130? „Wykład słów twoich oświeca, daje rozum prostaczkom”. Apostoł Jan świadczy: „Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat” (Jana 1,9). Każdy, kto usłyszał Ewangelię o Jezusie Chrystusie, jest oświecony, nie może on powoływać się więcej na niewiedzę. Kazanie Ewangelii oświeciło cały zachodni świat, który znajdował się w mrokach pogaństwa. Czy oznacza to jednak, że każdy, kto w ten sposób został oświecony, naprawdę się nawrócił? Niestety, nie;

b) „… którzy zakosztowali daru niebiańskiego…”

Istnieje różnica pomiędzy kosztowaniem a spożywaniem. Pierwsze jest tylko zewnętrznym wrażeniem smakowym, drugie oznacza natomiast rzeczywiste jedzenie.

Ludzie, którzy „smakowali” Słowo, odczuli coś ze zbawienia, które Bóg daruje, zobaczyli coś z wielkości osoby Jezusa Chrystusa, lecz nigdy nie „spożywali” ciała i krwi Syna Bożego (Jana 6,54).

Jeremiasz pochłaniał Słowo Boże jak pożywienie (Jer. 15,16). Ezechiel i Jan zjedli księgę, by napełnić żołądki. To zupełnie coś innego niż kosztowanie.

Jezus Chrystus mówi: „Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił: kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki” (Jana 6,51). W słowach tych nie ma mowy o śmierci, odejściu od Boga, o potępieniu!

c) „… którzy stali się uczestnikami Ducha Świętego…”

Słowa te nie oznaczają, że Duch Święty po ich odejściu od wiary uczynił w nich mieszkanie. Słowo przetłumaczone tu jako „uczestnicy” jest tym samym jakie znajdujemy w Ew. Łukasza 5,7: „Skinęli więc na towarzyszy” (Zobacz również Ef. 5,6-7).

Ludzie ci w tym właśnie sensie mieli udział w Duchu Świętym. Tak dalece stali się uczestnikami Ducha Świętego, jak dalece z Nim współpracowali. Autor nie używa takich wyrażeń jak: „zapieczętowani Duchem Świętym”, „namaszczeni Duchem Świętym”, czy „ochrzczeni Duchem Świętym”.

Bileam był uczestnikiem Ducha Świętego, gdy wygłaszał swe przepowiednie dotyczące Izraela. Król Saul przez Ducha Świętego prorokował wśród proroków. Przez Ducha Świętego Judasz wraz z dwunastoma apostołami wypędzał demony – a wszyscy trzej czynili to nie będąc naprawdę odrodzonymi.

d) „… którzy zakosztowali dobrego Słowa Bożego”.

Chodzi tu o to samo, co w punkcie b. Może nas przyciągać wzniosłość chrześcijańskiej nauki wiary. Uczucia mogą przemówić bez równoczesnego odrodzenia. Właśnie o tym mówi podobieństwo o siewcy. Istnieją różne rodzaje gleby, lecz ziarno jest zawsze to samo. Na glebie twardej, ubitej jak droga, poselstwo ewangelii nie może pozostawić żadnych śladów – skała, przykryty jedynie cienką warstwą żyznej gleby: Słowo Boże przyjmowane jest z radością, przemawia więc uczucie, ale nie następuje prawdziwa skrucha i żal. Gdy tylko wystąpią trudności lub nastąpi prześladowanie, Słowo zostaje natychmiast stłumione. Istnieje także ziemia żyzna, która znakomicie nadaje się do siewu, lecz ciernie i osty zagłuszają plon. Są to ludzie, którzy wpływ Ewangelii pozwalają stłumić przez kłopoty życia codziennego. We wszystkich tych przypadkach siew nie przynosi żadnego owocu. Tylko dobra, zadbana rola przynosi bogaty plon.

e) „…którzy zakosztowali cudownych mocy wieku przyszłego”.

Głoszeniu Ewangelii towarzyszyły pierwotnie znaki i cuda. W przyszłości będzie to też miało miejsce, dlatego określa się je jako moce przyszłego wieku. W czasie panowania antychrysta będą słudzy Boży zamieniać wodę w krew i sprowadzać ogień z niebios (Obj. 11).

Wielu Hebrajczyków poznało tę Bożą moc. Widzieli oni cuda i byli nimi mocno poruszeni, jednak nie oznaczało to jeszcze, że ich serca zostały zmienione. Tak, przed tronem sędziowskim staną i tacy, którzy sami czynili cuda w imię Jezusa, wypędzali demony, a Pan jednak musi im powiedzieć: „Nigdy was nie znałem”.

Ktoś może posiadać te pięć zalet, a jednak nie być dzieckiem Bożym. Wiersz 7 potwierdza prawidłowość tej interpretacji:

„Albowiem ziemia, która piła deszcz często na nią spadający i rodzi rośliny użyteczne dla tych, którzy ją uprawiają, otrzymuje błogosławieństwo od Boga” (Hebr. 6,7).

Jest to paralela do trzeciej roli z przypowieści o siewcy i dalej:

„…lecz ta, która wydaje ciernie i osty, jest bezwartościowa i bliska przekleństwa, a kresem jej spalenie” (Hebr. 6,8).

Ludzie, o których tu mowa porównani są do takiej gleby. Nigdy nie przynieśli plonu Bogu. Dalej w Liście występuje cytowana już sentencja: „Ale chociaż tak mówimy, to jeśli chodzi o was, umiłowani, jesteśmy przekonani o czymś lepszym, zwłaszcza co dotyczy zbawienia”. Innymi słowy:

nie porównuję was z tymi odszczepieńcami, którzy poznali zbawienie tylko od strony zewnętrznej, bo u was serce wzruszone zostało do głębi.

Powyższe zgadza się z następującymi słowami Zbawiciela:

„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winogrodnikiem. Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, by wydawała obfitszy owoc. Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem; Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie. Kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień, gdzie zostaje spalona” (Ew. Jana 15,1-6).

Izrael był taką winoroślą, którą Bóg wykopał z Egiptu i posadził na nowo w Kanaanie (Ps. 80,9-15). Tam naród miał przynieść Bogu owoce. Lecz zamiast dobrych winogron, krzew ten przyniósł jedynie dzikie grona. (Iz. 5,1-7). Co stało się potem? Bóg odciął ten krzew i jego świadectwo zostało odrzucone. Teraz Pan Jezus nazywa siebie prawdziwym krzewem winnym – zajął On miejsce Izraela. Wprawdzie Izrael był synem powołanym przez Boga z Egiptu (Oz. 11,1), lecz okazał się synem nieposłusznym. Jezus zajął jego miejsce: słowa Ozeasza wypełniły się, gdy Jezus wyruszył z rodzicami z Egiptu (Mat. 2,15). Izrael nazwany jest wprawdzie przez Izajasza (43,10) sługą Pana, lecz sługa ten okazał się niewierny. Chrystus zajął miejsce niewiernego sługi – jest on wiernym sługą Pańskim (Iz. 42,1; 52,13; 55,11).

We wszystkich tych przypadkach chodzi o to, że Bóg miał na ziemi swoje świadectwo – Izrael – który z powodu swej niewierności został odsunięty i Jezus zajął w sposób doskonały jego miejsce. To nowe świadectwo uwzględnia też uczniów Jezusa, są oni gałęziami szczepu, które mają przynieść owoce. Istnieją jednak dwa rodzaje gałęzi, tak jak w Liście do Hebrajczyków 6,7-8 jest mowa o dwojakim gruncie; latorośle, które przynoszą owoc – te zostaną oczyszczone, by przyniosły obfitszy owoc, lub nawet wiele owoców. Są też latorośle, które nie przynoszą owocu: te zostaną wycięte, wyrzucone i spalone.

Pan nie mówi tu o posiadaniu żywota wiecznego i poznaniu Jego Osoby jak w przypowieści o owcy, lecz o przynoszeniu owocu. Jakież bowiem inne zadanie ma winna latorośl, niż przynoszenie owocu!

Każdy, kto Jezusa Chrystusa nazywa swoim Panem, jest latoroślą i w ten sposób częścią chrześcijańskiego świadectwa na ziemi, i jego obowiązkiem jest przynoszenie owocu. O ten właśnie obowiązek chodzi w przypowieści o winnym krzewie. Jeśli ktoś nie trwa w Słowie Bożym, nie przynosi owocu, podobny jest tedy do Żyda z 6 rozdziału Listu do Hebrajczyków, który zrezygnował z chrześcijańskiego świadectwa. Jest on rolą, która przynosi ciernie i osty i zasługuje na sprawiedliwy sąd.

CO SKŁONIŁO AUTORA LISTU DO TAKIEJ WYPOWIEDZI?

Skoro autor jest przekonany, że jego czytelnicy są zbawieni i nie mogą odpaść, dlaczego im przedstawia takie problemy w 6 rozdziale Listu do Hebrajczyków?

Głównym powodem tych rozważań jest możliwość, że pomiędzy nawróconych Żydów mogli wmieszać się i tacy, którzy w rzeczywistości nie byli nawróceni, a którzy przy narastających prześladowaniach mogliby powrócić do judaizmu. Rozdział ten miał nie tylko na celu otworzenie im oczu na straszliwe konsekwencje takiego kroku, ale przede wszystkim na nienawrócony stan ich serca. Jeśliby powrócili do judaizmu, nie byłoby dla nich ratunku, lecz i teraz nie byli jeszcze zbawieni! Nie należeli jeszcze do tych, którzy według przekonania autora byli zbawieni!

Z drugiej strony rozważania te są przestrogą dla rzeczywiście nawróconych Żydów. Już sama myśl o trochę „wygodniejszym” życiu chrześcijańskim przez zbliżenie się do judaizmu musiała być ciężkim grzechem i znieważeniem Mistrza, a cóż dopiero odwrócenie się od wiary. Taka myśl winna być wykorzeniona z całą bezwzględnością; winni oni wytężyć wszystkie siły, by czynić postępy na chrześcijańskiej drodze wiary.

Nawróceni Żydzi byli (wg rozdziału 5) zbyt leniwi do nauki: o duchowym znaczeniu takiej postaci jak Melchisedek nie mógł autor z nimi rozmawiać. Stali się ponownie dziećmi, które potrzebują mleka Ewangelii, gdyż stałych pokarmów nie mogą jeszcze przyjmować. Byli niedoświadczeni w Słowie sprawiedliwości. Znali słowa Jezusa tak, jak podaje je Stary Testament. Posiadali taki fundament wiary. Nie był im obcy termin „nawrócenie”, ani też wiara w Boga. Pojmowali również sens obmycia podczas lewickiego nabożeństwa i znaczenie nakładania rąk na głowę ofiarnego zwierzęcia, wiedzieli o zmartwychwstaniu umarłych i o sądzie wiecznym, wszystko to jednak nie oznaczało stanu dojrzałości chrześcijańskiej. Nawrócony Izraelita mógł o tym wszystkim wiedzieć już przed ukrzyżowaniem Jezusa. Powinien pozostawić ten stary fundament i wzrastać ku doskonałości. Zamiast patrzenia wstecz – co mogło doprowadzić do pójścia wstecz – winien patrzeć wprzód, wzrastać i przynosić owoce dla Boga.
CZYŻBY BYŁO TAK ŹLE?

Być może ktoś zaszokowany jest jednoznacznością twierdzenia: „…niemożliwą rzeczą jest powtórnie przywieść do pokuty” i pyta się, czy to, co mógłby popełnić nawrócony Żyd było aż tak straszne. Nie mogę dać lepszej odpowiedzi, niż cytat Ironside’a:

„To poselstwo skierowane do Żydów powinno postawić im przed oczyma realność posłannictwa Jezusa Chrystusa i przekazać im, że jest On wypełnieniem wszystkich przepowiedni i obrazów z okresu Zakonu. Dwa różne rodzaje roli przedstawiają dwóch ludzi, a właściwie stan ich serc. Następujący opis uczyni to na pewno bardziej zrozumiałym:

Obaj wzrastali w tym samym środowisku, obaj byli uczonymi w Piśmie i chodzili do tej samej synagogi. Obaj oczekiwali przyjścia Mesjasza, słuchali Jana Chrzciciela i dali się ochrzcić. Obaj słuchali kazań Jezusa i widzieli cuda jakie czynił. Obaj stali w tłumie, który przyglądał się Jego ukrzyżowaniu, widzieli potem otwarty grób i słyszeli o wniebowstąpieniu. Obaj byli świadkami zesłania Ducha Świętego i Jego dzieła. Obaj poruszali się w kręgu uczniów i słuchali apostołów. Zewnętrznie nie było widać żadnej różnicy, do czasu, kiedy przyszło prześladowanie. Jeden z nich został uwięziony i postawiony przed wyborem:

„Wyrzeknij się Chrystusa, bo inaczej umrzesz”. Odpowiedział: „Nie mogę się wyrzec, bo On jest moim Zbawicielem”. „Więc umrzesz”. „Jestem gotów umrzeć, lecz nie mogę zaprzeć się mojego Zbawiciela”.

Drugi tak samo został uwięziony i postawiony przed takim samym wyborem. Powiedział: „Wolę się Go wyrzec, niż umrzeć. Zawracam i będę się odtąd zachowywał jak prawdziwy Żyd”.

Używano okropnych metod przy przyjmowaniu odszczepieńców z powrotem w krąg judaizmu. Przypominam sobie, że wyczytałem gdzieś, że w takim przypadku prowadzono odszczepieńca na miejsce nieczyste, gdzie zabito świnie. Musiał on opluć krew i powiedzieć: „Tak samo patrzę na krew Jezusa Chrystusa”. Potem poddawano go rytualnemu oczyszczeniu i przyjmowano ponownie do judaizmu. Jaka istnieje różnica pomiędzy tymi dwoma ludźmi? Każda rola otrzymała ten sam deszcz i te same promienie słoneczne, lecz różniły się one wydanym owocem. Pierwszą wydała owoce potwierdzające nawrócenie, druga tylko ciernie i osty”.

Takie jest zatem znaczenie tekstu: „sami krzyżują Chrystusa i wystawiają Go na urągowisko”. Świadome wyrzeczenie się Jezusa jest rzeczą bardzo poważną. Zbawiciel mógł jeszcze na krzyżu prosić: „Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Piotr mógł jeszcze w Jerozolimie głosić: „Wiem, że uczyniliście to w nieświadomości, jak również wasi zwierzchnicy”. Wtedy istniała jeszcze oferta zbawienia. Ale już pierwszy męczennik za wiarę – Szczepan – prosił tylko:

„Nie poczytaj im tego grzechu”. O nieświadomości nie było już mowy. Później Paweł świadczył również, że nadeszła pełnia gniewu Bożego na Izrael (l Tes. 2,15-16).
CZY JESZCZE DZIŚ?

Tekst ten odnosi się więc do Żydów, którzy odwrócili się od chrześcijańskiej wiary i powrócili do judaizmu. Lecz nie ogranicza się on w zasadzie do tej jedynej sytuacji. Również chrześcijanie z nazwy, pochodzenia pogańskiego, mogą w ten sposób odejść od wiary.

Z historii znany jest przypadek dwóch braci, których nie będę tu wymieniał z nazwiska. Pochodzili z rodziny kaznodziejskiej i zostali również kaznodziejami. Jeden wyrobił sobie nazwisko pracami literackimi, ale już zestawienie tych prac świadczy o jego duchowym cofaniu się. Ostatecznie zrezygnował ze swego urzędu kaznodziei i zaprzeczył prawdzie wiary chrześcijańskiej. Drugi brat służył Słowem wielu dzieciom Bożym i pozostawił kilka pism o budującej treści. Ten przykład z naszej rodzimej niwy można uzupełnić wieloma z innych krajów. Wspomnę jeszcze o uczonym Francis W. Newmanie, który wyznał kiedyś, że jest chrześcijaninem. Wiele obcował z wierzącymi, wraz z nimi obchodził pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Później odwrócił się całkowicie od wiary i stał się zagorzałym wrogiem Krzyża Chrystusowego. Napisał książkę, w której przeprowadził ostre ataki na biblijne chrześcijaństwo.

Czyż ci ludzie nie postępowali w myśl 6 rozdziału Listu do Hebrajczyków i nie ściągnęli na siebie sądu?
KREW, PRZEZ KTÓRĄ ZOSTAŁ UŚWIĘCONY

Następny zarzut opiera się na cytacie z Listu do Hebrajczyków:

„Bo jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy, nie ma już dla nas ofiary za grzechy. Lecz tylko straszliwe oczekiwanie sądu i żar ognia, który strawi przeciwników. Kto łamie Zakon Mojżesza, ponosi śmierć bez miłosierdziu na podstawie zeznania dwóch lub trzech świadków; O ileż sroższej kary, sądzicie, godzien będzie ten, kto Syna Bożego podeptał i zbeszcześcił krew przymierza, przez którą został uświęcony i znieważył Ducha łaski!” (Hebr. 10,26-29).

Argumentuje się, że na pewno jest tu mowa o człowieku wierzącym, bo o kimś, kto został uświęcony przez krew.

Wyrażenie to jednak niekoniecznie oznacza, że człowiek ten był rzeczywiście odrodzony w wierze. Cały naród izraelski uświęcony został krwią przymierza. Uświęcony – oznacza wydzielony dla Boga; tak jak Izrael przez krew wydzielony został z innych narodów, tak każdy, kto nazywa Jezusa Chrystusa swym Panem, wydzielony jest spośród niewierzących. W l Kor. 7,14 Paweł mówi o niewierzącym mężu, który przez małżeństwo z nawróconą żoną zostaje uświęcony. Pozostaje on jednak niewierzącym, jeśli na wzór swojej żony nie przyjmie Jezusa Chrystusa jako

swego Zbawiciela. Bez krwi Jezusa Chrystusa przelanej na Golgocie cały świat potępiony byłby na wieki. Właśnie przez tę przelaną krew może Bóg ofiarować grzesznikowi tylko jedno rozwiązanie: Krzyż. Podstawową sprawą jest jednak zachowanie się człowieka w stosunku do ofiary Jezusa. Jezus umarł za wszystkich ludzi. Jest On ofiarą przebłagania nie tylko za nasze grzechy, lecz za cały świat (l Jana 2,2). Jego krew wystarczy dla każdego, kto w Niego wierzy, dla wszystkich grzeszników na całym świecie (Jan 3,18-19).

Przyjmijmy jednak, że Żyd, który przeszedł na chrześcijaństwo i został uświęcony krwią nowego przymierza, odwraca się plecami do krzyża, zwraca się ponownie do służby w świątyni i składa tamże ofiary za grzechy. Czy może istnieć jeszcze taka ofiara za grzechy? Nie istnieje żadna inna, gdyż odrzucił on JEDYNĄ, PRAWDZIWĄ OFIARĘ. Wszystkie ofiary w świątyni nie mogą mu pomóc. Przeciwnie, oskarżają go, że podeptał Syna Bożego i zbeszcześcił krew przymierza (odszczepieńczym chrześcijanom kazano deptać po krzyżu).

Jeszcze słowo wyjaśnienia do wyrażenia „grzeszyć wolą”. Zakon rozróżniał pomiędzy popadnięciem w grzech, a świadomym przekroczeniem Zakonu. Za pierwsze istniało przebaczenie, za ostatnie – nie. W tekście nie chodzi o potknięcie się chrześcijanina, lecz o świadome odrzucenie krzyża. Kto tak czyni daje się poznać jako „przeciwnik” (w.27) i „cofa się ku zatraceniu” (w. 39). Nie wytrwał, więc nie dostąpi tego, co Bóg obiecał (w. 36). Swoim odstępstwem pokazał, że nie był odrodzony.

A jednak autor kończy ten rozdział słowami:

„Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę” (w. 39).
UŚWIĘCENIE, BEZ KTÓREGO NIKT NIE UJRZY PANA

Następny zarzut opiera się o Hebr. 12,14-15:

„Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, by nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej”.

Często miejsce to rozumiane jest tak, że musi się osiągnąć pewien określony stopień uświęcenia, by wejść do nieba. Jeżeli się grzeszy, spada się z osiągniętej wysokości i trzeba zaczynać od nowa. Porównanie z wyrażeniem: „dążcie do pokoju ze wszystkimi”, uwidacznia już, że taka intepretacja jest fałszywa. Nie ma tu bowiem mowy o określonym stanie lub stopniu pokoju, do którego musimy dążyć. Chodzi tu bardziej o skłonność, jaką reprezentować winien każdy odrodzony chrześcijanin. Jeśli ktoś twierdzi, że nim jest, a nie dąży do pokoju i uświęcenia, pokazuje przez to, że nie zna pokoju, jaki daje Bóg, ani nie zna uświęcenia Bożego. Taki człowiek jest obłudnikiem i nie będzie oglądał Boga!

Ponadto ważne jest sprawdzenie znaczenia pojęcia „święty”: dosłownie, oznacza to „oddzielony”, przy czym główny nacisk położony jest nie na „oddzielony od zła”, lecz na „oddzielony dla Boga”. Powiedziano o Panu Jezusie, że był „poświęcony i posłany w świat” (Jan 10,36) i że „poświęcił się za nas” (Jan 17,19). Poświęcił się więc tej służbie i w tym sensie jest „oddzielony” dla Boga. W tym też sensie mówi się o wierzących, że są „uświęceni” w Jezusie Chrystusie i dlatego nazwani są przez Boga „świętymi”.

Nie jest to jednak własne osiągnięcie człowieka odrodzonego, lecz dar Boży. Od tych, którzy zajmują miejsce świętych, oczekuje Bóg, że będą oni także w praktyce prowadzili uświęcone życie. Kto twierdzi, że należy do Boga, lecz nie dąży do życia dla Boga i z Bogiem, ten jest obłudnikiem. Życie jego jest zaprzeczeniem jego wyznania. Jeżeli natomiast wierzący, tak jak Piotr, popadnie w grzech, wtedy objawi skruchę, wyzna swą winę i potępi przyczynę swego upadku (np. wiara we własne siły – „nie opuszczę cię”), będzie prosił o siły i o zbawienie, i udowodni w ten sposób, że dąży do uświęcenia. Kto tak postępuje, będzie oglądał Boga.

PAN, KTÓRY ICH ODKUPIŁ…

Również listy Piotra są źródłem przytaczania zarzutów. Piotr pisze o ludziach, „którzy zapierają się Pana, który ich odkupił, sprowadzają na siebie rychłą zgubę” (2 Piotr 2,1). Jak należy to tłumaczyć?

Apostoł nazywa tych ludzi fałszywymi nauczycielami i porównuje ich do fałszywych proroków w Izraelu. Czy fałszywi prorocy rzeczywiście byli sługami Bożymi? Nie! Tak samo i ci nie są prawdziwymi uczniami Jezusa. Ale przecież są przez Pana odkupieni? Użyte wyrażenie oznacza Pana niewolników. Niewolnika kupuje się. Jezus Chrystus zapłacił okup za wszystkich. Człowiek z podobieństwa o ukrytym skarbie w Ew. Mat. 15,44 nie kupił samego tylko skarbu ukrytego w ziemi, lecz całą rolę. Tym kupującym człowiekiem jest Jezus Chrystus, a rolą – cały świat.

Jeśli ktoś wyznaje wiarę chrześcijańską, przyznaje tym samym, że Jezus jest jego Panem. Jest więc zobowiązany mu służyć. Jeżeli człowiek ten okazuje się później fałszywym nauczycielem, który zwodzi trzodę – zapiera się swego Pana, który go odkupił.
POWRÓT DO TARZANIA SIĘ W BŁOCIE

W tym samym rozdziale pisze apostoł Piotr o ludziach, którzy powracają do swego niemoralnego sposobu życia i tym samym szkalują uświęcenie. Dla nich lepiej byłoby „nie poznać drogi sprawiedliwości, niż poznawszy ją, odwrócić się od przekazanego im świętego przykazania” (2 Ptr 2,21). Ludzi tych Piotr porównuje do „psa, który powraca do swych wymiocin i świni, która tarza się w błocie” (2 Ptr 2,22).

Również tu nie powiedziano nic o możliwym odpadnięciu z grona dzieci Bożych. Nie powiedziano tu: „owca” powraca do swych wymiocin, lecz „pies”. Pies może pozostawić na jakiś czas swoje odchody, lecz później powróci do nich. Świnia pięknie umyta powróci znów do błota. Miły pies i umyta świnia nie zmienią swej natury – nie staną się owcą. Na to musiałyby posiąść inną naturę; tylko przez pewien czas pozostaną czyste. Istnieje cały szereg takich chrześcijańskich „psów” i „świń”. Na pewien czas, przez poznanie nauki Jezusa, wyzwolili się z brudów tego świata (w. 20), lecz później do nich powracają.

Dla tych ludzi byłoby lepiej, gdyby nie poznali drogi sprawiedliwości, bo teraz są bardziej winni, niż pijak lub niegodziwiec, który nigdy nie słyszał Ewangelii. Ludzie ci poddali swe życie zewnętrznemu, okresowemu oczyszczeniu, nie doszło jednak u nich do pełnego wewnętrznego oczyszczenia. Stąd też nazywa ich apostoł „bezbożnikami” (w. 9). Nigdy nie stali się oni grzesznikami usprawiedliwionymi przez wiarę.

MIEJCIE SIĘ NA BACZNOŚCI, ABYŚCIE NIE DALI SIĘ WYPRZEĆ Z MOCNEGO SWEGO STANOWISKA

Drugi List Piotra zawiera jeszcze jeden rzekomy kontrargument. Powołuje się tu na rozdz. 3,17, gdzie napisano:

„Miejcie się na baczności, abyście, zwiedzeni przez błędy łudzi nieprawych, nie dali się wyprzeć z mocnego swego stanowiska”.

Prawdziwy chrześcijanin może upaść i dlatego potrzeba nam nieustannie przestróg i napomnień. Jakże wielu jest takich, którzy kiedyś byli wspaniałym przykładem świadectwa, lecz później powrócili do nieprawego życia. Nie byli czujni, nie trwali w modlitwie i upadli. Czy oznacza to, że są zgubieni? Nie. Jeśli byli prawdziwie odrodzeni, Jezus jest ich orędownikiem u Ojca (l Jana 2,1), a Duch Święty rozpoczyna swą pracę odnowienia. Dawid ciężko zgrzeszył, lecz powiedział o Bogu w Ps. 23,3: „duszę moją On pokrzepia” (odnawia moją duszę), ze złamanym sercem wyznał Bogu swój grzech i prosił: „Przywróć radość z wybawienia Twego” (Ps. 51,14). Aby przywieść swą trzodę do opamiętania, zsyła Pan na nią czasami ciężkie doświadczenia, lecz zbyt ją kocha, by pozwolić jej pójść na zatracenie.
WYMAZANIE Z KSIĘGI ŻYWOTA

W Księdze Objawienia widzimy, że Chrystus w żadnym wypadku nie wymaże imienia zwycięzcy z księgi żywota, co sugeruje równocześnie, że mogą być wymazane imiona innych.

To, że imiona wymazane zostaną z księgi żywota jest całkowicie pewne, lecz nie na podstawie tego tekstu tylko na podstawie Psalmu 69,29, gdzie prorokowano:

„Niech będą wymazani z księgi życia, a ze sprawiedliwymi niech nie będą zapisani!”

Psalm 69 jest psalmem mesjanicznym, mówiącym o cierpieniach na krzyżu (w. 21). Mowa w nim także o wrogach Jezusa i tych, którzy mu urągali. O nich to powiedziano:

„Przydaj winy do winy ich, niech nie dostąpią sprawiedliwości twojej” (w. 28).

Tak więc cytat ten wyraźnie pokazuje, że jeśli czyjeś imię zapisane jest w księdze życia, nie oznacza to jeszcze, że jest on usprawiedliwony. Nie jest też powiedziane, że ktoś taki posiada życie wieczne, które straci, jeśli jego imię zostanie wymazane z księgi.

Księga życia jest przede wszystkim księgą wszystkich żyjących. Tak też psalmista widzi się zapisanym jako stworzenie w „Jego księdze” (Ps. 139,16). Mojżesz prosi, by zamiast Izraela mógł być wymazany z księgi życia:

„Teraz, racz odpuścić ich grzech, lecz jeżeli nie, to wymaż mnie ze swojej księgi, którą napisałeś” (2 Mojż. 32,32).

W zasadzie każdy człowiek jest „kandydatem do życia wiecznego”. Bóg nie ustalił z góry listy potępionych. Jeśli ktoś się narodził, jest zapisany w księdze życia, a zatem jest kandydatem do życia wiecznego. Jeżeli jednak ktoś odrzuci zbawienie, które mu Bóg ofiaruje, wtedy zapłatą za grzech jest nie tylko śmierć cielesna, lecz również wymazanie z księgi życia. Człowiek ten nie okazał się godny życia.

Gdy kiedyś umarli staną przed wielkim białym tronem, będzie tam leżeć księga życia, jako milczący świadek. Wtedy znajdować się tam będą tylko imiona sprawiedliwych. Sprawiedliwi ci znani są naturalnie Bogu już wcześniej. Dlatego też Obj. 13,8 i 17,8 mówi o sprawiedliwych, których imiona zapisane są w księdze żywota od założenia świata. Stąd nosi ona również nazwę „Księga żywota Baranka, który został zabity”. Imiona tych, którzy są tam zapisani, nie zostaną wymazane.

Księgę żywota należy zatem rozpatrywać w dwóch aspektach:

a) jako księgę żywych, z której wymazani zostaną niewierzący;

b) jako księgę życia Baranka. Imiona tych, którzy są tam zapisani, nie zostaną wymazane.

CZY BRAT MOŻE ZGINĄĆ? CZY PAWEŁ MÓGŁ BYĆ ODRZUCONY?

W l Kor. 8,11 mowa jest o tym, że „I tak przyczyni się twoje poznanie do zguby człowieka słabego, brata, za którego Chrystus umarł”.

Apostoł mówił w tym rozdziale o odpowiedzialności „mocnych w wierze” względem „słabych”.

Przyjmijmy, że ktoś jest mocny w wierze i idzie do świątyni, aby tam spożywać mięso. Nie bierze udziału w bałwochwalczym rytuale, bo chodzi mu jedynie o to, by zjeść mięso. Pod tym względem świątynie były bardzo popularne! Ten „mocny w wierze” nie widzi w bożku nic szczególnego, a mięso jest dla niego zwykłym mięsem.

Inny chrześcijanin widzi go tam wchodzącego, ale sumienie nie pozwala mu w ten sam sposób postąpić. Widzi jednak, że inni tam idą, a sam też chętnie je mięso, więc idzie pomimo wszystko i postępuje wbrew swojemu sumieniu. Dla niego osobiście oznacza to związanie się z bożkami i następstwem jest powrót do pogaństwa. Czy ten mocny w wierze może powiedzieć: „O, ale tamten był słaby, nie był więc prawdziwym chrześcijaninam, nie muszę się tym wcale przejmować”. Nie, on jest bratem, którego znał jako takiego. Na skutek jego nieczułego postępowania, słabszy brat wpadł w szpony pogaństwa i zginął (nie mówimy tutaj, że Bóg przywoła go z powrotem, jeżeli jest on człowiekiem odrodzonym, bo osłabiłoby to naszą odpowiedzialność). Tego argumentu używa apostoł po to, by zwrócić uwagę „mocnym w wierze” na sumienie „słabszego brata” i by nie żyli oni w duchu, który mówi: „Czyż powinienem być stróżem brata mego?”

W następnym rozdziale pisze Paweł w odniesieniu do samego siebie:

„Bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (l Kor. 9,27).

A w 2 Kor. 13,5 czytamy:

„Czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba, żeście próby nie przeszli”.

Paweł porównuje siebie do lekkoatlety (l Kor. 9,24-26). Mówi o swym udziale w biegu i o walce, którą toczy. Za pomocą tych przykładów porównuje on swój bieg, jako sługi Bożego. Przyjmijmy, że Paweł zrezygnowałby ze swej służby, ze swej walki, wtedy nie byłby już jednak „uczestnikiem ewangelii” (l Kor. 9,23). Jego życie wykazałoby, że przez krótki czas jedynie był zawodnikiem i niósł świadectwo Boże. Nieuniknioną konsekwencją byłaby jego dyskwalifikacja.

Może myśleliście, że Pismo mówi: Pawle, spocznij sobie spokojnie na laurach – osiągnąłeś cel. Nie. Życie z Boga objawia się w bezustannym działaniu; rezygnacja z tego dowodzi jedynie, że to życie z Boga w ogóle nie istniało. To samo dotyczy Koryntian. Szukali oni dowodu na to, że Paweł rzeczywiście był apostołem Jezusa Chrystusa. „Więc” – mówi apostoł – „zapytajcie samych siebie, czy wierzycie. Jeżeli na to pytanie możecie odpowiedzieć twierdząco, macie wraz z tą odpowiedzią dowód na moje apostolstwo. Przeze mnie bowiem usłyszeliście ewangelię o Jezusie Chrystusie”, „lub” – kontynuuje ironicznie – „czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba, żeście próby nie przeszli” (patrz 2 Kor. 13,3-6).

Słowa te nie mówią jednak nic o odrzuceniu dzieci Bożych. Koryntianie ci musieli wprost dojść do wniosku, że nigdy nie byli dziećmi Bożymi.

JEŻELI SPRAWIEDLIWY…

Na zakończenie jeszcze dwa miejsca, mówiące o „sprawiedliwym”. Pierwsze znajdziemy w Księdze Ezechiela 18,24. Mowa tam o tym, że sprawiedliwy umrze, jeżeli odwróci się od sprawiedliwości i będzie czynił bezprawie.

Osobliwą rzeczą jest, że przytacza się to miejsce, by ograniczyć w swej mocy Ewangelię łaski, głoszoną w obecnym okresie (eonie). Przeczytajcie, proszę, cały ten rozdział. Bóg mówi w nim, że grzeszny człowiek będzie żył, jeżeli odwróci się od zła, dobrze będzie traktował ubogich, nie będzie uprawiał lichwiarstwa, itp. Czy mamy to przedstawiać ludziom naszej epoki jako Ewangelię? Jest to przecież Zakon w najczystszej formie. Przyjmijmy, że jako ewangelista powiedziałbym do pijaczyny: „Skończ z piciem, bądź dobrym ojcem rodziny, a będziesz żył”. Czy rzeczywiście byłbym wtedy sługą Ewangelii? Na pewno nie.

Lecz nie mogę też powiedzieć odwrotnie: „Sprawiedliwy człecze, jeżeli popadniesz w grzech, umrzesz na podstawie tego, co napisano w Ks. Ezechiela w 18 rozdz.”. Wtedy nadałbym wyrażeniom „sprawiedliwy”, „żyć”, i „umrzeć” nowotestamtentowe znaczenie, którego nie posiadają w Ks. Ezechiela w 18 rozdz.. Nie było tam mowy o usprawiedliwieniu, jakie jest w Jezusie Chrystusie, ani o życiu wiecznym i o wiecznej śmierci.

Drugie miejsce nadaje się jeszcze mniej, jako argument. Odsyła się czytelnika do Pierwszego Listu Piotra 4,18:

„A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą?”

Nie napisano tu wcale, że istnieje sprawiedliwy, który zostanie potępiony. Cytat ten nie nadaje się na argument. Bóg wyraźnie mówi, że sprawiedliwy zostanie zbawiony, lecz droga sprawiedliwego prowadzi przez wszelkiego rodzaju próby, jak pokazuje to wiersz 12 i następne. Bóg używa tych prób do udoskonalenia, gdyż nie może tolerować u swych dzieci nic przewrotnego. Tu jest ważne to samo, co Bóg powiedział o Izraelu:

„Tylko o was zatroszczyłem się z wszystkich pokoleń ziemi, dlatego was będę karał za wszystkie wasze winy” (Amos 3,2).

Jeżeli wszyscy chrześcijanie już tu na ziemi byliby doskonałymi świętymi, nie musiałoby odbywać się udoskonalanie, a ponieważ tak nie jest, Bóg nie może z niego zrezygnować. Jeżeli ludzie, którzy usprawiedliwieni zostali krwią Jezusa Chrystusa, zostali przez to zbawieni, gdzie znajdzie się grzesznik, którego grzechów nie zmyła krew Chrystusa?

Oczekuje go wieczny sąd. Lecz sprawiedliwy zostanie zbawiony, chociaż „z trudnością”, przy dużym zaangażowaniu ze strony Boga.
DWA WĄTKI

Z tych rozważań możemy wyciągnąć wniosek, że istnieją dwa rodzaje miejsc w Piśmie. Jeden szereg cytatów mówi o bezwarunkowym zbawieniu dzieci Bożych, ponieważ dzieło w ich duszach jest dziełem Bożym. Drugi pokazuje, że ktoś, kto wyzna, że jest chrześcijaninem, może wyrzec się chrześcijańskiej wiary, przez swoje życie, fałszywe nauki.

W jaki praktyczny sposób możemy te dwa wątki wykorzystać dla siebie? Powinniśmy pozostawić Słowo Boże tam, gdzie jest; innymi słowy – określone poselstwo skierowane jest do określonego adresata! Tak więc słowa: „Mężowie, miłujcie żony swoje” skierowane jest do mężów, a nie do ich żon. Podobnie: „Żony, bądźcie uległe mężom swoim” skierowane jest do kobiet, a nie do ich partnerów. Jakże często zdarza się jednak, że mężulek wbija do głowy żonie „jej miejsce” i odwrotnie. Tak samo może się przydarzyć z tymi dwiema grupami miejsc z Pisma Świętego. Powtarzając za pewnym misjonarzem z Tajlandii:

„Z tymi obiema grupami tekstów z Pisma Świętego związane są, że tak powiem, dwa wątki. Człowiek wierzący, który nie związany jest z przewrotną nauką i prowadzi porządne życie, lecz wątpi w swoje zbawienie, ponieważ patrzy na siebie samego, musi sięgnąć do wątku z pierwszej grupy cytatów.

Ktoś, kto wyznaje, że jest chrześcijaninem, lecz jego życie stoi w sprzeczności z tym wyznaniem, musi sięgnąć do wątku drugiej grupy. Niestety, szatan bardzo sprytnie potrafi poplątać oba wątki. Wątpiący chrześcijanin bierze sobie do serca napomnienia z drugiej grupy i popada w rozpacz. Chrześcijanin prowadzący złe życie, opiera się na pierwszej grupie i w ten sposób usiłuje uspokoić swe sumienie”.

Pierwszy wątek jest ścieżką łaski. Drugi – ścieżką odpowiedzialności. Oba musimy traktować w sposób biblijny.
POPRAWIAĆ W DUCHU ŁAGODNOŚCI

My jako chrześcijanie nie jesteśmy pozostawieni samym sobie. Jesteśmy wzajemnie za siebie odpowiedzialni (l Kor. 12,25-26). Jak powinniśmy zatem służyć sobie nawzajem, mając na względzie te dwa powyższe przykłady? W pierwszym przypadku nie jest to takie trudne: wątpiącemu wierzącemu powinniśmy próbować pokazać wyraźnie następstwa dzieła Jezusa Chrystusa. Najczęstszym źródłem wątpliwości jest to, że człowiek jest rozczarowany samym sobą. Odkrycie grzesznej natury i zawód w praktyce życia chrześcijańskiego są najczęstszymi przyczynami zwątpienia. Wierzący taki potrzebuje dodatkowego pouczenia. Musi on pojąć, że Chrystus nie tylko umarł za niego, lecz że również on umarł z Nim: Bóg nie widzi go w jego grzesznym stanie sprzed nawrócenia, lecz jako nowe stworzenie w Jezusie Chrystusie. Spojrzenie tych wierzących musi być skierowane na Jezusa Chrystusa, najwyższego Kapłana, który lituje się nad naszymi słabościami, bo i sam poddany był wszelakim próbom (Hebr. 2,18;

4,15-16) i nam spieszy z pomocą.

Jeśli chodzi o drugi przykład, sprawa przedstawia się trochę trudniej. Musimy próbować napomnieć tych chrześcijan, tak jak Paweł to czyni w liście do Galacjan:

„Bracia, jeżeli człowiek zostanie przyłapany na jakimś upadku, wy, którzy macie Ducha, poprawiajcie takiego w duchu łagodności, bacząc każdy na samego siebie, abyś i ty nie był kuszony” (Gal. 6,1).

Jak to jednak zrobić? Istnieją dwie możliwości:

1. Może się zdarzyć, że wierzący popadnie w grzech i skruszony wyzna Bogu swą winę. Wtedy możemy mu wskazać Chrystusa jako Orędownika u Ojca (l Jana 2,1) i powiedzieć: „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości.” (1 Jana 1,9). Taki wierzący potrzebuje naszego wsparcia i napomnienia, by ponownie nie popadł w grzech.

2. Może się jednak zdarzyć, że ktoś uparcie trwa w grzechu i zimno stwierdza: „I tak jestem zbawiony, bo jestem dzieckiem Bożym”, Czy powinniśmy go umacniać, mówiąc o łasce Bożej, która nie da zginąć dziełu swych rąk? W żadnym wypadku. Bo któż nas zapewni, że osoba ta jest rzeczywiście odrodzona? Nie jesteśmy przecież w stanie wejrzeć w jego serce, a wyznanie jego wiary stoi w sprzeczności z jego postępowaniem. Takiemu człowiekowi nie powinniśmy wskazywać na łaskę Bożą, lecz na odpowiedzialność, spoczywającą na każdym chrześcijaninie. Do niego bowiem odnosi się cytat: „Jeśli bowiem według ciała żyjecie, umrzecie” (Rzym. 8,13).

Żyje on jako wróg krzyża Chrystusowego, czego końcem jest zatracenie. To winniśmy mu uzmysłowić.

A jeśli jest to jednak dziecko Boże? To nie jest już nasza sprawa, lecz Boga. Wyobraźmy sobie, że idę z moim dzieckiem nad kanałem. Dziecko chce zbiec ze skarpy prosto do wody. Czy powiem wtedy: „Jazda, biegnij, wyciągnę cię na czas?” Nie, powiem: „Jeśli to zrobisz, utopisz się”. A to, że ja jako ojciec, nie dopuszczę, by do tego doszło, to już inna sprawa.

Taki chrześcijanin powinien zostać skarcony. Jeśli przez to nawrócimy go z błędnej drogi, możemy powiedzieć, że wybawiliśmy duszę od śmierci (Jak. 5,19-20).

Łaska Boża jest ogromna. Nasza odpowiedzialność jest równie duża. Moim serdecznym życzeniem jest, by dzięki tym rozważaniom, obie te sprawy znalazły się w prawdziwym świetle.
KONIEC